21.07.2014

O rzeczywistych przyczynach wizytacji apostolskiej w Paragwaju



Niedawno minął rok od chwili, gdy papież Franciszek faktycznie zabronił członkom Zgromadzenia Braci Franciszkanów Niepokalanej celebrowania Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim, w ten sposób dokonując pierwszego tak poważnego wyłomu w dziedzinie stosowania zapisów Motu Proprio Summorum Pontificum. Dla zgromadzenia oskarżanego o próby podważania magisterium II Soboru Watykańskiego i „kryptolefebryzm” ustanowiono również komisarza apostolskiego w osobie o. Fidenzio Volpiego OFM Cap., zabroniono udzielania święceń, rozwiązano seminarium, wprowadzono zakaz publikacji itd. Restrykcje nie ominęły Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Niepokalanej – w ich wspólnocie odbywa się wizytacja apostolska, której skutki wydają się być łatwe do przewidzenia, bo wizytatorką jest s. Fernanda Barbiero, doroteuszka należąca do ekumenicznego i feministycznego zrzeszenia teolożek Coordinamento Theologe Italiane.

Decyzje Ojca Świętego i jego pełnomocników spotkały się licznymi protestami katolickich tradycjonalistów, którzy zaczęli dostrzegać narastającą groźbę odebrania im praw zagwarantowanych za czasów pontyfikatu papieża Benedykta XVI. W związku z tym, gdy tylko publicznie ogłoszono, że papież Franciszek zarządził wizytację kanoniczną w paragwajskiej diecezji Ciudad del Este, wielu publicystów uznało, że jest to kolejny cios wymierzony w konserwatystów w Kościele katolickim. Trzeba bowiem wiedzieć, że diecezja, której ordynariuszem jest związany z Opus Dei bp Rogelio Ricardo Livieres Plano jest jedną z tych w Ameryce Południowej najmniej dotkniętych nowinkami, słabo zinfiltrowaną przez sekty ewangelikalne (98% ludności to katolicy), w której wciąż panuje tradycyjny model pobożności (niemal w każdej parafii odprawiana jest Msza trydencka) i która jako jedyna w regionie może poszczycić się dużą liczbą powołań – w 2004 r., gdy bp Livieres Plano rozpoczynał urzędowanie, w diecezji posługiwało 70 kapłanów zakonnych i zaledwie 12 diecezjalnych, tymczasem dziś w miejscowym seminarium formację odbywa 250 kandydatów do święceń.

W serwisach i na forach internetowych pojawiły się przypuszczenia, że za decyzją o wizytacji apostolskiej w Ciudad del Este stoją ordynariusze pozostałych 11 paragwajskich diecezji, a także inni południowoamerykańscy hierarchowie, którzy z zazdrością spoglądają na sukcesy duszpasterskie bp. Livieresa, ale nie myślą go naśladować, bo są zwolennikami katolicyzmu „postępowego” i tzw. teologii wyzwolenia. Można nawet spotkać opinie, że decyzja o wizytacji jest efektem osobistej, zadawnionej urazy kard. Bergoglio do bp. Livieresa, ale próżno szukać na to jakichś dowodów. Ci, którzy stają w obronie papieskiej decyzji starają się w niej odnaleźć motywację pozytywną – chęć zbadania metod duszpasterskich, które skutkują tak licznymi powołaniami i przeszczepienie ich do diecezji, które cierpią ich niedobór.

Prawda wydaje się nieco inna. Trudno uwierzyć, żeby Ojciec Święty podjął decyzję o wizytacji z samej tylko niechęci do „pelagian” (jak niesprawiedliwie określa katolickich tradycjonalistów), gdyby w diecezji wszystkie sprawy układały się dobrze, jej duchowieństwo było zjednoczone wokół swego biskupa a ten nie był poważnie skonfliktowany z resztą członków episkopatu. Tymczasem stosunki bp. Livieresa z innymi biskupami w regionie są nie tyle chłodne, co wręcz napięte, a jego własne duchowieństwo również ma powody do daleko posuniętej nieufności.

