6.01.2012

Poznański Indult. Dwie dekady w eklezjalnej krainie czarów, cz. I


«Na podstawie Motu Proprio Ecclesia Dei p. 6, c zezwalam grupie wnioskującej na posługiwanie się na przeciągu jednego roku w jedną niedzielę miesiąca mszałem rzymskim według wydania z roku 1962. (...) Zezwolenie dotyczy określonej grupy, która nie będzie się powiększać» (fragment indultu na celebrację Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim wydanego 5 kwietnia 1994 r. przez abp. Jerzego Strobę).

W czerwcu 2009 roku poznański biskup pomocniczy Grzegorz Balcerek celebrował w kościele pw. Świętego Antoniego Padewskiego na Wzgórzu Przemysła uroczystą Mszę św. z okazji 15. rocznicy wydania przez abp. Jerzego Strobę indultu, na mocy którego w stolicy Wielkopolski rozpoczęto regularne sprawowanie Najświętszej Ofiary wg mszału promulgowanego przez Jana XXIII. Mimo wspaniałej oprawy, niczym nie ustępującej podobnym celebracjom w katedrach i kościołach Zachodniej Europy, oraz udzielającego się uczestnikom podniosłego nastroju, trudno było oprzeć się wrażeniu, iż oto dokonują się uroczyste egzekwie nad umęczonym trupem najstarszego polskiego środowiska „indultowego”, którego członkowie przez lata, z uporem godnym lepszej sprawy, narażając dobro własnych dusz, starali się udowodnić, iż na warunkach określonych przez motu proprio Ecclesia Dei jest możliwe stworzenie czegoś więcej niż liturgicznych, „trydenckich” wsi potiomkinowskich. Z perspektywy dwóch kolejnych lat widać dobrze, że wrażenie uczestnictwa w panichidzie było najzupełniej słuszne, a wydanie przez Ojca Świętego Benedykta XVI motu proprio Summorum Pontificum i późniejszej instrukcji Universæ Ecclesiæ niewiele zmieniło w sytuacji poznańskich katolików wiernych Tradycji. Właśnie ta ich wierność sprawiła, że przez praktycznie wszystkie lata, które upłynęły od wydania dekretu abp. Stroby, byli programowo pozbawieni wszelkiej troski duszpasterskiej. Przy tej okazji same cisną się na usta słowa, że człowiek inteligentny uczy się na własnych błędach, a mądry na cudzych...

Początki

Środowisko wiernych świeckich odwołujących się do łacińskiego dziedzictwa liturgicznego zaczęło kształtować się w Poznaniu na początku lat 90. XX wieku. W jego skład wchodzili głównie przedstawiciele katolickiej inteligencji, w przeważającej części ludzie młodzi, czynnie zaangażowani w działalność polityczną – przed rokiem 1990 przede wszystkim antykomunistyczną i niepodległościową (Ruch Młodej Polski, Wielkopolski Klub Polityczny Ład i Wolność, także Solidarność Rolników Indywidualnych), a później tworzący partie i stronnictwa odwołujące się do wartości chrześcijańskich i konserwatywnych (m.in. Zjednoczenie Chrześcijańsko­‑Narodowe). Wpływ na ich religijną świadomość – także w dziedzinie zagrożeń wynikających z reform posoborowych w Kościele, które w Polsce (nie licząc zmian w liturgii) były wówczas jeszcze mało zauważalne – wywierała publicystyka Jędrzeja Giertycha [1], zamieszczającego w swej londyńskiej „Opoce” teksty dotyczące katolickiego tradycjonalizmu. Szczególne wrażenie na młodych katolikach nieodmiennie wywierał jego wciąż powielany tekst z 1969 r. zatytułowany W obliczu zamachu na Kościół, a także wydana w Anglii w 1983 r. książka ks. Michała Poradowskiego [2] Kościół od wewnątrz zagrożony. Dużą rolę w budzeniu świadomości młodej poznańskiej katolickiej i konserwatywnej inteligencji wywarły także wydane w tzw. drugim obiegu książki W cieniu krzyża i Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy, których autor, emigracyjny pisarz i publicysta Józef Mackiewicz [3], krytycznie ustosunkowywał się do ugodowej polityki Watykanu względem władz państw bloku komunistycznego, a także innych działań progresistów, w tym również destrukcji liturgii rzymskiej.

