Słońsk
koło Kostrzyna nad Odrą – dawny niemiecki Sonnenburg. W tym miasteczku od lat
30 XIX w. funkcjonowało pruskie ciężkie więzienie, gdzie wyroki odbywali m.in.
Karol Libelt i syn gen. Jana Henryka Dąbrowskiego – Bronisław. W 1930 r.
więzienie zamknięto ze względu na katastrofalne warunki sanitarne, jednak już
trzy lata później, po wyborczym zwycięstwie Adolfa Hitlera i dojściu do władzy
Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników w jego murach zorganizowano
obóz koncentracyjny (tzw. „wczesny” lub „dziki”), w którym narodowi socjaliści
osadzali przeciwników politycznych – głównie komunistów i pacyfistów. Obóz
funkcjonował przez rok, później znów było tam więzienie kryminalne, które podczas
II wojny światowej zostało przekształcone w „placówkę specjalnego
przeznaczenia”, gdzie przetrzymywano członków ruchu oporu z krajów okupowanych
przez Rzeszę Niemiecką. W 1942 r. do Sonnenburga trafił René Lefebvre – członek
francuskiego podziemia, ojciec ks. Marcelego Lefebvre’a, późniejszego
arcybiskupa i założyciela Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X. W marcu 1944
r., na dziesięć miesięcy przed zajęciem miasteczka przez Sowietów, Lefebvre
zmarł na skutek chorób i wycieńczenia organizmu spowodowanego niewolniczą
pracą.
W
2012 r. ukazał się film dokumentalny pt. „Arcybiskup Lefebvre – biskup podczas
burzy” oparty na biografii pióra bp. Bernarda Tissier de Mallerais’go. Autor
książki, której polski przekład ukazał się dwa lata wcześniej, napisał że René
Lefebvre dokonał żywota w obozie w Sonnenburgu, ale nie wspomniał, że to miasteczko
leży obecnie na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej i nosi nazwę Słońsk. Czy
powinien był tak zrobić? Z punktu widzenia polskich wiernych związanych z FSSPX
jest to cenna informacja, ale z perspektywy całości publikacji niewiele
wnosząca – w końcu Sonnenburg był miastem niemieckim, obóz został stworzony
przez Niemców dla ich wrogów, Lefebvre’a na śmierć skazali Niemcy, a on sam nie
doczekał ani wyzwolenia, ani tym bardziej objęcia tych ziem przez polską administrację.
To „zaniedbanie” autora biografii „naprawili” twórcy filmu. Oto w jego czwartej
minucie można zobaczyć Josepha Lefebvre’a opowiadającego o działalności ojca w
ruchu oporu i o tym, że po aresztowaniu został on przetransportowany do obozu
koncentracyjnego w Sonnenburgu – chwilę później francuski lektor informuje, że
Rene Lefebvre „umarł w polskim obozie w Sonnenburgu 4 marca 1944 r.”.
Sformułowanie
„polskie obozy (koncentracyjne)” powinno budzić sprzeciw. I na szczęście budzi.
I to coraz większy, bo ze skrótu myślowego – pojęcie „polish death camp” po raz
pierwszy zostało użyte w 1944 r. w napisanym w bardzo życzliwym tonie artykule
o Janie Karskim opublikowanym w amerykańskim magazynie Collier’s – przerodziło
się w doskonałe narzędzie kłamliwej polityki historycznej i antypolskiej
propagandy (w niemieckiej prasie można było spotkać określenia w rodzaju
„polnische Häuser des Todes”, „polnische
Vernichtungslager”, „polnische Vernichtungslager Sobibor und Treblinka”).
Ale taki sprzeciw nie może być bezrozumny i histeryczny. Tymczasem w związku z
filmem o abp. Lefebvrze w Internecie już odezwały się głosy, że rzecz została
zamierzona, bo zachodnioeuropejscy katoliccy tradycjonaliści – wszyscy bez
wyjątku, nie tylko Niemcy – są polakożercami, cichymi wielbicielami nazizmu i w
ogóle wrogami „bękarta traktatu wersalskiego” – Polski.
Goethe
napisał, że „nieporozumienia i zaniedbania więcej powodują zamieszania w
świecie niż podstępy i złośliwość”, a Hanlon przekształcił te słowa w bardziej
dosadną naukową regułę metodologiczną, która brzmi: „Nigdy nie przypisuj złej
woli temu, co można wystarczająco wyjaśnić głupotą”. Akurat ostatnią rzeczą
potrzebną Bractwu Kapłańskiemu Świętego Piusa X jest angażowanie się w podobne kontrowersje
natury historycznej, czego dowodzi burza, która nastąpiła po wywiadzie bp. Richarda
Williamsona, niegdyś członka FSSPX, który zakwestionował skalę niemieckich zbrodni
z czasów II wojny światowej. Skoro tak, to trudno przypuszczać, by słowa o
„polskim obozie” zostały zastosowane celowo i ze świadomością, że mogą urazić
wiernych w kraju, w którym misja piusowców rozwija się stosunkowo dynamicznie, a kapłani Bractwa cieszą się szacunkiem i sympatią.
Autorem
komentarza do filmu jest młody francuski historyk Kościoła Jacques-Regis du
Cray, który dotąd nie dał powodów, by móc go oskarżyć o niechęć do Polski i
Polaków. Podobnie trudno dopatrywać się antypolonizmu u ks. Jeana-Marca
Ledermanna, konsultanta historycznego tej produkcji. Owszem, po czymś takim
można zarzucić im bezrefleksyjność jeśli nie ignorancję, ale podobną wykazali
się tłumacze wersji angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej i portugalskiej – czy
wszystkich ich oskarżymy o antypolonizm? Jedynie Niemcy, którzy mogliby chcieć
oczyścić swój naród z winy, wykazali się uczciwością i w swoim przekładzie, gdy
była mowa o obozie koncentracyjnym, pominęli przymiotnik „polski”. Co ciekawe w
naszej wersji językowej obóz określony został mianem „niemieckiego”, co jest
zgodne z prawdą historyczną, ale nie z wersją oryginalną. Zatem warto byłoby zapytać
Wojtka Golonkę (dr. Wojciecha Golonkę?), autora polskiego przekładu,
czy zadał sobie trud, żeby zwrócić uwagę pana du Cray na określenie, które nawet
jeśli zostało użyte bez złych intencji, pozostaje skandaliczne i obraźliwe.
Jakub
Pytel