Oto przed dwoma miesiącami ordynariusz Ciudad niespodziewanie i publicznie oskarżył abp. Eustaquio Pastora Cuquejo Vergę, swego metropolitę, o homoseksualizm. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to oskarżenie jest prawdziwe, ale już za czasów pontyfikatu Benedykta XVI przeciwko abp. Cuquejo prowadzone było postępowanie kanoniczne, w wyniku którego w 2011 r. pozbawiono go części uprawnień i wyznaczono mu jako koadiutora bp. Edmundo Ponziano Mellidę. Tak czy inaczej Konferencja Episkopatu zgodnie zażądała od bp. Livieresa przeprosin, a ten żądanie odrzucił.

Pytanie, po co bp. Livieres nagle postanowił wywołać skandal i publicznie przypomniał o całej sprawie? Był to chyba rodzaj ataku wyprzedającego, który miał odsunąć uwagę mediów od jego własnych współpracowników. Otóż bp Livieres przyjął do swojej diecezji ks. Carlosa Urrutigoity’ego – kapłana oskarżonego o praktyki homoseksualne, deprawowanie kleryków i pedofilię, a niedawno uczynił go nawet wikariuszem generalnym; a to nie koniec, bo bliski przyjaciel ks. Urrutigoity’ego, ks. Dominic Carey, został jego zastępcą.

Trudno orzec, co mogło skłonić biskupa do tego typu decyzji, ale trzeba wiedzieć, że ks. Carlos Urrutigoity jest postacią o wielkiej osobistej charyzmie, dzięki której potrafił nie tylko zmylić czujność, ale i przekonać o swojej niewinności wielu wcześniejszych przełożonych. W młodości Urrutigoity wstąpił do prowadzonego przez Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X seminarium duchownego w La Reja w Argentynie. Już wówczas jego zachowanie zaczęło wzbudzać wątpliwości przełożonych i został odesłany „na praktyki” do przeoratu w Kordobie w Argentynie. Nie wrócił już do La Reja – poprosił o możliwość kontynuowania formacji w seminarium piusowców w Winonie w USA. Gdy w 1989 r. podano do wiadomości listę kandydatów do święceń kapłańskich, jego przełożonych z seminarium w Argentynie, ks. Morello, wysłał do bp. Williamsona – rektora seminarium św. Tomasza w USA, poufny list, w którym formułował wobec Urrutigoity’ego oskarżenia o nieobyczajność. Bp Williamson zorganizował konfrontację, lecz oskarżony nie tylko nie przyznał się do winy, ale bardzo sprytnie oświadczył, że świadectwo ks. Morello to prywatna zemsta za to, że jako kleryk nie podzielał jego sedewakantystycznych poglądów (ks. Morello rzeczywiście przejawiał tego typu tendencje, wkrótce opuścił FSSPX, a w 2007 r. przyjął sakrę z rąk sedewakantystycznego biskupa Roberta Neville’a). Urrutigoity uzyskał święcenia i przez dwa lata posługiwał w seminarium w Winonie jako wykładowca i nauczyciel chorału. Wywierał coraz większy wpływ na współpracowników i podopiecznych (wkrótce zyskał przezwisko „Guru-tigoity”). Jego zachowanie nie uszło uwadze przełożonych i kiedy miały zapaść decyzje dotyczące jego przyszłości poprosił bp. Fellaya o zgodę na założenie nowego instytutu – Bractwa Św. Jana. Gdy spotkał się z kategoryczną odmową, porzucił FSSPX i z grupą księży i kleryków osiadł na terenie diecezji Scranton, przekonując jej ordynariusza, bp. Jamesa Timlina, że powodem odejścia była wyłącznie chęć uregulowania statusu kanonicznego. Mimo, że bp Fellay wysłał list, w którym przedstawił przebieg wydarzeń i scharakteryzował tego kapłana jako człowieka niemoralnego i potencjalnego przywódcę sekty, bp Timlin erygował nowy instytut. Do charyzmatów Bractwa Św. Jana (SSJ) miało należeć celebrowanie liturgii w klasycznym rycie rzymskim, odnowa życia kapłańskiego, edukacja i tworzenie małych miast, w których królowałaby prawdziwie katolicka kultura.

