22.09.2012

Kard. Dezydery Mercier, Potępienie modernizmu (list pasterski, cz. 1/2)



Kardynał Dezydery Felician Franciszek Józef Mercier (1851-1926) był piątym z siedmiorga dzieci Pawła Leona i Anny Marii Barbe-Croquet. Po przyjęciu w 1874 roku święceń kapłańskich kontynuował studia na Katolickim Uniwersytecie w Lowanium, gdzie obronił licencjat z teologii (w tej dziedzinie jest to stopień wyższy niż magisterium) oraz doktorat z psychologii. W latach 1877-1882 zarządzał i wykładał filozofię w niższym seminarium duchownym w Mechelen, następnie psychologię w swej Alma Mater, gdzie kierował również Wyższym Instytutem Teologii. W latach 1892-1906 był regensem seminarium w Mechelen. W tym czasie zasiadał w kapitule katedralnej i był redaktorem magazynu teologicznego Revue Néoscolastique

W 1906 r. został mianowany przez papieża św. Piusa X ordynariuszem Mechelen, a rok później kreowany kardynałem. W czasie I wojny światowej nie opuścił Belgii. Po wojnie zainicjował działalność Międzynarodowej Unii Badań Społecznych oraz uzyskał od papieża Benedykta XV pozwolenie na zorganizowanie – z inicjatywy o. Ferdynanda Portala CM i Karola Longleya Wooda, Lorda Halifax, wpływowego anglokatolika – nieformalnych rozmów, których uczestnicy mieli omówić kwestię najważniejszych przeszkód utrudniających nawiązanie komunii pomiędzy „Kościołem Anglii” a Kościołem Powszechnym. Spotkaniom tym, ograniczonym jedynie do dyskusji, kres położyła śmierć kardynała w 1926 roku. 

W związku z tą inicjatywą wokół osoby kardynała Merciera narosło wiele legend, a moderniści i „ekumeniści” często przedstawiają go jako jednego z ojców współcześnie i fałszywie rozumianego ekumenizmu. O tym, że było inaczej znakomicie świadczy poniższy list, wystosowany do wiernych z okazji wydania przez papieża św. Piusa X encykliki Pascendi i Syllabusa. List dowodzi nie tylko rzeczywistych poglądów kardynała, ale również tego, jak bardzo nieuprawnione są próby powoływania się zwolenników późniejszych „reform” na to, iż w czasach pontyfikatów poprzedzających II Sobór Watykański można było obserwować jakąkolwiek tendencję w tym kierunku, która usprawiedliwiałaby twierdzenie, że najważniejsze soborowe zmiany stanowią doktrynalny rozwój, a nie zupełną nowość i zerwanie z poprzednim nauczaniem. 

---***--- 


Umiłowani Bracia!

Trzeciego lipca 1907 r. Ojciec Święty przygotował listę błędów, które później zostały zebrane pod nazwą modernizmu i potępione.

Następnie papież skierował 8 września do katolickiego świata encyklikę – niezwykle wyczerpującą, pisaną z mocą i bardzo jasno – w której przedstawił powody potępienia modernizmu. Dzięki Bogu te błędy, które dotąd zaatakowały Francję i Italię, przyciągają niewielu zwolenników w Belgii. Zostaliście [przed nimi] uchronieni dzięki czujności waszych pasterzy, dzięki duchowi naukowej bezstronności i chrześcijańskiego posłuszeństwa, który ożywia przedstawicieli szkolnictwa wyższego w waszym kraju. Niemniej jednak, umiłowani bracia, uważam za swój duszpasterski obowiązek powiadomić was i pouczyć odnośnie do tej papieskiej encykliki, która odtąd w historii kościelnej znana będzie dzięki rozpoczynającym ją łacińskim słowom jako Pascendi Dominici gregis lub krócej Pascendi.

