Kardynał Dezydery Felician Franciszek Józef Mercier (1851-1926) był piątym z siedmiorga
dzieci Pawła Leona i Anny Marii Barbe-Croquet. Po przyjęciu w 1874 roku święceń
kapłańskich kontynuował studia na Katolickim Uniwersytecie w Lowanium, gdzie obronił
licencjat z teologii (w tej dziedzinie jest to stopień wyższy niż magisterium)
oraz doktorat z psychologii. W latach 1877-1882 zarządzał i wykładał filozofię
w niższym seminarium duchownym w Mechelen, następnie psychologię w swej Alma
Mater, gdzie kierował również Wyższym Instytutem Teologii. W latach 1892-1906
był regensem seminarium w Mechelen. W tym czasie zasiadał w kapitule
katedralnej i był redaktorem magazynu teologicznego Revue Néoscolastique.
W 1906 r.
został mianowany przez papieża św. Piusa X ordynariuszem Mechelen, a rok
później kreowany kardynałem. W czasie I wojny światowej nie opuścił Belgii. Po
wojnie zainicjował działalność Międzynarodowej Unii Badań Społecznych oraz
uzyskał od papieża Benedykta XV pozwolenie na zorganizowanie – z inicjatywy o.
Ferdynanda Portala CM i Karola Longleya Wooda, Lorda Halifax, wpływowego
anglokatolika – nieformalnych rozmów, których uczestnicy mieli omówić kwestię
najważniejszych przeszkód
utrudniających nawiązanie komunii pomiędzy „Kościołem Anglii” a Kościołem
Powszechnym. Spotkaniom tym, ograniczonym jedynie do dyskusji, kres położyła
śmierć kardynała w 1926 roku.
W związku z tą inicjatywą wokół osoby kardynała
Merciera narosło wiele legend, a moderniści i „ekumeniści” często przedstawiają
go jako jednego z ojców współcześnie i fałszywie rozumianego ekumenizmu. O tym,
że było inaczej znakomicie świadczy poniższy list, wystosowany do wiernych z
okazji wydania przez papieża św. Piusa X encykliki Pascendi i Syllabusa.
List dowodzi nie tylko rzeczywistych poglądów kardynała, ale również tego, jak
bardzo nieuprawnione są próby powoływania się zwolenników późniejszych „reform”
na to, iż w czasach pontyfikatów poprzedzających II Sobór Watykański można było
obserwować jakąkolwiek tendencję w tym kierunku, która usprawiedliwiałaby
twierdzenie, że najważniejsze soborowe zmiany stanowią doktrynalny rozwój, a
nie zupełną nowość i zerwanie z poprzednim nauczaniem.
---***---
Umiłowani
Bracia!
Trzeciego lipca 1907 r. Ojciec Święty przygotował listę błędów, które
później zostały zebrane pod nazwą modernizmu i potępione.
Następnie papież skierował 8 września do katolickiego świata encyklikę –
niezwykle wyczerpującą, pisaną z mocą i bardzo jasno – w której przedstawił
powody potępienia modernizmu. Dzięki Bogu te błędy, które dotąd zaatakowały
Francję i Italię, przyciągają niewielu zwolenników w Belgii. Zostaliście [przed
nimi] uchronieni dzięki czujności waszych pasterzy, dzięki duchowi naukowej
bezstronności i chrześcijańskiego posłuszeństwa, który ożywia przedstawicieli
szkolnictwa wyższego w waszym kraju. Niemniej jednak, umiłowani bracia, uważam
za swój duszpasterski obowiązek powiadomić was i pouczyć odnośnie do tej
papieskiej encykliki, która odtąd w historii kościelnej znana będzie dzięki
rozpoczynającym ją łacińskim słowom jako Pascendi Dominici gregis lub krócej Pascendi.