Pierwszoplanową postacią ruchu katolickiego tradycjonalizmu w Poznaniu był niewątpliwie Marek Jurek, historyk, na początku lat 80 XX w. działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, współpracownik konspiracyjnego pisma „Polityka Polska” i emigracyjnych „Znaków czasu”, w niepodległej Polsce pełniący funkcje przewodniczącego Rady Naczelnej ZChN, członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a w końcu, w latach 2005–2007, marszałka Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej. To początkowo wokół niego skupiała się grupa katolików świeckich, w dużej mierze studentów, która w swych wyborach ideowych i życiu duchowym zaczęła odwoływać się do idei tradycyjnego katolicyzmu. To Marek Jurek w ramach spotkań duszpasterstwa akademickiego przy poznańskim kościele pw. Św. Stanisława Kostki opowiadał im o historii i bieżących wydarzeniach w ruchu Tradycji katolickiej w Europie, wyjaśniając genezę jego powstania i rolę, jaką odegrał w Kościele arcybiskup Marceli Lefebvre i inni duchowni przeciwstawiający się modernizmowi. Również w jego domu, a później przy ołtarzu św. Piusa X w poznańskim kościele farnym, odbywały się spotkania modlitewne, których uczestnicy rozważali tajemnice różańca świętego. To oni stali się z czasem zalążkiem późniejszej grupy wiernych, która wystąpiła do abp. Jerzego Stroby z prośbą o wydanie indultu na Msze św. sprawowane w rycie klasycznym. To również m.in. kontaktom Marka Jurka z tradycjonalistami z Europy Zachodniej poznańscy wierni zawdzięczali wizyty duchownych związanych z Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X, takich jak ks. Jan Maria (Jean­‑Marie) Piotrowski czy ks. Paweł Crane SI, twórca miesięcznika „Christian Order”, a później księży Bractwa Św. Piotra – Franciszka Pozzetto, kapelana dorocznych pielgrzymek z Paryża do Chartres, Józefa Bisiga, ówczesnego przełożonego generalnego tego instytutu, czy Jana Emersona, wykładowcy historii Kościoła w seminarium w Wigratzbad. Podczas tych wizyt wielu poznańskich wiernych mogło po raz pierwszy uczestniczyć w „trydenckich” Mszach św., celebrowanych najpierw w mieszkaniach prywatnych, a później w poznańskich kościołach pw. Św. Stanisława Kostki na Winiarach oraz – przez dłuższy okres i za cichą zgodą ówczesnego rektora, ks. Adama Pawłowskiego – w kościele pw. Najświętszej Krwi Pana Jezusa na ul. Żydowskiej, gdzie w kwietniu 1993 r. odprawiono pierwsze tradycyjne rekolekcje wielkopostne [4].
Był to jeszcze czas, gdy poznańscy tradycyjni katolicy, wszyscy bez wyjątku, mówili o księżach, którzy otrzymali sakrę z rąk abp. Lefebvre’a: „nasi czterej młodzi biskupi”. Niebawem jednak miało się to zmienić.

Pierwsze kurialne potyczki

Wiosną 1993 r. narzeczeni – pochodzący z diecezji kaliskiej studenci związani ze środowiskiem poznańskich tradycjonalistów – powołując się na zapisy motu proprio Ecclesia Dei wystąpili do kaliskiej kurii z prośbą o umożliwienie im zawarcia sakramentu małżeństwa według dawnego rytuału i wysłuchania Mszy św. dziękczynnej sprawowanej w klasycznym rycie rzymskim. Odmowa kanclerza, ks. kan. Jerzego Jeżowskiego, który w swym piśmie pytał „Czy Państwo Narzeczeni mogą powiedzieć że «czują się związani z liturgiczną tradycją»?”, i zaraz sam sobie udzielił odpowiedzi, pisząc, iż „nawet jeśli by mieli sposobność poznać teoretycznie «liturgiczną tradycję łacińską», to jeszcze nie upoważnia, aby «czuć się związanym z tą tradycją»”, była zaledwie przedsmakiem całego festiwalu absurdów, ignorancji i impertynencji, z którymi przez kolejne lata (patrząc z dzisiejszej perspektywy – niejako na własną prośbę...) musieli się zmagać tradycyjni katolicy w Poznaniu.