Ponieważ Ojciec Święty kieruje swój list do każdego Kościoła partykularnego, to znaczy do biskupów, kapłanów i katolickiego laikatu, jego zamysłem jest, by każdy z osobna wyciągnął z niej korzyść. Ponadto znaczenie tego dokumentu nadaje mu wartość historyczną – stąd ci, którym Kościół, nasza Matka, leży na sercach, powinni być zorientowani co do jego znaczenia, choćby tylko w najistotniejszych sprawach. Dobrze wiadomo, że od chwili, gdy tylko papież przemówił – a raczej zanim jeszcze to zrobił, a agencje telegraficzne zapowiedziały, że przemówi – ateistyczna prasa zaczęła rzecz przeinaczać, a gazety i czasopisma wrogie Kościołowi w naszym kraju nie tylko nie opublikowały tekstu, nie tylko dokładnie i uczciwie nie przedstawiły ogólnej treści encykliki, ale z zapałem, wspólnie i zgodnie wyjaśniały swoje stanowisko, spierały się o słowo „modernizm” czyniąc wysiłki, aby przekonać swych zaufanych czytelników, że papież potępia nowoczesną myśl, która w ich dwuznacznym języku oznacza współczesną naukę oraz metody, którymi ona się posługuje. 

To obraźliwe i błędne wyobrażenie dotyczące papieża i jego wiernych zwolenników być może zyskało uznanie niektórych z was. Dlatego jest naszym szczerym pragnieniem rozwiać je wyjaśniając czym jest modernizm, a tym samym, jakie były powody, które doprowadziły do potępienia go przez najwyższą władzę w Kościele. 

Jaka jest podstawowa idea modernizmu? 

Modernizm nie jest nowoczesnym wyrazem nauki, a zatem jego potępienie nie oznacza potępienia nauki, z której jesteśmy tak dumni, ani nie jest wyrazem dezaprobaty wobec jej metod, które zachowują wszyscy katoliccy naukowcy i szczycą się, mogąc według nich nauczać i postępować. 

Modernizm w istocie polega na twierdzeniu, że dusza religijna musi czerpać z siebie, z niczego poza sobą, przedmiot i podstawę swej wiary. Odrzuca on wszelkie objawienie narzucone sumieniu, a tym samym, jako konieczna konsekwencja, staje się zaprzeczeniem doktrynalnego autorytetu Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa. Ponadto zaprzecza, by hierarchia ustanowiona przez Boga miała prawo do rządzenia chrześcijańskim społeczeństwem.

Aby lepiej zrozumieć znaczenie tego podstawowego błędu, przypomnijmy nauczanie katolickiego katechizmu dotyczące natury i misji Kościoła.

Chrystus nie ukazał się światu jako przywódca ruchu filozoficznego, niepewny swej własnej nauki! Nie pozostawił możliwego do zmiany systemu poglądów, nad którym Jego uczniowie mogliby debatować. Wręcz przeciwnie! Umocniony swą Boską mądrością i suwerenną władzą, ogłosił i nałożył na ludzi objawione słowo, które zapewnia zbawienie wieczne, oraz wskazał im wyłączny sposób jego osiągnięcia. Ogłosił dla nich kodeks moralny, dając im niezawodną pomoc, bez której niemożliwe jest zachowanie tych przykazań w praktyce. Łaska i sakramenty, które jej nam udzielają lub ją nam przywracają, gdy po popadnięciu w grzech znów ją odnajdujemy dzięki pokucie, tworzą razem tę pomoc, tę ekonomię zbawienia. Chrystus ustanowił Kościół, a ponieważ miał przebywać tu na ziemi zaledwie kilka lat, powierzył swą moc Apostołom, a po nich ich następcom, papieżom i biskupom. Episkopat w jedności z Ojcem Świętym, przyjął wówczas i sam tylko wykonuje prawo oficjalnego głoszenia i wyjaśniania nauki objawionej przez Chrystusa – i to on [episkopat] i sam papież jest uprawniony do potępiania błędów, które są niezgodne z jego nauczaniem. 

Chrześcijanin to ten, kto ufa władzy Kościoła i szczerze przyjmuje naukę podaną mu do wierzenia przez Kościół. Ten, kto odrzuca lub kwestionuje jego autorytet i w konsekwencji odrzuca jedną lub więcej prawd, w które jest zobowiązany wierzyć, sam wyłącza się z owczarni Chrystusowej.