Ponieważ Ojciec Święty kieruje swój list do każdego Kościoła
partykularnego, to znaczy do biskupów, kapłanów i katolickiego laikatu, jego
zamysłem jest, by każdy z osobna wyciągnął z niej korzyść. Ponadto znaczenie
tego dokumentu nadaje mu wartość historyczną – stąd ci, którym Kościół, nasza
Matka, leży na sercach, powinni być zorientowani co do jego znaczenia, choćby
tylko w najistotniejszych sprawach. Dobrze wiadomo, że od chwili, gdy tylko
papież przemówił – a raczej zanim jeszcze to zrobił, a agencje telegraficzne
zapowiedziały, że przemówi – ateistyczna prasa zaczęła rzecz przeinaczać, a
gazety i czasopisma wrogie Kościołowi w naszym kraju nie tylko nie opublikowały
tekstu, nie tylko dokładnie i uczciwie nie przedstawiły ogólnej treści
encykliki, ale z zapałem, wspólnie i zgodnie wyjaśniały swoje
stanowisko, spierały się o słowo „modernizm” czyniąc wysiłki, aby przekonać
swych zaufanych czytelników, że papież potępia nowoczesną myśl, która w ich
dwuznacznym języku oznacza współczesną naukę oraz metody, którymi ona się
posługuje.
To obraźliwe i błędne wyobrażenie dotyczące papieża i jego wiernych
zwolenników być może zyskało uznanie niektórych z was. Dlatego jest naszym
szczerym pragnieniem rozwiać je wyjaśniając czym jest modernizm, a tym samym,
jakie były powody, które doprowadziły do potępienia go przez najwyższą władzę w
Kościele.
Jaka jest
podstawowa idea modernizmu?
Modernizm nie jest nowoczesnym wyrazem nauki, a zatem jego potępienie nie
oznacza potępienia nauki, z której jesteśmy tak dumni, ani nie jest wyrazem
dezaprobaty wobec jej metod, które zachowują wszyscy katoliccy naukowcy i
szczycą się, mogąc według nich nauczać i postępować.
Modernizm w istocie polega na twierdzeniu, że dusza religijna musi czerpać
z siebie, z niczego poza sobą, przedmiot i podstawę swej wiary. Odrzuca on
wszelkie objawienie narzucone sumieniu, a tym samym, jako konieczna
konsekwencja, staje się zaprzeczeniem doktrynalnego autorytetu Kościoła
założonego przez Jezusa Chrystusa. Ponadto zaprzecza, by hierarchia ustanowiona
przez Boga miała prawo do rządzenia chrześcijańskim społeczeństwem.
Aby lepiej zrozumieć znaczenie tego podstawowego błędu, przypomnijmy
nauczanie katolickiego katechizmu dotyczące natury i misji Kościoła.
Chrystus nie ukazał się światu jako przywódca ruchu filozoficznego,
niepewny swej własnej nauki! Nie pozostawił możliwego do zmiany systemu
poglądów, nad którym Jego uczniowie mogliby debatować. Wręcz przeciwnie!
Umocniony swą Boską mądrością i suwerenną władzą, ogłosił i nałożył na ludzi
objawione słowo, które zapewnia zbawienie wieczne, oraz wskazał im wyłączny
sposób jego osiągnięcia. Ogłosił dla nich kodeks moralny, dając im
niezawodną pomoc, bez której niemożliwe jest zachowanie tych przykazań w
praktyce. Łaska i sakramenty, które jej nam udzielają lub ją nam przywracają,
gdy po popadnięciu w grzech znów ją odnajdujemy dzięki pokucie, tworzą razem tę
pomoc, tę ekonomię zbawienia. Chrystus ustanowił
Kościół, a ponieważ miał przebywać tu na ziemi zaledwie kilka lat, powierzył
swą moc Apostołom, a po nich ich następcom, papieżom i biskupom. Episkopat w jedności z Ojcem Świętym, przyjął
wówczas i sam tylko wykonuje prawo oficjalnego głoszenia i wyjaśniania nauki
objawionej przez Chrystusa – i to on [episkopat] i sam papież jest uprawniony
do potępiania błędów, które są niezgodne z jego nauczaniem.
Chrześcijanin to ten, kto ufa władzy Kościoła i szczerze przyjmuje naukę
podaną mu do wierzenia przez Kościół. Ten, kto odrzuca lub kwestionuje jego
autorytet i w konsekwencji odrzuca jedną lub więcej prawd, w które jest
zobowiązany wierzyć, sam wyłącza się z owczarni Chrystusowej.
Kościół i
moderniści
Ekskomunika ogłoszona przez papieża przeciwko zatwardziałym modernistom, a
którą [jej] przeciwnicy charakteryzują jako akt despotyzmu, jest prosta,
naturalna, i postrzegamy ją jedynie jako kwestię wierności. Czy wierzysz w
boską władzę Kościoła? Czy publicznie i w sercu zgadzasz się z tym, co Kościół
nakazuje w imię Chrystusa? Czy godzisz się być mu posłusznym? Jeśli tak,
Kościół ofiarowuje Ci swoje sakramenty i zobowiązuje się do bezpiecznego
przeprowadzenia Cię do przystani zbawienia. Jeśli nie, wówczas z rozmysłem
zrywasz więź, która cię łączy z Kościołem i która została uświęcona łaską.