23 stycznia 1994 r. grupa 70 osób wystosowała do arcybiskupa metropolity poznańskiego prośbę o „umożliwienie stałego udziału we Mszy świętej odprawianej według tradycyjnego rytu rzymskiego”. Wierni napisali: „Waszą Ekscelencję będą zapewne interesować nasze intencje, więc chcemy oświadczyć, że pragnieniem naszym jest jak najlepiej świadczyć o naszej wierze katolickiej dla dobra naszych dusz, naszych rodzin i naszych bliźnich, dla zachowania katolickiej tożsamości naszej Ojczyzny. Swoją prośbę kierujemy do Waszej Ekscelencji zgodnie ze wskazaniami odpowiednich dokumentów wydanych przez Ojca Świętego, a szczególnie Motu Proprio «Ecclesia Dei»”. Sygnatariusze listu, nieposiadający jeszcze doświadczenia w kontaktach z urzędami kościelnymi i naiwnie nieświadomi, że kto pyta, ten otrzymuje odpowiedzi – choć najczęściej nie po swej myśli – napisali dalej: „Pragniemy również prosić Waszą Ekscelencję o błogosławieństwo dla naszych kontaktów z Bractwem św. Piotra”...

Arcybiskup Stroba wcale się nie śpieszył. Po upływie dwóch i pół miesiąca oznajmił: „Na podstawie Motu Proprio «Ecclesia Dei» p. 6, c zezwalam grupie wnioskującej na posługiwanie się na przeciąg jednego roku w jedną niedzielę miesiąca mszałem rzymskim według wydania z roku 1962. (...) Zezwolenie dotyczy określonej grupy, która nie będzie się powiększać. Nie udzielam błogosławieństwa na kontakt z Bractwem świętego Piotra, ani na odwiedzanie wspomnianej grupy przez księży z tegoż Bractwa, jak również odprawianie przez nich Mszy św. lub wygłaszania nauk”. Czy w ten sposób miał się wyrażać zapisany w przywoływanym w liście biskupa papieskim motu proprio „szacunek do nastawienia tych, którzy czują się związani z liturgiczną tradycją łacińską” oraz „szerokie i wielkoduszne zastosowanie wydanych już dawniej przez Stolicę Apostolską zaleceń co do posługiwania się Mszałem Rzymskim według wydania typicznego z roku 1962”? Oto miała się odprawiać jedna Msza św. w miesiącu i to wyłącznie w obecności sygnatariuszy petycji (!). Dodatkowo faktyczny zakaz kontaktów z petrystami i jednoczesna odmowa delegowania celebransa, którego „wierni mieli sobie znaleźć” wśród miejscowego kleru, opóźnił pierwszą celebrację o ponad osiem tygodni, gdy w końcu prośbom wiernych uległ ks. kan. Zygmunt Chwiłkowski. „Wielkoduszność” rządcy archidiecezji sprawiła również, że miejscem celebracji „indultowych” Mszy św. uczyniono wewnętrzną kaplicę prowadzonego przez siostry serafitki domu pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej umysłowo – wiernym przemierzającym w drodze do kaplicy kolejne sale i korytarze ośrodka trudno było wyzbyć się wrażenia, iż są tam intruzami zakłócającymi domowy mir. Na dodatek wikariusz generalny, bp. Zdzisław Fortuniak, nie omieszkał przekazać celebransowi listy osób, które podpisały petycję i przez to były „uprawnione” do słuchania Mszy św. Ks. Chwiłkowski zachował jednak zdrowy rozsądek i nie sprawdzał owej „listy obecności”, apelując jedynie o to, by liczba obecnych wiernych znacząco nie przekroczyła liczby sygnatariuszy petycji. Pierwsza w Polsce „indultowa” Msza św. została odprawiona 12 czerwca 1994 r., w 2. niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego.

