14.02.2013

Popiół nie diament



Pewien kapłan dokonujący wczoraj, w Środę Popielcową, obrzędu posypania głów popiołem dziwił się temu, że niektórzy wierni trzymali w rękach otwarte, nieco uniesione w górę mszały i śpiewniki. Z kolei wierni byli zdziwieni, że ów ksiądz dość obficie posypując głowy żałował popiołu na to, by wrzucić choć szczyptę na karty ich książeczek. Sprawa wyjaśniła się po Mszy, kiedy w zakrystii ustawiła się kolejka wiernych z prośbą o popiół dla chorych. 

Sytuacja miała miejsce w Poznaniu, a kapłan był przyjezdny. Okazało się, że zanoszenie popiołu chorym przez członków ich rodzin wcale nie jest zwyczajem znanym i praktykowanym w całej Polsce. Ksiądz pytał, czy to na pewno zwyczaj dawny, a nie jakaś nowoczesna fanaberia – narzuca się przecież porównanie z nadzwyczajnymi szafarzami Komunii św. Dodał, że popiół można przyjąć jeszcze po niedzielnej Mszy św., ale zgodził się go dać, gdy został solennie zapewniony, że tak tutaj było od zawsze, a przynajmniej od momentu, do którego potrafią sięgnąć pamięcią dzisiejsi osiemdziesięciolatkowie. Skoro wolno zabrać do domu wodę święconą, to może wolno i popiół – powiedział, choć miał wątpliwości, czy świeccy sami, nawet prywatnie powinni dokonywać takich obrzędów. 

Zapytani o to najstarsi Poznańczycy wspominają własnych rodziców i dziadków przynoszących do domu popiół w modlitewnikach, chustkach, czy puzderkach i posypujących nim głowy kobiet w połogu, ludzi chorych, starych, czy po prostu tych, którzy z racji obowiązków nie mogli w Popielec pójść do kościoła. Widzą w tym coś niemal tak normalnego, jak przyniesienie z kościoła kredy, kadzidła czy w końcu palm, z których ten popiół pochodzi.

Wyobrażam sobie zdziwienie wspomnianego kapłana, gdyby zawitał do Grodu Przemysła w czasach mego dzieciństwa. Rzadko nosiło się wówczas na Mszę książeczki do nabożeństwa, ale ze względu na przepisy stanu wojennego dorośli zawsze mieli przy sobie dowody osobiste. To wówczas zrodził się zwyczaj zabierania popiołu w dokumencie tożsamości (zwyczaj, który zresztą trwał dłużej niż komunizm). Pamiętam, że mój proboszcz w ostatnią niedzielę przed Wielkim Postem mówił, że „popiół nie diament, ale za to poświęcony i trzeba go uszanować”. Apelował żeby popiół zabierać do chusteczek (byle czystych!), książeczek do nabożeństwa, a jak ktoś wraca z pracy i nie ma takich przy sobie, to może wziąć do pudełka po zapałkach (po papierosach się nie godzi!) albo do dowodu osobistego, bo to dokument ważny, państwowy (legitymacje partyjne, związkowe i książeczki ubezpieczeniowe uznał za niewłaściwe).

Interesująca sprawa z tym popiołem. Niby zwyczaj dość rozpowszechniony, a nie znajduję żadnych przepisów, które choćby zdawkowo o nim wspominały.

Jakub Pytel