29.07.2009

Anglican unCommunion



„Wspólnota Anglikańska jest podzielona we wszystkim z wyjątkiem nazwy” – nie są to słowa nikogo innego jak honorowego zwierzchnika Anglican Communion, arcybiskupa Canterbury dr. Rowana Williamsa. Wypowiedział je w kontekście ostatnich podziałów w łonie anglikanizmu spowodowanych różnicami na tle ordynacji kobiet i czynnych homoseksualistów na urzędy biskupa i kapłana.

Różnice zapatrywań na rolę kobiet w Kościele i naukę dotyczącą homoseksualizmu są jedynie czubkiem góry lodowej. Anglikanizm potrafił dotąd w swoim łonie zachowywać i podtrzymywać grupy wyznające doktryny sobie dalekie, a nawet radykalnie sprzeczne, ale w ostatnich dziesięcioleciach w widoczny sposób zaczyna tę właściwość tracić. Przyczyny leżą nie tylko w braku stabilnego gruntu, którym był status religii państwowej światowego mocarstwa, ale w równym stopniu w coraz dalej idących postulatach lobby nie mającego z chrześcijaństwem już wiele wspólnego. Anglikańska „jedność” zaczęła w końcu trzeszczeć w szwach.

Nie dziwi więc apel prymasa Williamsa do duchowieństwa, by nie spoglądać na problem w kategoriach schizmy czy ekskomuniki, lecz jako na „dwa style bycia anglikaninem”. Pytanie tylko, czy pomiędzy anglikanami obu „stylów” nadal będzie zachodzić jakakolwiek jedność, nie tylko na gruncie teologicznym, ale nawet na gruncie logiki i tak cenionego przez Anglosasów common sens, czyli zdrowego rozsądku. Dr Williams, jako człowiek inteligentny i wykształcony zapewne ma tego świadomość, ale tak bardzo przejął się swoją rolą arcybiskupa kantuaryjskiego jako strażnika „jedności”, że zdaje się zapominać, iż jej fundamentem ma być Chrystus a nie Kompromis. I tę prawdę, spoglądając w kierunku Rzymu, rozumie coraz więcej anglikanów .

Te wewnętrzne sprzeczności zaczynają w gwałtowny sposób wpływać już nie tylko na życie poszczególnych wielkich wspólnot kościelnych, ale schodzą również do poziomu parafii. Dotąd kobiety-księża, czy księża-homoseksualiści stanowili zdecydowaną mniejszość i pracowali w środowiskach, w których ich posługa nie wzbudzała nadmiernych kontrowersji (czyli w całej magmowatej i płynnej rzeczywistości niemożliwej do przypisania ani do ewangelikalnego Low Church, ani katolicyzującego High Church). W tej chwili jednak sytuacja ta zmienia się i na luksus niedopuszczania do ołtarza kobiet i homoseksualistów może pozwolić sobie już tylko głowa Kościoła Anglii, dość gorliwa protestantka Elżbieta II. Królowa dysponuje bowiem bezpośrednią jurysdykcją nad kościołami w swoich dobrach. Wszędzie indziej zaczynają się problemy.

Jednym z bardziej znanych miejsc oporu przeciwko ordynacji kobiet jest niewielka diecezja Blackburn (do 1926 r. część diecezji Manchester). Jej ordynariusz p Nicholas Reade wielokrotnie sprzeciwiał się udzielaniu święceń kobietom, jednak nie był wstanie zapobiec wyborowi na jednego z członków kapituły katedralnej „wielebnej” dr Sue Penfold. Dr Penfold, z wykształcenia biochemik i teolog, spotkała się z dość życzliwym przyjęciem większości wiernych – jednak nie wszystkich. Część z nich, nie uznająca ważności święceń kobiet odmówiła przyjmowania komunikantów „konsekrowanych” przez Penfold i ustaliła z dziekanem katedry, że odtąd podczas nabożeństw pod jej przewodnictwem dostępne będzie dodatkowe cyborium i kielich z komunią „ważnie konsekrowaną”. Ważnie, czyli przez kapłana-mężczyznę.

Kanonik Sue Penfold
Brytyjskie media starają się przedstawić kontrowersje wokół kanonik Penfold jako efekt mizoginii i seksizmu. Przywołują przy tym wygłaszane w nieco histerycznym tonie opinie Sally Barnes, szefowej organizacji Women and Church wspierającej kobiety-księży. Barnes, emerytowana nauczycielka, nie raz w swoich wypowiedziach nazywała rozwiązania zastosowane w katedrze w Balckburn jako „skandaliczne, seksistowskie i wynikające z przekonania o nieczystości kobiet”. Tymczasem konserwatywni wierni argumentują, iż mają prawo do ważnie konsekrowanej Komunii, podobnie jak mają prawo – wzorem wielu anglikańskich biskupów i księży – nie uznawać ważności święceń kobiet, jako sprzecznych z Tradycją Apostolską. I tu koło się zamyka.

Sytuacja zaistniała w katedrze Maryi Dziewicy w Blackburn jest doskonałą ilustracją zamętu panującego w Kościele Anglii. Wątpliwości co do rozwiązań wprowadzających liturgiczny bałagan mają nawet konserwatyści z anglikańskiego ruchu Forward in Faith. Stephen Parkinson, przedstawiciel tej tradycjonalistycznej grupy nacisku w Kościele Anglii z właściwą dla wyspiarzy powściągliwością określił takie rozwiązanie jako „dość niezwykłe”.

Dla katolickiego obserwatora mającego istotne wątpliwości co do ważności jakichkolwiek święceń udzielanych w Kościele Anglii cała sytuacja jest najzupełniej groteskowa, jednak jeśli będzie się powtarzać w innych anglikańskich świątyniach, to może zacząć stanowić kolejny ból głowy arcybiskupa Williamsa. Rzecz nie trafi wprawdzie przed brytyjski odpowiednik naszego Sądu Pracy, bowiem Kościół anglikański czasowo nie podlega przepisom prawa o niedyskryminacji, ale wielu wiernych nie mogących znieść stanu doktrynalnej i dyscyplinarnej schizofrenii zapewne zasili szeregi konserwatystów z Forward in Faith, a dalej pozostającą poza jednością z Canterbury katolicyzującą Tradycyjną Wspólnotą Anglikańską (Traditional Anglican Communion) i inne tego typu wspólnoty prowadzące rozmowy z Rzymem na temat powrotu do jedności.

Należy być jednak ostrożnym stwierdzając, że „im gorzej, tym lepiej”, bo konwersje z anglikanizmu na katolicyzm - czy to indywidualne, czy w ramach całych organizacji kościelnych - nie są sprawą tak prostą, jakby się wydawało. Konserwatywni anglikanie zdają się być momentami o wiele bardziej konserwatywni niż duchowieństwo katolickie, a z kolei katolicki episkopat na Wyspie nie dopuszcza myśli o zjednoczeniu na zasadach unii kościelnej, bo stworzona zostałaby struktura od nich niezależna. Na taką postawę katolickich biskupów można oczywiście patrzeć z podejrzliwością, ale nie może być ona ani odrobinę mniejsza niż podejrzliwość, z którą traktować należy liderów TAC. Gdyby byli tak święci, jak są konserwatywni, to konwertowaliby jak Newman – bezwarunkowo i przez wzgląd na umiłowanie prawdy. 

Jakub Pytel

---*---

O TAC i jednej z parafii Forward in Faith pisałem już tutaj i tutaj.