„Czyżby obawa?”

W listopadzie tego samego roku Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X rozpoczęło działalność duszpasterską w Poznaniu. W nr 3 czasopisma Zawsze wierni ks. Karol Stehlin napisał: „Sobota, 12 listopada. Wprowadzamy się do naszego domu w Poznaniu, który odtąd będzie nosił imię św. Piusa X. Jednak, jak dotychczas, tylko niewielu ze sporej liczby wiernych w Poznaniu, przywiązanych do Tradycji, zdecydowało się ujawnić. Czyżby obawa?”. Ponad pół roku później w kolejnym numerze czasopisma ks. Stehlin znów pisze: „Jak duża byłaby nasza poznańska wspólnota, gdyby tutejsi wierni rozumieli, że w dzisiejszym kryzysie Kościoła nie tylko chodzi o to, by móc co cztery tygodnie uczestniczyć w tradycyjnej Mszy św., lecz także, by bronić naszej katolickiej wiary przed coraz silniejszym wpływem ekumenizmu. Tego jednak nie jest w stanie przekazać ksiądz, który tradycyjną Mszę św. odprawia nie z przekonania”.

I rzeczywiście – na kolejną, wystosowaną w maju 1995 r. prośbę o przedłużenie ważności indultu z roku poprzedniego, zwiększenie częstotliwości i zmianę miejsca celebracji Mszy na kościół Najświętszej Krwi Pana Jezusa, abp Stroba odpowiedział pismem, w którym dał wyraz przekonaniu, że celebracja w rycie klasycznym „stwarza niebezpieczeństwo kruszenia jedności” i że intencją Ojca Świętego, gdy wydawał motu proprio Ecclesia Dei, było niedoprowadzenie do sytuacji, w której nagle zostałyby zerwane „emocjonalne powiązania” tych, którzy „w momencie wydawania Listu [motu proprio] czuli się żywo związani ze Mszą św. Piusa V”. „[Papież] nie zamierzał jednak – kontynuował metropolita poznański – stworzyć sytuacji, w której grono im podobnych ciągle by się poszerzało. (...) Jestem osobiście przekonany, iż motywy, dla których proszą Panowie [5] o przedłużenie zezwolenia mają charakter akcydentalny, choć Panowie może widzą to inaczej”. Arcybiskup poinformował, że nie zgodzi się ani na zmianę miejsca celebracji na kościół lub boczną kaplicę w kościele, ani na odprawianie częstsze niż raz w miesiącu. Osoby pytające ks. Chwiłkowskiego o powody, dla których Msza nie może być sprawowana w dostępnym dla wiernych kościele w centrum miasta, usłyszeli, że „jeszcze mógłby wejść ktoś postronny i byłoby zgorszenie”... Sędziwy ksiądz z pewnością nie miał na myśli zgorszenia natury moralnej, ale jego słowa i tak stanowiły znakomitą ilustrację dla stanu umysłów polskiego kleru ćwierć wieku po zakończeniu II Soboru Watykańskiego.

Na kolejny dekret wierni czekali przez dwa miesiące, podczas których Msza św. nie była odprawiana. Siódmego września abp Stroba celebransem mianował ks. dr. hab. Ludwika Wciórkę, a miejsce celebracji zmienił na znajdującą się na obrzeżach miasta kaplicę domu zakonnego sióstr pasterek. W liście skierowanym do wiernych napisał: „Serdecznie życzę, by zezwolenie to prowadziło stopniowo lecz zdecydowanie do uczestniczenia jedynie we Mszy św. odprawianej we wszystkich kościołach archidiecezji i Kościoła Powszechnego”.

