12.08.2014

René Lefebvre i „polski obóz koncentracyjny”



Słońsk koło Kostrzyna nad Odrą – dawny niemiecki Sonnenburg. W tym miasteczku od lat 30 XIX w. funkcjonowało pruskie ciężkie więzienie, gdzie wyroki odbywali m.in. Karol Libelt i syn gen. Jana Henryka Dąbrowskiego – Bronisław. W 1930 r. więzienie zamknięto ze względu na katastrofalne warunki sanitarne, jednak już trzy lata później, po wyborczym zwycięstwie Adolfa Hitlera i dojściu do władzy Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników w jego murach zorganizowano obóz koncentracyjny (tzw. „wczesny” lub „dziki”), w którym narodowi socjaliści osadzali przeciwników politycznych – głównie komunistów i pacyfistów. Obóz funkcjonował przez rok, później znów było tam więzienie kryminalne, które podczas II wojny światowej zostało przekształcone w „placówkę specjalnego przeznaczenia”, gdzie przetrzymywano członków ruchu oporu z krajów okupowanych przez Rzeszę Niemiecką. W 1942 r. do Sonnenburga trafił René Lefebvre – członek francuskiego podziemia, ojciec ks. Marcelego Lefebvre’a, późniejszego arcybiskupa i założyciela Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X. W marcu 1944 r., na dziesięć miesięcy przed zajęciem miasteczka przez Sowietów, Lefebvre zmarł na skutek chorób i wycieńczenia organizmu spowodowanego niewolniczą pracą.

W 2012 r. ukazał się film dokumentalny pt. „Arcybiskup Lefebvre – biskup podczas burzy” oparty na biografii pióra bp. Bernarda Tissier de Mallerais’go. Autor książki, której polski przekład ukazał się dwa lata wcześniej, napisał że René Lefebvre dokonał żywota w obozie w Sonnenburgu, ale nie wspomniał, że to miasteczko leży obecnie na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej i nosi nazwę Słońsk. Czy powinien był tak zrobić? Z punktu widzenia polskich wiernych związanych z FSSPX jest to cenna informacja, ale z perspektywy całości publikacji niewiele wnosząca – w końcu Sonnenburg był miastem niemieckim, obóz został stworzony przez Niemców dla ich wrogów, Lefebvre’a na śmierć skazali Niemcy, a on sam nie doczekał ani wyzwolenia, ani tym bardziej objęcia tych ziem przez polską administrację. To „zaniedbanie” autora biografii „naprawili” twórcy filmu. Oto w jego czwartej minucie można zobaczyć Josepha Lefebvre’a opowiadającego o działalności ojca w ruchu oporu i o tym, że po aresztowaniu został on przetransportowany do obozu koncentracyjnego w Sonnenburgu – chwilę później francuski lektor informuje, że Rene Lefebvre „umarł w polskim obozie w Sonnenburgu 4 marca 1944 r.”. 

Sformułowanie „polskie obozy (koncentracyjne)” powinno budzić sprzeciw. I na szczęście budzi. I to coraz większy, bo ze skrótu myślowego – pojęcie „polish death camp” po raz pierwszy zostało użyte w 1944 r. w napisanym w bardzo życzliwym tonie artykule o Janie Karskim opublikowanym w amerykańskim magazynie Collier’s – przerodziło się w doskonałe narzędzie kłamliwej polityki historycznej i antypolskiej propagandy (w niemieckiej prasie można było spotkać określenia w rodzaju „polnische Häuser des Todes”, „polnische Vernichtungslager”, „polnische Vernichtungslager Sobibor und Treblinka”). Ale taki sprzeciw nie może być bezrozumny i histeryczny. Tymczasem w związku z filmem o abp. Lefebvrze w Internecie już odezwały się głosy, że rzecz została zamierzona, bo zachodnioeuropejscy katoliccy tradycjonaliści – wszyscy bez wyjątku, nie tylko Niemcy – są polakożercami, cichymi wielbicielami nazizmu i w ogóle wrogami „bękarta traktatu wersalskiego” – Polski. 

Goethe napisał, że „nieporozumienia i zaniedbania więcej powodują zamieszania w świecie niż podstępy i złośliwość”, a Hanlon przekształcił te słowa w bardziej dosadną naukową regułę metodologiczną, która brzmi: „Nigdy nie przypisuj złej woli temu, co można wystarczająco wyjaśnić głupotą”. Akurat ostatnią rzeczą potrzebną Bractwu Kapłańskiemu Świętego Piusa X jest angażowanie się w podobne kontrowersje natury historycznej, czego dowodzi burza, która nastąpiła po wywiadzie bp. Richarda Williamsona, niegdyś członka FSSPX, który zakwestionował skalę niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej. Skoro tak, to trudno przypuszczać, by słowa o „polskim obozie” zostały zastosowane celowo i ze świadomością, że mogą urazić wiernych w kraju, w którym misja piusowców rozwija się stosunkowo dynamicznie, a kapłani Bractwa cieszą się szacunkiem i sympatią.

Autorem komentarza do filmu jest młody francuski historyk Kościoła Jacques-Regis du Cray, który dotąd nie dał powodów, by móc go oskarżyć o niechęć do Polski i Polaków. Podobnie trudno dopatrywać się antypolonizmu u ks. Jeana-Marca Ledermanna, konsultanta historycznego tej produkcji. Owszem, po czymś takim można zarzucić im bezrefleksyjność jeśli nie ignorancję, ale podobną wykazali się tłumacze wersji angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej i portugalskiej – czy wszystkich ich oskarżymy o antypolonizm? Jedynie Niemcy, którzy mogliby chcieć oczyścić swój naród z winy, wykazali się uczciwością i w swoim przekładzie, gdy była mowa o obozie koncentracyjnym, pominęli przymiotnik „polski”. Co ciekawe w naszej wersji językowej obóz określony został mianem „niemieckiego”, co jest zgodne z prawdą historyczną, ale nie z wersją oryginalną. Zatem warto byłoby zapytać Wojtka Golonkę (dr. Wojciecha Golonkę?), autora polskiego przekładu, czy zadał sobie trud, żeby zwrócić uwagę pana du Cray na określenie, które nawet jeśli zostało użyte bez złych intencji, pozostaje skandaliczne i obraźliwe.

Jakub Pytel