Kościół i moderniści

Ekskomunika ogłoszona przez papieża przeciwko zatwardziałym modernistom, a którą [jej] przeciwnicy charakteryzują jako akt despotyzmu, jest prosta, naturalna, i postrzegamy ją jedynie jako kwestię wierności. Czy wierzysz w boską władzę Kościoła? Czy publicznie i w sercu zgadzasz się z tym, co Kościół nakazuje w imię Chrystusa? Czy godzisz się być mu posłusznym? Jeśli tak, Kościół ofiarowuje Ci swoje sakramenty i zobowiązuje się do bezpiecznego przeprowadzenia Cię do przystani zbawienia. Jeśli nie, wówczas z rozmysłem zrywasz więź, która cię łączy z Kościołem i która została uświęcona łaską. Przed Bogiem i swoim sumieniem już nie należysz do Kościoła – nie pozostawaj dłużej w uporczywej hipokryzji fałszywego członka jego owczarni. Nie możesz uczciwie podawać się za jednego z jego synów, a skoro Kościół nie może brać udziału w hipokryzji i świętokradztwie, każe ci – jeśli go do tego zmusisz – opuścić swe szeregi. Oczywiście, odrzuci cię tylko na tak długo, jak sam tego będziesz chciał. W dniu, w którym pożałujesz błąkania się z dala od owczarni i powrócisz, by lojalnie uznać jego władzę, Kościół przyjmie cię z łagodnością i potraktuje tak samo, jak ojciec syna marnotrawnego, który czule powitał swe skruszone dziecko. Taka właśnie jest natura Kościoła. Episkopat katolicki, którego głową jest papież, jest spadkobiercą Kolegium Apostolskiego i naucza wiernych prawdziwego chrześcijańskiego objawienia.

I podobnie jak życie całego organizmu skupia się wokół głowy, która kieruje jego działaniami i koordynuje wszystkie jego ruchy, tak samo papież zapewnia jedność Kościołowi nauczającemu; i za każdym razem, gdy ktoś z wiernych, nawet biskup, głosi coś przeciwnego świętej nauce, Ojciec Święty rozstrzyga rzecz z najwyższą władzą, a od [decyzji] tej władzy nie ma odwołania.

W końcu cała kwestia sprowadza się do tego, by chrześcijanin, ilekroć ma wątpliwości, zadał sobie te dwa pytania: W co teraz muszę wierzyć? Dlaczego muszę w to wierzyć? A odpowiedź jest taka – wierzę w to, czego nauczają biskupi katoliccy pozostający w jedności z papieżem; jestem zmuszony w to uwierzyć, ponieważ episkopat w jedności z papieżem stanowi organ, który przekazuje wiernym objawioną naukę Jezusa Chrystusa. Pozwólcie mi dodać na marginesie, że organ ten nie jest niczym innym niż tradycją, którą wierzący chrześcijanin musi wiernie przyjąć i przestrzegać. Zatem potępiony przez papieża modernizm jest zaprzeczeniem nauki Kościoła – tej prostej prawdy, której nauczyłeś się jako dziecko przygotowujące się do pierwszej Komunii św. 

Związki modernizmu z protestantyzmem

Rodzące się idee doktryn modernistycznych ujrzały pierwsze promienie słońca w protestanckich Niemczech. Jednak idee te bardzo szybko przyjęły się w Anglii, a kilka ich odmian przeniknęło do Stanów Zjednoczonych. Duch modernizmu pojawił się w krajach katolickich za sprawą pism pewnych autorów niepomnych tradycji Kościoła i ogromem swoich błędów wstrząsnął lojalnymi sumieniami, które wiernie trwały przy swoich przyrzeczeniach chrzcielnych. Obecność tego ducha zaznaczyła się w całej Francji, skutki zarazy odczuła Italia i zainfekowali się nim niektórzy katolicy w Anglii i Niemczech. Belgia, szczęśliwie, jest jednym z tych krajów katolickich, które najskuteczniej oparły się jego szkodliwym wpływom.

Trzeba wam wiedzieć, że czynimy rozróżnienie pomiędzy modernistycznymi teoriami a duchem, który je ożywia. Teorie rozpowszechniane w pismach filozoficznych, teologicznych, egzegetycznych i apologetycznych zostały znakomicie usystematyzowane w encyklice Pascendi. A ponieważ mieliście przywilej, by uniknąć ich wpływów, nie jest rzeczą konieczną dowodzić wam, że teorie te są całkowicie sprzeczne z wiarą i zdrową filozofią. 

Jednak jeszcze bardziej obawiam się zagrożenia, jakie dla waszych dusz stanowi modernizm wynikający z protestantyzmu.