W tym czasie z inicjatywy kilku wiernych – przede wszystkim Konrada Szymańskiego i Jana Filipa Libickiego – zaczęło ukazywać się w Poznaniu „Pismo poświęcone Tradycji Katolickiej – Nova et Vetera”. W spisie treści pierwszego numeru, który ukazał się na jesieni 1994 r., można znaleźć takie tytuły jak Źródłem kryzysu jest nowa liturgia, Trzecia rocznica śmierci Abpa M. Lefebvre czy Arcybiskup Lefebvre miał rację. Co więc sprawiało, że poznańscy tradycjonaliści, przyznając rację twórcy i duchowemu ojcu Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, jednocześnie godzili się na najzupełniej nieuzasadnione szykany i brak dostępu do Mszy św., sakramentów i jakiejkolwiek formy duszpasterstwa? I to w sytuacji, gdy mogli skorzystać z posługi kapłana Bractwa Św. Piusa X! Powodów zapewne było kilka.

„Esbeckie metody”

Pierwszy z nich z całą pewnością stanowiła niedostateczna świadomość wiernych co do rozmiarów kryzysu w Kościele. Trzeba pamiętać, że nie istniała wówczas platforma wymiany informacji równie efektywna, jak dzisiejsza sieć internetowa, a dostęp do publikacji, omawiających to zagadnienie, szczególnie polskojęzycznych (znajomość języków obcych nie była wówczas tak powszechna jak dziś), był bardzo ograniczony. Z najbardziej gorszącymi i poruszającymi wyobraźnię skutkami kryzysu miały więc do czynienia jedynie osoby wyjeżdżające za granicę, do krajów Europy Zachodniej, a tacy byli stosunkowo nieliczni. Drugim powodem była okoliczność, że duchownymi darzonymi przez poznańskich wiernych największym chyba zaufaniem byli założyciele Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra, którzy odwiedzali stolicę Wielkopolski na długo przedtem, zanim próby zorganizowanej pracy duszpasterskiej podjęło tam Bractwo Św. Piusa X. Trudno było oczekiwać, że księża Bisig i Emerson zanegują swe życiowe wybory – obaj opuścili abp. Lefebvre’a w 1988 r. – i będą przekonywać wiernych do istnienia w Kościele sytuacji nadzwyczajnej uzasadniającej korzystanie z jurysdykcji zastępczej, zalecając oddanie się pod opiekę duszpasterską Bractwa Św. Piusa X (ostatecznie zakazano im zresztą kontaktów z poznańskimi wiernymi). Kolejnym powodem obaw przed takim krokiem było wyniesione z czasów komunizmu przeświadczenie, że „biskupi wiedzą, co robią”, a wszelka, nawet najbardziej uzasadniona krytyka ich działań osłabia Kościół i godzi w osobę papieża Jana Pawła II, co zaledwie kilka lat po upadku komunizmu nadal stanowiło niemal akt narodowej zdrady – w końcu to właśnie konserwatywni katolicy najbardziej krytykowali środowisko „Tygodnika Powszechnego” za publicystykę, której ostrze było wymierzone w prymasa Stefana kardynała Wyszyńskiego. Dość powiedzieć, że jeden z poznańskich urzędników kurialnych nie oszczędził wiernym składającym kolejne urzędowe pismo niezwykle gorzkich słów, zarzucając im, że „esbeckimi metodami rozbijają Kościół”. W czasach, w których duchowieństwo, w odróżnieniu od wiernych, nadal całkiem niezasłużenie cieszyło się opinią odpornego na zakusy komunistycznej bezpieki, było to oskarżenie szczególnie ciężkie.

Nie mniej ważnym (o ile nie najważniejszym) powodem było również polityczne zaangażowanie osób nadających ton poznańskiemu środowisku wiernych Tradycji łacińskiej i związana z tym konieczność zapewnienia sobie poparcia lokalnego duchowieństwa – nie tyle samych biskupów, co dziekanów i proboszczów, którzy wówczas zachowywali o wiele większy wpływ na katolicką opinię publiczną, niż ma to miejsce dziś, po 20 latach niepodległości, i dla których odwoływanie się do „niepotrzebnych tutaj «niemieckich» księży” (niezależnie nawet od tego, czy związanych z Papieską Komisją Ecclesia Dei, czy z FSSPX), stanowiło kamień obrazy.