Przed Bogiem i swoim sumieniem już nie należysz do Kościoła – nie pozostawaj
dłużej w uporczywej hipokryzji fałszywego członka jego owczarni. Nie możesz
uczciwie podawać się za jednego z jego synów, a skoro Kościół nie może brać
udziału w hipokryzji i świętokradztwie, każe ci – jeśli go do tego zmusisz –
opuścić swe szeregi. Oczywiście,
odrzuci cię tylko na tak długo, jak sam tego będziesz chciał. W dniu, w którym
pożałujesz błąkania się z dala od owczarni i powrócisz, by lojalnie uznać jego
władzę, Kościół przyjmie cię z łagodnością i potraktuje tak samo, jak ojciec
syna marnotrawnego, który czule powitał swe skruszone dziecko. Taka właśnie
jest natura Kościoła. Episkopat
katolicki, którego głową jest papież, jest spadkobiercą Kolegium Apostolskiego
i naucza wiernych prawdziwego chrześcijańskiego objawienia.
I podobnie jak życie całego organizmu skupia się wokół głowy, która kieruje
jego działaniami i koordynuje wszystkie jego ruchy, tak samo papież zapewnia
jedność Kościołowi nauczającemu; i za każdym razem, gdy ktoś z
wiernych, nawet biskup, głosi coś przeciwnego świętej nauce, Ojciec Święty
rozstrzyga rzecz z najwyższą władzą, a od [decyzji] tej władzy nie ma
odwołania.
W końcu cała kwestia sprowadza się do tego, by chrześcijanin, ilekroć ma
wątpliwości, zadał sobie te dwa pytania: W co teraz muszę wierzyć? Dlaczego
muszę w to wierzyć? A odpowiedź jest taka – wierzę w to, czego nauczają biskupi
katoliccy pozostający w jedności z papieżem; jestem zmuszony w to uwierzyć,
ponieważ episkopat w jedności z papieżem stanowi organ, który przekazuje
wiernym objawioną naukę Jezusa Chrystusa. Pozwólcie mi dodać na marginesie, że
organ ten nie jest niczym innym niż tradycją, którą wierzący chrześcijanin musi
wiernie przyjąć i przestrzegać. Zatem potępiony przez papieża modernizm jest
zaprzeczeniem nauki Kościoła – tej prostej prawdy, której nauczyłeś się jako
dziecko przygotowujące się do pierwszej Komunii św.
Związki
modernizmu z protestantyzmem
Rodzące się idee doktryn modernistycznych ujrzały pierwsze promienie słońca
w protestanckich Niemczech. Jednak idee te bardzo szybko przyjęły się w Anglii,
a kilka ich odmian przeniknęło do Stanów Zjednoczonych. Duch modernizmu pojawił
się w krajach katolickich za sprawą pism pewnych autorów niepomnych tradycji
Kościoła i ogromem swoich błędów wstrząsnął lojalnymi sumieniami, które wiernie
trwały przy swoich przyrzeczeniach chrzcielnych. Obecność tego ducha zaznaczyła
się w całej Francji, skutki zarazy odczuła Italia i zainfekowali się nim
niektórzy katolicy w Anglii i Niemczech. Belgia, szczęśliwie, jest jednym z
tych krajów katolickich, które najskuteczniej oparły się jego szkodliwym
wpływom.
Trzeba wam wiedzieć, że czynimy rozróżnienie pomiędzy modernistycznymi
teoriami a duchem, który je ożywia. Teorie rozpowszechniane w pismach
filozoficznych, teologicznych, egzegetycznych i apologetycznych zostały
znakomicie usystematyzowane w encyklice Pascendi. A ponieważ
mieliście przywilej, by uniknąć ich wpływów, nie jest rzeczą konieczną dowodzić
wam, że teorie te są całkowicie sprzeczne z wiarą i zdrową filozofią.
Jednak jeszcze bardziej obawiam się zagrożenia, jakie dla waszych dusz
stanowi modernizm wynikający z protestantyzmu.
