22.12.2014

Zegar z kukułką



Orson Welles i Graham Greene, współautorzy scenariusza słynnego czarnego kryminału pt. „Trzeci Człowiek”, włożyli w usta jednego z bohaterów – Harrego Limesa (granego przez samego Wellesa), następującą kwestię: „W Italii, przez 30 lat pod rządami Borgiów panowała przemoc, strach i lała się krew, ale tamta Italia wydała Michała Anioła, Leonarda da Vinci i renesans. W Szwajcarii panuje braterska miłość, od 500 lat mają tam demokrację i pokój – i co dali światu? Zegar z kukułką.”

Welles i Greene oczywiście dopuścili się pewnej przesady, bo jest jeszcze oficerski scyzoryk i Gwardia Szwajcarska. Jednak od kilku dni można usłyszeć pogłoski, że papież Franciszek zamierza być ostatnim następcą św. Piotra korzystającym z ochrony tej formacji wojskowej i że planuje ją rozwiązać, a przynajmniej zdemilitaryzować – sprawa jawi się jako dość poważna, bo stowarzyszenie byłych gwardzistów już zbiera podpisy pod petycją, w której apeluje do Ojca Świętego o potwierdzenie, że gwardia wciąż będzie istnieć.

Podobno papieżowi nie podoba się właśnie zbyt „militarystyczny styl” Szwajcarów i panujący wśród nich przesadny wojskowy dryl (na który gwardziści mieli się skarżyć). Ojciec Święty odwiedzający watykańskie koszary rzekomo zwrócił uwagę, że żołnierze wydają się przemęczeni, a także na to, że płk. Daniel Anrig, ich dowódca, zajmuje tam zbyt luksusowy apartament. Nie wiadomo czy to przesądziło o jego losie, ale pułkownik, który dopiero co rozpoczął drugi pięcioletni kontrakt, musi opuścić zajmowane stanowisko do końca stycznia 2015 r. Czy zamknie on poczet dotychczasowych 34 komendantów Gwardii Szwajcarskiej, to wie tylko papież Franciszek. 

Nie jest tajemnicą, że Ojciec Święty ma wyraźnie lepsze kontakty ze składającą się wyłącznie z Włochów (byłych policjantów i karabinierów) żandarmerią watykańską, której funkcjonariusze z powodzeniem mogliby przejąć wszystkie funkcje Szwajcarów poza reprezentacyjnymi. A trudno przypuszczać, żeby temu papieżowi akurat na tym aspekcie działalności gwardii jakoś szczególnie zależało – przecież żandarmi też są jednostką umundurowaną i od biedy mogą sformować szereg i zasalutować na powitanie którejś z głów państw odwiedzającej Watykan. A to, że nie stoi za nimi 500 lat tradycji, to nawet lepiej – Szwajcarzy w tych ich hełmach (morionach) do złudzenia przypominają hiszpańskich konkwistadorów i mogą źle się kojarzyć gościom z Ameryki Łacińskiej. Zresztą może i samemu papieżowi. 
 
Jakkolwiek by było, warto się zastanowić czy rzeczywiście za potencjalną decyzją o rozformowaniu Gwardii Szwajcarskiej nie stoją jeszcze jakieś przyczyny poza niechęcią papieża Franciszka do tradycji, do rytuału, do monarchicznej przeszłości papiestwa, do wszelkich oznak splendoru będących odbłyskami minionej chwały Rzymu papieży. Gdy sięgnąć pamięcią do lat ubiegłych przypomina się dość tajemnicza sprawa zamordowania w 1998 r. płk. Aloisa Estermanna – świeżo awansowanego dowódcy Gwardii Szwajcarskiej i jednego z zaufanych ochroniarzy papieża Jana Pawła II; to, że kolejny komendant, Pius Segmüller, odszedł ze służby zaledwie po czterech latach dowodzenia czyniąc to z bliżej nieokreślonych „powodów rodzinnych” (w XX w. komendanci pełnili tę funkcję średnio ponad 10 lat); że Elmar Mäder, jego następca, odszedł po sześciu latach, a później w mediach otwarcie ostrzegał w mediach przed działalnością w Watykanie „homoseksualnego tajnego stowarzyszenia”… Nie myślę szukać sensacji, po prostu bardzo chcę wierzyć, że za ewentualną decyzją papieża Franciszka stoi jakiś nawet tajemniczy, ale poważny powód – coś więcej niż niechęć do kolorowych mundurów, błyszczących półpancerzy, musztry i większa sympatia do Włochów niż do Szwajcarów. 

Jakub Pytel