Drogi się rozchodzą

Przytoczone powody mogą brzmieć jak rodzaj usprawiedliwienia wyborów czynionych przez ludzi pochodzących ze środowiska, do którego należał (choć w czasach późniejszych niż wyżej opisywane) również autor tekstu, ale nie sposób nie zauważyć, że osobom związanym z ówczesną poznańską kaplicą FSSPX również nie starczyło determinacji, by dotrzeć do „indultowych” wiernych – nawet gdyby próby ich przekonania miały okazać się bezskuteczne. I nie jest to w żadnej mierze zarzut pod adresem księży Bractwa, którzy w Polsce początku lat 90. XX wieku znajdowali się w szczególnie trudnych warunkach wynikających z braku organizacyjnego zaplecza, bariery językowej czy przypinanej im łatki „schizmatyków”, ale właśnie pod adresem wiernych, którzy takie możliwości mieli, lecz z nich nie skorzystali. Być może to zaniechanie w jakiejś mierze przyczyniło się do tego, że dzisiejszy przeorat pw. Świętego Piusa X, kościół pw. Niepokalanego Poczęcia i szkoła Najświętszej Rodziny powstały nie w Poznaniu, ale w Warszawie. Ze wspomnień poznańskich wiernych, dziś związanych z FSSPX, a wywodzących się z dawnego „środowiska indultowego”, wynika bowiem, że wówczas nie bardzo zdawali sobie nawet sprawę z tego, gdzie dokładnie w Grodzie Przemysła mieścił się dziś już nieistniejący dom Bractwa, nie docierały do nich informacje o wykładach ks. Stehlina, nie wspominając o osobistych kontaktach między członkami obu środowisk. Warto więc zaznaczyć, że nie było wówczas – bo być nie mogło! – żadnej specjalnej niechęci pomiędzy poznańskimi „indultowcami” a „lefebrystami”[6]. Olbrzymi szacunek, jakim był darzony abp Marceli Lefebvre przez członków poznańskiego środowiska indultowego, może i świadczył o niekonsekwencji jego członków, lecz pozostaje faktem, któremu nie sposób zaprzeczyć. Jest to szczególnie widoczne z dzisiejszej perspektywy, gdy Bractwo znów rozpoczyna działalność w Poznaniu, a wiernymi proszącymi o opiekę duszpasterską są przede wszystkim osoby, które przed 17 laty występowały do abp. Jerzego Stroby z prośbą o indult.

Nowy arcybiskup i kolejne korowody

27 kwietnia 1996 r. odbył się ingres nowego rządcy archidiecezji poznańskiej, którym papież Jan Paweł II uczynił bp. Juliusza Paetza, dotychczasowego ordynariusza łomżyńskiego, a wcześniej, w latach 1976–1982, prałata antykamery papieskiej.
W październiku tego roku, po wygaśnięciu ostatniego indultu wydanego przez abp. Strobę, poznańscy jezuici w uzgodnieniu z zainteresowanymi wiernymi wystosowali do Kurii Metropolitalnej pismo z propozycją objęcia wiernych opieką duszpasterską i celebracji coniedzielnych Mszy św. Pismo zostało złożone na ręce wikariusza biskupiego, ks. Stefana Schudego. W odpowiedzi sekretarz abp. Paetza przekazał superiorowi ustną zgodę metropolity. Celebracje miały się rozpocząć 10 listopada 1996 r., co jezuici ogłosili w oficjalnych komunikatach. Wszystko to jednak było zbyt piękne, by mogło okazać się prawdziwe: 10 listopada, bez podania przyczyn, wycofano zgodę na coniedzielną celebrację Mszy św. w rycie klasycznym, a rozgoryczeni „organizatorzy Mszy” wydali komunikat adresowany do jej potencjalnych uczestników, w którym wyrazili smutek, poinformowali o zaistniałej sytuacji i poruszyli kwestię możliwości uczestnictwa we Mszach celebrowanych przez kapłana z Bractwa Św. Piusa X, apelując jednak o cierpliwość i wyrażając nadzieję na zmianę sytuacji – komunikat ten był jednocześnie pierwszym oficjalnie ogłoszonym stanowiskiem, w którym przedstawiciele poznańskiego środowiska wiernych Tradycji łacińskiej wprost odnieśli się do istnienia w Poznaniu apostolatu FSSPX. Cztery dni później grupa 86 wiernych wystosowała do abp. Paetza petycję, w której prosiła o pisemne potwierdzenie wydanej w październiku zgody na coniedzielną celebrację Mszy św., pytając jednocześnie, „czy naprawdę proszą o zbyt wiele; czy cotygodniowa Msza święta w dawnym obrządku zagraża jedności Kościoła?”.