Wiecie, na czym polega protestantyzm. Luter kwestionował prawo Kościoła do
autorytatywnego nauczania świata chrześcijańskiego o objawieniu Jezusa
Chrystusa. Chrześcijanin – twierdził – jest samowystarczalny w swych
wierzeniach. Luter wywodził elementy swojej wiary z Pisma św., które każdy
człowiek [według niego] może objaśniać bezpośrednio pod natchnieniem Ducha
Świętego. Nie dopuszczał on istnienia w Kościele władzy zorganizowanej
hierarchicznie, która wiernie przekazuje światu naukę objawioną i ma prawo do
objaśniania oraz strzeżenia tej nauki w całej jej pełni.
Jest to zasadniczy punkt sporu między katolicyzmem a protestantyzmem.
Katolik twierdzi, że wiara chrześcijańska jest przekazywana wiernym przez
ustanowiony w tym celu urząd, którym jest katolicki episkopat, i że ta wiara
opiera się na akceptacji władzy owego urzędu. Protestant, wręcz przeciwnie,
twierdzi, że jest to sprawa wyłącznie własnego osądu opartego o [samodzielną]
interpretację Biblii. „Kościół” protestancki z konieczności jest niewidzialny,
gdyż zależy od domniemanej zgody indywidualnych sumień co do znaczenia Pisma
św. Tak ujęty protestantyzm został potępiony przez
Sobór Trydencki w XVI wieku i nie ma człowieka, który śmiałby nazywać się
protestantem i jednocześnie uważać się za katolika.
Lecz duch protestantyzmu wkradł się tu i ówdzie do środowisk katolickich,
owocując koncepcjami, w których możemy odnaleźć mieszankę szczerej pobożności –
religijnych skłonności katolickiej duszy – oraz intelektualnych błędów
protestantyzmu. Fryderyk Paulsen, profesor Racjonalistycznego Uniwersytetu
Protestanckiego w Berlinie, mówiąc o encyklice Pascendi, przyznaje, że zachodzi
tu dziwna okoliczność. „Wydaje się – mówi – że wszystkie teorie potępione przez
[tę] encyklikę mają niemieckie pochodzenie, a przecież nie ma prawie żadnego
teologa w Niemczech, który broniłby modernizmu na swym własnym wydziale
teologii”.
To bardzo znaczące. Ale ślady ducha protestantyzmu w niemieckich ośrodkach
uniwersyteckich pochodzą z czasów dawniejszych niż dzisiejsze.
Gdy w 1869 r. Pius IX zwołał sobór, wielce uczony i dobrze znany katolicki
profesor uniwersytetu w Monachium, [Jan] Döllinger, który później
publicznie porzucił wiarę, pisząc a propos roli biskupów na soborach,
stwierdzał: „Biskupi muszą być obecni na soborze, aby świadczyć o wierze swoich
diecezji, a definicje tam uchwalane muszą być wyrazem ich wspólnych przekonań”.
Tutaj macie, umiłowani bracia, zgodę
indywidualnego sumienia zastąpioną wskazaniami władzy.
Duch
modernizmu w pismach ks. Tyrrella
Najinteligentniejszym obserwatorem współczesnego ruchu modernistycznego i
jego najbardziej wyrazistych tendencji, który uchwycił jego prawdziwe
znaczenie, i który jest chyba najgłębiej przepojony jego duchem, jest angielski
ksiądz [Jerzy] Tyrrell. Pośród licznych pism opublikowanych przez niego w
ostatnich dziesięciu latach jest wiele budujących, wiele, za które jesteśmy ich
autorowi głęboko wdzięczni. Lecz często w duchu, który ożywia te dzieła,
odnajdujemy podstawowy błąd Döllingera,
czyli rzeczywistą zasadę protestantyzmu.
Nie jest to jednak zaskakujące, ponieważ ks. Tyrrell jest konwertytą i
kształcił się, będąc pod wpływem protestantów.
Tyrrell, który skupiał się tylko na wewnętrznym funkcjonowaniu sumienia,
niepomny tradycji dogmatycznych i historii Kościoła, zabiegający przede
wszystkim o to, by utrzymać w łonie Kościoła tych naszych współczesnych,
których wprawia w zakłopotanie głośna krytyka wyrażana przez niewierzących
(tych niewierzących, którzy czasami w imię nauk przyrodniczych, czasem w imię
krytyki historycznej, usiłują narzucić filozoficzne uprzedzenia i przesadnie
krytyczne domniemania jako wnioski wyciągane z nauki w sprzeczności z naszą
wiarą), powtórzył, po czterdziestoletniej przerwie, atak analogiczny do tego,
którego dokonał odstępca Döllinger.
