Dziś rocznica bitwy nad rzeką Boyne w Irlandii.
Uroczystości związane ze zwycięstwem protestanckiego uzurpatora Wilhelma Orańskiego nad oddziałami wiernymi Jakubowi II Stuartowi, katolickiemu królowi Anglii i Szkocji, odbywają się głównie w Irlandii Północnej i związane są z przemarszem członków Zakonu Orańskiego przez miasta Ulsteru (także przez ich katolickie dzielnice). W nocy poprzedzającej parady unioniści palą flagi Republiki Irlandii. Nazwa całego eventu to Twelfth – dwunasty, od dwunastego dnia lipca 1689 r., kiedy bitwa miała miejsce.
Jest to data na tyle istotna w historii Kościoła katolickiego w Brytanii, że „papiści” zamieszkujący inne części Wysp także o niej pamiętają i to nie tylko ze względu na prowokacje ulsterskich protestantów. Nie noszą wprawdzie ostentacyjnej żałoby, ale dyskutują o tym, „co by było gdyby” przy kuflu ciemnego irlandzkiego piwa.
Dokładnie 320 lat temu, w dniu 1 lipca – bo wówczas był właśnie pierwszy lipca starego stylu (o zawiłościach recepcji reformy gregoriańskiej w brytyjskim kalendarzu już pisałem tutaj), poległy, jak się wydaje ostatecznie, nadzieje na przywrócenie na tron Anglii i Szkocji katolickiej dynastii i powrotu obu królestw do jedności z Rzymem.
Monarchą, który poniósł klęskę pod Boyne był Jakub II Stuart, młodszy syn Karola I – tego, który dosłownie i w przenośni stracił głowę za czasów wojny z Parlamentem. Jakub urodził się w wierze protestanckiej, ale około 1668 r. przyjął katolicyzm. Mógł zresztą sobie na taki luksus pozwolić (czyż wyznawanie prawdziwej wiary nie jest przywilejem?), bo był zaledwie młodszym bratem aktualnie panującego Karola II i nie wydawało się, by miał kiedykolwiek objąć tron. Nie można jednak powiedzieć, że Jakub nie był oddanym katolikiem. Dał temu dowód w 1673 r. odmawiając wypełnienia warunków wynikających z uchwalonej przez parlament w atmosferze antykatolickiej histerii Test Act – ustawy przyjęta w atmosferze antykatolickiej histerii nakładającej na każdego poddanego piastującego publiczny urząd obowiązek podpisania anglikańskiego wyznania wiary i przyjęcia anglikańskiej komunii pod dwiema postaciami. Utracił wtedy swoje godności Lorda Wielkiego Admirała i Lorda Strażnika Pięciu Portów, które wraz ze sławą i popularnością uzyskał podczas III Wojny Holenderskiej (to na jego cześć, jako księcia Yorku, zdobyty przez niego Nowy Amsterdam przemianowano na Nowy Jork). I to właśnie ta wojenna sława, mimo wyznawanego papizmu i wbrew protestanckiej propagandzie, sprawiła że jego wstąpienie na tron po przedwczesnej i bezpotomnej śmierci brata nie napotkało większego oporu.
Jakub cieszył się poparciem torysów, którzy obawiając się kolejnej rewolucji i wojny domowej widzieli w królu gwaranta odzyskanego ładu. Początkowo nowy monarcha zachowywał się rozsądnie i z umiarem, jednak z czasem ujawniły się jego absolutystyczne poglądy. Oczywiście dla protestantów węszących wszędzie jezuickie spiski(spowiednik króla był członkiem Towarzystwa Jezusowego) przejawem absolutyzmu było nawet ogłoszenie amnestii dla katolików i praw tolerancyjnych. Z czasem król był coraz mniej rozważny i zaczął dostarczać kacerzom poważniejszych argumentów. Swój zamysł rekatolicyzacji Anglii połączył z jej „re-absolutyzacją”, co wprowadzał w życie tak gorliwe, że w końcu stracił poparcie torysów. To, że jego żona powiła mu syna i jego protestancka siostra straciła widoki na tron jeszcze pogłębiło kryzys. Dalej wszystko potoczyło się jak za rządów jego ojca, Karola I, który, jak śpiewano w Latającym Cyrku Monty’ego Pythona „miał 5 stóp i 6 cali wzrostu na początku swego panowania, ale tylko 4 stopy i 8 cali, gdy je zakończył”. Jakub wprawdzie nie ścięto głowy, ale i tak musiał pożegnać się z władzą, co nastąpiło po przybyciu z Niderlandów jego zięcia i protestanckiej córki. Obalony król wyjechał do Francji.