Po miesiącu oczekiwania wierni wystosowali następny list, w którym wyrazili zaniepokojenie faktem, że według dostępnych im informacji odpowiedź na ich prośbę i dekret w tej sprawie ma zostać przygotowany na podstawie listu Quattor abhinc annos z 1984 r., a nie na podstawie późniejszego i mniej restrykcyjnego motu proprio Ecclesia Dei. Również ten list pozostał bez odpowiedzi.

Wzruszenie abp. Paetza

W końcu dekretem z 15 stycznia 1997 r. abp Paetz zezwolił na odprawianie dwóch Mszy św. w miesiącu, miejscem celebracji ustanawiając kościół pw. Najświętszej Krwi Pana Jezusa, a celebransem mianując ks. dr. Jerzego Szelmeczkę SI. W swym liście arcybiskup napisał: „Ufam, że prośba Państwa wynika z miłości do Boga i przywiązania do Kościoła, a jej spełnienie dopomoże do pełniejszego włączenia się w realizację nauki Kościoła zgodnie z Vaticanum II”. Prośba o audiencję została pominięta milczeniem.

W październiku 1998 r. członkowie poznańskiego środowiska indultowego uczestniczyli w pielgrzymce do Rzymu na uroczystości dziesięciolecia wydania motu proprio Ecclesia Dei, podczas których wzięli udział w spotkaniu z papieżem Janem Pawłem II na placu Świętego Piotra i w konferencji z udziałem kard. Józefa Ratzingera. Zaproszono wówczas ks. Bisiga do ponownego odwiedzenia Polski, a wizyta ta doszła do skutku miesiąc później.

Podczas swej wizyty w Poznaniu przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra wraz z przedstawicielami poznańskich wiernych został przyjęty przez biskupa pomocniczego Zdzisława Fortuniaka. Księdzu Bisigowi towarzyszyli również klerycy Tomasz Dawidowski i Wojciech Grygiel. W odprawionej przez generała Mszy św. – bez wcześniejszej zapowiedzi – wziął udział abp Juliusz Paetz, który po zakończeniu celebracji przemówił do wiernych zebranych przed świątynią. Metropolita wyraził wzruszenie powodowane wspomnieniem własnej prymicji i zapewnił, że jego obecność świadczy, iż „wierni liturgii tradycyjnej znajdują się w sercu Kościoła”. Niespodziewana wizyta i słowa arcypasterza dały wiernym pewność, że kolejny dekret będzie dla nich hojniejszy.

Tymczasem w kwietniu 1999 r. arcybiskup przedłużył do końca 2000 r. ważność poprzedniego dekretu, nie zmieniając jego warunków. Mimo próśb nie udzielono zgody na celebracje częstsze niż dwa razy w miesiącu. Gesty i słowa z okazji wizyty ks. Bisiga okazały się pustą kurtuazją. Restrykcje obowiązywały przez kolejne dwa lata, gdy w wyniku zupełnie nieoczekiwanych i początkowo niezrozumiałych okoliczności doszło do „odwilży”.