Wiecie, na czym polega protestantyzm. Luter kwestionował prawo Kościoła do autorytatywnego nauczania świata chrześcijańskiego o objawieniu Jezusa Chrystusa. Chrześcijanin – twierdził – jest samowystarczalny w swych wierzeniach. Luter wywodził elementy swojej wiary z Pisma św., które każdy człowiek [według niego] może objaśniać bezpośrednio pod natchnieniem Ducha Świętego. Nie dopuszczał on istnienia w Kościele władzy zorganizowanej hierarchicznie, która wiernie przekazuje światu naukę objawioną i ma prawo do objaśniania oraz strzeżenia tej nauki w całej jej pełni.

Jest to zasadniczy punkt sporu między katolicyzmem a protestantyzmem. Katolik twierdzi, że wiara chrześcijańska jest przekazywana wiernym przez ustanowiony w tym celu urząd, którym jest katolicki episkopat, i że ta wiara opiera się na akceptacji władzy owego urzędu. Protestant, wręcz przeciwnie, twierdzi, że jest to sprawa wyłącznie własnego osądu opartego o [samodzielną] interpretację Biblii. „Kościół” protestancki z konieczności jest niewidzialny, gdyż zależy od domniemanej zgody indywidualnych sumień co do znaczenia Pisma św. Tak ujęty protestantyzm został potępiony przez Sobór Trydencki w XVI wieku i nie ma człowieka, który śmiałby nazywać się protestantem i jednocześnie uważać się za katolika. 

Lecz duch protestantyzmu wkradł się tu i ówdzie do środowisk katolickich, owocując koncepcjami, w których możemy odnaleźć mieszankę szczerej pobożności – religijnych skłonności katolickiej duszy – oraz intelektualnych błędów protestantyzmu. Fryderyk Paulsen, profesor Racjonalistycznego Uniwersytetu Protestanckiego w Berlinie, mówiąc o encyklice Pascendi, przyznaje, że zachodzi tu dziwna okoliczność. „Wydaje się – mówi – że wszystkie teorie potępione przez [tę] encyklikę mają niemieckie pochodzenie, a przecież nie ma prawie żadnego teologa w Niemczech, który broniłby modernizmu na swym własnym wydziale teologii”.

To bardzo znaczące. Ale ślady ducha protestantyzmu w niemieckich ośrodkach uniwersyteckich pochodzą z czasów dawniejszych niż dzisiejsze.

Gdy w 1869 r. Pius IX zwołał sobór, wielce uczony i dobrze znany katolicki profesor uniwersytetu w Monachium, [Jan] Döllinger, który później publicznie porzucił wiarę, pisząc a propos roli biskupów na soborach, stwierdzał: „Biskupi muszą być obecni na soborze, aby świadczyć o wierze swoich diecezji, a definicje tam uchwalane muszą być wyrazem ich wspólnych przekonań”. Tutaj macie, umiłowani bracia, zgodę indywidualnego sumienia zastąpioną wskazaniami władzy. 

Duch modernizmu w pismach ks. Tyrrella

Najinteligentniejszym obserwatorem współczesnego ruchu modernistycznego i jego najbardziej wyrazistych tendencji, który uchwycił jego prawdziwe znaczenie, i który jest chyba najgłębiej przepojony jego duchem, jest angielski ksiądz [Jerzy] Tyrrell. Pośród licznych pism opublikowanych przez niego w ostatnich dziesięciu latach jest wiele budujących, wiele, za które jesteśmy ich autorowi głęboko wdzięczni. Lecz często w duchu, który ożywia te dzieła, odnajdujemy podstawowy błąd Döllingera, czyli rzeczywistą zasadę protestantyzmu.

Nie jest to jednak zaskakujące, ponieważ ks. Tyrrell jest konwertytą i kształcił się, będąc pod wpływem protestantów. 

Tyrrell, który skupiał się tylko na wewnętrznym funkcjonowaniu sumienia, niepomny tradycji dogmatycznych i historii Kościoła, zabiegający przede wszystkim o to, by utrzymać w łonie Kościoła tych naszych współczesnych, których wprawia w zakłopotanie głośna krytyka wyrażana przez niewierzących (tych niewierzących, którzy czasami w imię nauk przyrodniczych, czasem w imię krytyki historycznej, usiłują narzucić filozoficzne uprzedzenia i przesadnie krytyczne domniemania jako wnioski wyciągane z nauki w sprzeczności z naszą wiarą), powtórzył, po czterdziestoletniej przerwie, atak analogiczny do tego, którego dokonał odstępca Döllinger.