Bitwa nad Boyne została stoczona już w czasie, gdy Jakub próbował powrócić na tron i wylądował w Irlandii wspierany przez wojska francuskie. Liczył na poparcie tamtejszej katolickiej ludności i się nie zawiódł. Irlandczycy na swoją zgubę stanęli po jego stronie. Gdy król ponownie udał się pod opiekę Ludwika XIV mieszkańcy Szmaragdowej Wyspy znów, jak za czasów Cromwella, musieli cierpieć okrutne angielsko-protestanckie prześladowania.
Grzechem Jakuba nie była chęć rekatolicyzacji Anglii – to oczywiste. Jego grzechem był brak potrzebnej monarsze mądrości. Człowiek inteligentny uczy się na swoich błędach, mądry na cudzych. Jakuba błędy własnego ojca nauczyły niewiele, zgoła nic. Jego pragnienie powrotu Anglii do komunii Kościoła Powszechnego z jego teologią Realnej Obecności, Ofiarą Mszy, papieżem, Siedmioma Sakramentami, czyśćcem, kultem Najświętszej Marii Panny, Świętych Obcowaniem, zakonami, nabożeństwami i kadzidłem być może w dłuższej perspektywie okazałoby się dla Anglików znośne. Jednak jego zaślepienie absolutystyczną ideologią władzy było tą jedyną rzeczą, którą protestanci najzupełniej zgodnie z prawdą mogli nazwać „papistowskim zabobonem” i go zwalczać.
Jakub Pytel
Uroczystości związane ze zwycięstwem protestanckiego uzurpatora Wilhelma Orańskiego nad oddziałami wiernymi Jakubowi II Stuartowi, katolickiemu królowi Anglii i Szkocji, odbywają się głównie w Irlandii Północnej i związane są z przemarszem członków Zakonu Orańskiego przez miasta Ulsteru (także przez ich katolickie dzielnice). W nocy poprzedzającej parady unioniści palą flagi Republiki Irlandii. Nazwa całego eventu to Twelfth – dwunasty, od dwunastego dnia lipca 1689 r., kiedy bitwa miała miejsce.
Jest to data na tyle istotna w historii Kościoła katolickiego w Brytanii, że „papiści” zamieszkujący inne części Wysp także o niej pamiętają i to nie tylko ze względu na prowokacje ulsterskich protestantów. Nie noszą wprawdzie ostentacyjnej żałoby, ale dyskutują o tym, „co by było gdyby” przy kuflu ciemnego irlandzkiego piwa.
Dokładnie 320 lat temu, w dniu 1 lipca – bo wówczas był właśnie pierwszy lipca starego stylu (o zawiłościach recepcji reformy gregoriańskiej w brytyjskim kalendarzu już pisałem tutaj), poległy, jak się wydaje ostatecznie, nadzieje na przywrócenie na tron Anglii i Szkocji katolickiej dynastii i powrotu obu królestw do jedności z Rzymem.