Objawienie – mówi on – nie jest doktrynalnym depozytem powierzonym
Kościołowi nauczającemu, od którego wierny otrzymuje autentyczny wykład w
czasach, gdy taka autorytatywna deklaracja jest potrzebna. Jest to zbiorowe
życie pobożnych dusz, czy raczej każdego człowieka dobrej woli, który aspiruje
do ideału przewyższającego materialne ambicje egotyka. Chrześcijańscy święci są
elitą tej niewidzialnej społeczności, tej wspólnoty świętych. Podczas gdy życie
religijne toczy się niezmiennym torem w głębi chrześcijańskiego sumienia,
poglądy „teologiczne” powstają w intelekcie, wyrażają się w formułach
dyktowanych potrzebami chwili – aczkolwiek mniej zgodnych z rzeczywistością
żywej wiary – i stosownie do tego są dogmatycznie definiowane. Autorytet Kościoła
katolickiego wyjaśnia życie wewnętrzne wiernych, niejako podsumowuje skutki
działania sumienia uniwersalnego i ogłasza to w formie dogmatu. Ale prawdziwe
wewnętrzne życie religijne pozostaje najwyższym przewodnikiem w sprawach wiary
i dogmatów.
Ponadto siła podlegająca tysiącu wahań inteligencji zmienia kodeks wiary. Z
kolei dogmaty Kościoła zmieniają swój sens, jeśli już niekoniecznie
sformułowanie, według [gustów] kolejnych pokoleń, do których Kościół przemawia.
Mimo to Kościół katolicki pozostaje jeden i jest wierny swemu Założycielowi, od
czasów bowiem Chrystusa ten sam duch religii i świętości ożywia kolejne
pokolenia chrześcijańskiego świata i wszystkie one spotykają się na wspólnym
gruncie, który przede wszystkim jest uczuciem synowskiego oddania naszemu Ojcu
w niebie, miłości do człowieka i powszechnego braterstwa.
Przyczyny
rozwoju modernizmu
Taka, umiłowani bracia, jest istota modernizmu.
Wiodąca idea tego systemu uległa przemożnemu wpływowi filozofii Kanta,
który sam był protestantem i autorem szczególnej teorii, w myśl której
powszechne przeświadczenie nauki stoi w opozycji do wyłącznie osobistego
przeświadczenia w kwestiach religii. Bez wątpienia było to zachłyśnięcie się,
tak powszechne, jak nieprzemyślane, które kusi tak wiele znakomitych umysłów do
wykorzystywania w historii – zwłaszcza historii Pisma św. i naszych dogmatów –
arbitralnej i apriorycznej hipotezy ewolucji, która, daleka od tego, by mogła
stanowić ogólne prawo w dziedzinie ludzkiego rozumowania, nie została nawet udowodniona
w tak ograniczonym zakresie, jak powstawanie gatunków zwierzęcych i roślinnych.
Sama w sobie idea ta, która początkowo zainspirowała wielu płodnych mistrzów
katolickiej szkoły apologetycznej i która później pogrążyła ich w modernizmie,
to w gruncie rzeczy nic innego jak protestancki indywidualizm wkraczający w
miejsce katolickiej koncepcji Urzędu Nauczycielskiego ustanowionego przez
Jezusa Chrystusa i obarczonego misją pouczania nas, w co mamy obowiązek wierzyć
pod groźbą wiecznego potępienia.
Ten duch obecny jest wszędzie i bez wątpienia z tego powodu papież, pod
szczególnym natchnieniem Bożej Opatrzności, kieruje do całego świata encyklikę,
której doktrynalna treść dotyczy, jak się wydaje, zaledwie ułamka populacji
katolickiej we Francji, Anglii i Italii.
Teorie potępione w tej encyklice przeraziły wiernych chrześcijan przez samo
ich ogłoszenie. Ale w modernistycznych tendencjach musi być coś kuszącego, co
zdaje się uwodzić nawet ludzi o umysłach uczciwych i oddanych wierze otrzymanej
wraz z chrztem. Skąd pochodzi i na czym polega ten urok,
który czyni modernizm tak atrakcyjnym dla młodzieży? Widzimy tego dwa główne
powody – są nimi dwa błędy, z którymi mam nadzieję rozprawić się z drugiej
części mego listu pasterskiego.
Koniec cz. 1
(tłum. Jakub Pytel)