Objawienie – mówi on – nie jest doktrynalnym depozytem powierzonym Kościołowi nauczającemu, od którego wierny otrzymuje autentyczny wykład w czasach, gdy taka autorytatywna deklaracja jest potrzebna. Jest to zbiorowe życie pobożnych dusz, czy raczej każdego człowieka dobrej woli, który aspiruje do ideału przewyższającego materialne ambicje egotyka. Chrześcijańscy święci są elitą tej niewidzialnej społeczności, tej wspólnoty świętych. Podczas gdy życie religijne toczy się niezmiennym torem w głębi chrześcijańskiego sumienia, poglądy „teologiczne” powstają w intelekcie, wyrażają się w formułach dyktowanych potrzebami chwili – aczkolwiek mniej zgodnych z rzeczywistością żywej wiary – i stosownie do tego są dogmatycznie definiowane. Autorytet Kościoła katolickiego wyjaśnia życie wewnętrzne wiernych, niejako podsumowuje skutki działania sumienia uniwersalnego i ogłasza to w formie dogmatu. Ale prawdziwe wewnętrzne życie religijne pozostaje najwyższym przewodnikiem w sprawach wiary i dogmatów.

Ponadto siła podlegająca tysiącu wahań inteligencji zmienia kodeks wiary. Z kolei dogmaty Kościoła zmieniają swój sens, jeśli już niekoniecznie sformułowanie, według [gustów] kolejnych pokoleń, do których Kościół przemawia. Mimo to Kościół katolicki pozostaje jeden i jest wierny swemu Założycielowi, od czasów bowiem Chrystusa ten sam duch religii i świętości ożywia kolejne pokolenia chrześcijańskiego świata i wszystkie one spotykają się na wspólnym gruncie, który przede wszystkim jest uczuciem synowskiego oddania naszemu Ojcu w niebie, miłości do człowieka i powszechnego braterstwa.

Przyczyny rozwoju modernizmu

Taka, umiłowani bracia, jest istota modernizmu.

Wiodąca idea tego systemu uległa przemożnemu wpływowi filozofii Kanta, który sam był protestantem i autorem szczególnej teorii, w myśl której powszechne przeświadczenie nauki stoi w opozycji do wyłącznie osobistego przeświadczenia w kwestiach religii. Bez wątpienia było to zachłyśnięcie się, tak powszechne, jak nieprzemyślane, które kusi tak wiele znakomitych umysłów do wykorzystywania w historii – zwłaszcza historii Pisma św. i naszych dogmatów – arbitralnej i apriorycznej hipotezy ewolucji, która, daleka od tego, by mogła stanowić ogólne prawo w dziedzinie ludzkiego rozumowania, nie została nawet udowodniona w tak ograniczonym zakresie, jak powstawanie gatunków zwierzęcych i roślinnych. Sama w sobie idea ta, która początkowo zainspirowała wielu płodnych mistrzów katolickiej szkoły apologetycznej i która później pogrążyła ich w modernizmie, to w gruncie rzeczy nic innego jak protestancki indywidualizm wkraczający w miejsce katolickiej koncepcji Urzędu Nauczycielskiego ustanowionego przez Jezusa Chrystusa i obarczonego misją pouczania nas, w co mamy obowiązek wierzyć pod groźbą wiecznego potępienia. 

Ten duch obecny jest wszędzie i bez wątpienia z tego powodu papież, pod szczególnym natchnieniem Bożej Opatrzności, kieruje do całego świata encyklikę, której doktrynalna treść dotyczy, jak się wydaje, zaledwie ułamka populacji katolickiej we Francji, Anglii i Italii.

Teorie potępione w tej encyklice przeraziły wiernych chrześcijan przez samo ich ogłoszenie. Ale w modernistycznych tendencjach musi być coś kuszącego, co zdaje się uwodzić nawet ludzi o umysłach uczciwych i oddanych wierze otrzymanej wraz z chrztem. Skąd pochodzi i na czym polega ten urok, który czyni modernizm tak atrakcyjnym dla młodzieży? Widzimy tego dwa główne powody – są nimi dwa błędy, z którymi mam nadzieję rozprawić się z drugiej części mego listu pasterskiego. 

Koniec cz. 1 
(tłum. Jakub Pytel)