Członkowie Bractwa Św. Jana rozpoczęli współpracę z popieranym przez bp. Timlina Bractwem Kapłańskim Świętego Piotra, a wkrótce objęli kierownictwo Akademii Świętego Grzegorza – szkoły średniej dla chłopców założonej przez FSSP w diecezji Scranton. Ks. Urrutigoity i jego współpracownicy wykorzystali sytuację, by móc prowadzić życie dostatnie i amoralne – w niedługim czasie zyskali miano „seksualnych drapieżników”, a w 2002 r. diecezji Scranton wytoczono proces, podczas którego dwaj księża SSJ zostali oskarżeni o molestowanie seksualne. Proces zakończył się ugodą, ale diecezja i petryści po dziś dzień zmagają się z niepozbawionymi podstaw zarzutami o brak dostatecznego nadzoru i narażenie uczniów na niebezpieczeństwo (to nie gospodarze, ale gościnnie przebywający w Akademii franciszkanie jako pierwsi interweniowali w sprawie panujących tam stosunków). W końcu bp. Timlin zdecydował o usunięciu ks. Urrutigoity’ego z szeregów Bractwa Św. Jana, a jego następca, bp Joseph Martino zdecydował o rozwiązaniu stowarzyszenia i ekskardynował jego członków. Księża Urrutigoity i Carey wrócili do Paragwaju, gdzie znów rozpoczęli kościelną karierę, tym razem wkupując się w łaski ordynariusza Ciudad del Este.
 
Krytycy papieskiej decyzji, rzekomo wymierzonej w tradycjonalistów, muszą wiedzieć, że już w 2012 r. redakcja Christian Order, jednego z najbardziej zasłużonych katolickich periodyków o konserwatywnym i tradycyjnym profilu (jego pierwszym redaktorem naczelnym był nieodżałowany ks. Paul Crane SI), apelowała do swoich czytelników o informowanie władz kościelnych o próbach odtworzenia Bractwa Świętego Jana w Paragwaju. Chodziło również o to, żeby uniemożliwić niektórym byłym członkom SSJ zbierania funduszy na ten cel. Nie można też nie wspomnieć, że wspomniany ks. Dominic Carey do niedawna bywał w Anglii jako opiekun paragwajskich kleryków, którzy gościli w tamtejszych klasztorach, aby uczyć się języka (z rozmów z nimi wynikało, że kapłaństwo dla wielu może stanowić sposób na wyjście z nędzy, co stawia pod znakiem zapytania „boom powołaniowy” mający mieć miejsce w diecezji Ciudad del Este i każe zapytać o właściwy cel podobnych wyjazdów).

Papież Franciszek z pewnością nie jest przyjacielem katolickich tradycjonalistów, lecz żeby zatytułować tekst słowami „Wizytacja Watykanu wymierzona w katolicką tradycję? Diecezja jest pełna obaw” – jak to uczynił jeden z portali internetowych – trzeba mieć solidne podstawy. Z niektórymi decyzjami papieża Franciszka rzeczywiście trudno się zgodzić, ale krytyka postanowień Biskupa Rzymu (skoro sumienie do niej zmusza), szczególnie ze strony tradycjonalistów i konserwatystów musi być rozsądna, oparta na faktach, możliwie konstruktywna i niepozbawiona krytycznego spojrzenia również na zaszłości we własnych szeregach.

Jakub Pytel