Orson Welles i Graham
Greene, współautorzy scenariusza słynnego czarnego kryminału pt. „Trzeci
Człowiek”, włożyli w usta jednego z bohaterów – Harrego Limesa (granego przez
samego Wellesa), następującą kwestię: „W Italii, przez 30 lat pod rządami
Borgiów panowała przemoc, strach i lała się krew, ale tamta Italia wydała
Michała Anioła, Leonarda da Vinci i renesans. W Szwajcarii panuje braterska
miłość, od 500 lat mają tam demokrację i pokój – i co dali światu? Zegar z
kukułką.”
Welles i Greene
oczywiście dopuścili się pewnej przesady, bo jest jeszcze oficerski scyzoryk i
Gwardia Szwajcarska. Jednak od kilku dni można usłyszeć pogłoski, że papież
Franciszek zamierza być ostatnim następcą św. Piotra korzystającym z ochrony
tej formacji wojskowej i że planuje ją rozwiązać, a przynajmniej
zdemilitaryzować – sprawa jawi się jako dość poważna, bo stowarzyszenie byłych
gwardzistów już zbiera podpisy pod petycją, w której apeluje do Ojca Świętego o
potwierdzenie, że gwardia wciąż będzie istnieć.
Podobno papieżowi nie
podoba się właśnie zbyt „militarystyczny styl” Szwajcarów i panujący wśród nich
przesadny wojskowy dryl (na który gwardziści mieli się skarżyć). Ojciec Święty
odwiedzający watykańskie koszary rzekomo zwrócił uwagę, że żołnierze wydają
się przemęczeni, a także na to, że płk. Daniel Anrig, ich dowódca, zajmuje tam
zbyt luksusowy apartament. Nie wiadomo czy to przesądziło o jego losie, ale
pułkownik, który dopiero co rozpoczął drugi pięcioletni kontrakt, musi opuścić
zajmowane stanowisko do końca stycznia 2015 r. Czy zamknie on poczet dotychczasowych
34 komendantów Gwardii Szwajcarskiej, to wie tylko papież Franciszek.
Nie jest tajemnicą,
że Ojciec Święty ma wyraźnie lepsze kontakty ze składającą się wyłącznie z Włochów
(byłych policjantów i karabinierów) żandarmerią watykańską, której
funkcjonariusze z powodzeniem mogliby przejąć wszystkie funkcje Szwajcarów poza
reprezentacyjnymi. A trudno przypuszczać, żeby temu papieżowi akurat na tym
aspekcie działalności gwardii jakoś szczególnie zależało – przecież żandarmi
też są jednostką umundurowaną i od biedy mogą sformować szereg i zasalutować na
powitanie którejś z głów państw odwiedzającej Watykan. A to, że nie stoi za
nimi 500 lat tradycji, to nawet lepiej – Szwajcarzy w tych ich hełmach
(morionach) do złudzenia przypominają hiszpańskich konkwistadorów i mogą źle
się kojarzyć gościom z Ameryki Łacińskiej. Zresztą może i samemu papieżowi.
Jakkolwiek by było,
warto się zastanowić czy rzeczywiście za potencjalną decyzją o rozformowaniu
Gwardii Szwajcarskiej nie stoją jeszcze jakieś przyczyny poza niechęcią papieża
Franciszka do tradycji, do rytuału, do monarchicznej przeszłości papiestwa, do
wszelkich oznak splendoru będących odbłyskami minionej chwały Rzymu papieży.
Gdy sięgnąć pamięcią do lat ubiegłych przypomina się dość tajemnicza sprawa
zamordowania w 1998 r. płk. Aloisa Estermanna – świeżo awansowanego dowódcy
Gwardii Szwajcarskiej i jednego z zaufanych ochroniarzy papieża Jana Pawła II;
to, że kolejny komendant, Pius Segmüller, odszedł ze służby zaledwie po
czterech latach dowodzenia czyniąc to z bliżej nieokreślonych „powodów
rodzinnych” (w XX w. komendanci pełnili tę funkcję średnio ponad 10 lat); że
Elmar Mäder, jego następca, odszedł po sześciu latach, a później w mediach
otwarcie ostrzegał w mediach przed działalnością w Watykanie „homoseksualnego
tajnego stowarzyszenia”… Nie myślę szukać sensacji, po prostu bardzo chcę
wierzyć, że za ewentualną decyzją papieża Franciszka stoi jakiś nawet
tajemniczy, ale poważny powód – coś więcej niż niechęć do kolorowych mundurów, błyszczących półpancerzy, musztry i większa sympatia do Włochów niż do
Szwajcarów.
Jakub Pytel