Monarchą, który poniósł klęskę pod Boyne był Jakub II Stuart, młodszy syn Karola I – tego, który dosłownie i w przenośni stracił głowę za czasów wojny z Parlamentem. Jakub urodził się w wierze protestanckiej, ale około 1668 r. przyjął katolicyzm. Mógł zresztą sobie na taki luksus pozwolić (czyż wyznawanie prawdziwej wiary nie jest przywilejem?), bo był zaledwie młodszym bratem aktualnie panującego Karola II i nie wydawało się, by miał kiedykolwiek objąć tron. Nie można jednak powiedzieć, że Jakub nie był oddanym katolikiem. Dał temu dowód w 1673 r. odmawiając wypełnienia warunków wynikających z uchwalonej przez parlament w atmosferze antykatolickiej histerii Test Act – ustawy przyjęta w atmosferze antykatolickiej histerii nakładającej na każdego poddanego piastującego publiczny urząd obowiązek podpisania anglikańskiego wyznania wiary i przyjęcia anglikańskiej komunii pod dwiema postaciami. Utracił wtedy swoje godności Lorda Wielkiego Admirała i Lorda Strażnika Pięciu Portów, które wraz ze sławą i popularnością uzyskał podczas III Wojny Holenderskiej (to na jego cześć, jako księcia Yorku, zdobyty przez niego Nowy Amsterdam przemianowano na Nowy Jork). I to właśnie ta wojenna sława, mimo wyznawanego papizmu i wbrew protestanckiej propagandzie, sprawiła że jego wstąpienie na tron po przedwczesnej i bezpotomnej śmierci brata nie napotkało większego oporu.
Jakub cieszył się poparciem torysów, którzy obawiając się kolejnej rewolucji i wojny domowej widzieli w królu gwaranta odzyskanego ładu. Początkowo nowy monarcha zachowywał się rozsądnie i z umiarem, jednak z czasem ujawniły się jego absolutystyczne poglądy. Oczywiście dla protestantów węszących wszędzie jezuickie spiski(spowiednik króla był członkiem Towarzystwa Jezusowego) przejawem absolutyzmu było nawet ogłoszenie amnestii dla katolików i praw tolerancyjnych. Z czasem król był coraz mniej rozważny i zaczął dostarczać kacerzom poważniejszych argumentów. Swój zamysł rekatolicyzacji Anglii połączył z jej „re-absolutyzacją”, co wprowadzał w życie tak gorliwe, że w końcu stracił poparcie torysów. To, że jego żona powiła mu syna i jego protestancka siostra straciła widoki na tron jeszcze pogłębiło kryzys. Dalej wszystko potoczyło się jak za rządów jego ojca, Karola I, który, jak śpiewano w Latającym Cyrku Monty’ego Pythona „miał 5 stóp i 6 cali wzrostu na początku swego panowania, ale tylko 4 stopy i 8 cali, gdy je zakończył”. Jakub wprawdzie nie ścięto głowy, ale i tak musiał pożegnać się z władzą, co nastąpiło po przybyciu z Niderlandów jego zięcia i protestanckiej córki. Obalony król wyjechał do Francji.
Bitwa nad Boyne została stoczona już w czasie, gdy Jakub próbował powrócić na tron i wylądował w Irlandii wspierany przez wojska francuskie. Liczył na poparcie tamtejszej katolickiej ludności i się nie zawiódł. Irlandczycy na swoją zgubę stanęli po jego stronie. Gdy król ponownie udał się pod opiekę Ludwika XIV mieszkańcy Szmaragdowej Wyspy znów, jak za czasów Cromwella, musieli cierpieć okrutne angielsko-protestanckie prześladowania.
Grzechem Jakuba nie była chęć rekatolicyzacji Anglii – to oczywiste. Jego grzechem był brak potrzebnej monarsze mądrości. Człowiek inteligentny uczy się na swoich błędach, mądry na cudzych. Jakuba błędy własnego ojca nauczyły niewiele, zgoła nic. Jego pragnienie powrotu Anglii do komunii Kościoła Powszechnego z jego teologią Realnej Obecności, Ofiarą Mszy, papieżem, Siedmioma Sakramentami, czyśćcem, kultem Najświętszej Marii Panny, Świętych Obcowaniem, zakonami, nabożeństwami i kadzidłem być może w dłuższej perspektywie okazałoby się dla Anglików znośne. Jednak jego zaślepienie absolutystyczną ideologią władzy było tą jedyną rzeczą, którą protestanci najzupełniej zgodnie z prawdą mogli nazwać „papistowskim zabobonem” i go zwalczać.
Jakub Pytel