Jakub Pytel 


Czytaj również: 
Poznański Indult. Dwie dekady w eklezjalnej krainie czarów, cz. II



PRZYPISY:


  1. Ważnym wydarzeniem w życiu poznańskich tradycjonalistów był pogrzeb Jędrzeja Giertycha, którego doczesne szczątki zostały złożone na cmentarzu parafialnym w Kórniku koło Poznania. Zgodnie z wolą zmarłego Msza ­requiem i obrzędy pogrzebowe zostały odprawione według dawnych ksiąg liturgicznych.
  2. Ks. Michał Poradowski (1913–2003) – katolicki kapłan, teolog, filozof, socjolog i pedagog. W czasie II wojny światowej pełnił posługę kapelana Narodowych Sił Zbrojnych. Po wojnie zagrożony aresztowaniem przez komunistów przedostał się na Zachód i przez krótki czas pełnił służbę duszpasterską w II Korpusie Polskim we Włoszech. W 1946 r. osiedlił się we Francji, gdzie studiował prawo na paryskiej Sorbonie oraz nauki społeczne na Katolickim Uniwersytecie Paryskim, a następnie nauki polityczne w Fondation Nationale des Sciences Politiques, FNSP. W 1950 r. zamieszkał w Chile, gdzie przez ponad 40 lat wykładał na katolickich uczelniach tego kraju. Zasłynął jako znawca i wróg marksizmu oraz modernizmu w Kościele katolickim. Był płodnym pisarzem i publicystą, zmarł we Wrocławiu.
  3. Józef Mackiewicz (1902–1985), pisarz i publicysta. Brał udział w wojnie 1920 roku. W latach 1939–1941 współredagował wydawaną w Wilnie „Gazetę Codzienną”. W 1943 r. wziął udział w ekshumacji ciał polskich oficerów zamordowanych w Katyniu sporządzają relację zatytułowaną Zbrodnia w lesie katyńskim. Od 1945 r. na emigracji, początkowo we Włoszech, następnie w Wielkiej Brytanii, a od 1954 r. w Niemczech. Był zdecydowanym antykomunistą, a zagrożeniu sowietyzacją poświęcił dużą część swojej twórczości.
  4. W sierpniu 1992 r. Msze św. były sprawowane również w kaplicy domu SS. Elżbietanek przy ul. Łąkowej i w kaplicy Matki Boskiej Szkaplerznej w kościele pw. Bożego Ciała.
  5. Listy były zwykle sygnowane przez dwóch przedstawicieli grupy osób wnioskujących w 1994 r. o pierwsze zezwolenie na celebracje Mszy św. w rycie klasycznym.
  6. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że w reakcji na rozpoczęcie w Poznaniu apostolatu Bractwa w środowisku indultowym powstał projekt nieco kuriozalnego oświadczenia, w którym można było przeczytać: „Chcemy iść drogą, którą wskazuje nam Ewangelia. «Proście, a będzie wam dane; szukajcie a znajdziecie; pukajcie, a będzie wam otworzone». Nie łudzimy się, że będzie to droga łatwa, ale czy mielibyśmy prawo mówić o obronie wiary, gdybyśmy na nią nie weszli? Dziś, gdy napotykamy na niej Bractwo Św. Piusa X, musimy, nie bez przykrości, ale stanowczo oświadczyć, że nie możemy korzystać z jego posług religijnych, które sprawowane są bez należnego mandatu naszego Arcybiskupa, nadto w sytuacji, gdy w naszym mieście możliwość udziału w tradycyjnej Mszy już istnieje. Czynimy to przez posłuszeństwo katolickie, w niczym nie pomniejszając szacunku dla dzieła życia arcybiskupa Marcelego Lefebvra, od którego wywodzi się wiele z prowadzących dziś normalną pracę w Kościele wspólnot religijnych i zakonnych. Zachowujemy też w sercu nadzieję, popierając ją gorącą modlitwą, że pewnego dnia i ta rana na ciele Kościoła zostanie uleczona”. Wśród wiernych nie było jednak zgody co do treści tego oświadczenia i nigdy nie zostało ono opublikowane.