17.02.2011

Ordynariat dla byłych... katolików.



Frustracje wewnątrz szarganej podziałami Wspólnoty Anglikańskiej, także te związane z powołaniem przez Ojca Świętego Benedykta XVI ordynariatu personalnego dla byłych anglikanów, powoli przekraczają granice groteski.

Oto ostatni numer wydawanego przez Kościół Anglii tygodnika Church Times donosi o powstaniu w Peru „Ordynariatu Postulantów”. Struktura została powołana przez anglikańskiego biskupa Harolda Williama Godfreya, rządcę diecezji peruwiańskiej będącej częścią Anglikańskiego Kościoła Południowego Przylądka Ameryki. „Ordynariat powstał z myślą – jak pisze Ed Beavan, autor informacji – o rosnącej liczbie księży rzymskokatolickich zapalonych do tego, by przyłączyć się do Kościoła Anglikańskiego”. Ma on stanowić rodzaj przygotowawczego okresu przejściowego przed nawiązaniem pełnej jedności ze Wspólnotą Anglikańską, podczas którego – jak mówi Godfrey – „konwertyci będą mogli zbliżyć się do Kościoła anglikańskiego i poznać jego liturgiczną oraz pastoralną tradycję zanim podejmą ostateczną decyzję i zostaną do niego przyjęci”.

Biskup Godfrey deklaruje przy tym, że powołanie ordynariatu nie jest prowokacją wymierzoną w Kościół katolicki przypominając o szacunku, jakim cieszy się w tym regionie osoba papieża. Nie powstrzymuje go to jednak przed sarkastycznym stwierdzeniem, że część katolickich księży może znaleźć zachętę do przejścia na anglikanizm w słowach samego Benedykta XVI, który ustanawiając w Anglii i Walii ordynariat Matki Bożej z Walsingham niezwykle pozytywnie wyrażał się o anglikańskiej tradycji; pytania o możliwość przystąpienia do ordynariatu – zgodnie ze słowami Godfreya – płyną nie tylko z Peru, ale także z Urugwaju, Ekwadoru i Argentyny.

Skoro tak, to nie sposób przejść obok problemu obojętnie i nie zadać dalszych pytań. Na przykład o to, co kryje się pod sformułowaniem „rosnąca liczba księży katolickich” i czy rzeczywiście tym, co przyciąga ich do anglikanizmu jest zamiłowanie do jego tradycji?

Część odpowiedzi znajduje się już w tekście Beavana, z którego dowiadujemy się, że dotąd do ordynariatu zgłosiło się 10 księży. I jak się okazuje połowa z nich wcześniej już nie była katolikami. Owa piątka opuściła Kościół z powodów natury... hmm... rozporkowej i w tej chwili są „niezależni”. A reszta? O tym mowy nie ma. Czyżby kwestie sumienia? Czytając cały tekst nie można nie zauważyć, że w jednym zdaniu anglikański biskup zarzeka się, że duchownym nie towarzyszyły żadne finansowe motywacje, a w innym, że „szukali stabilności w ich posłudze”. O jakiego rodzaju stabilność idzie? Tego też nie wiadomo. Ale wiadomo, że kto, jak kto, ale ewangelikalne organizacje religijne (a do takiej tradycji odwołują się peruwiańscy anglikanie) zdecydowanie nie skąpią środków na tzw. akcję misyjną wśród katolickich mieszkańców Ameryki Łacińskiej. Diecezja biskupa Godfreya jest tego najlepszym przykładem: choć na stronach internetowych można znaleźć informację, że ta wspólnota eklezjalna powstała na fali XIX wiecznej emigracji z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, to – jak wspomina Beavan – jeszcze w latach 90 ubiegłego wieku liczyła zaledwie czterech księży. Dziś ma ich 35. Czyżby nowa fala emigracji? Raczej nie. Chyba coś innego; coś, od czego odżegnują się wszyscy ekumeniści od Canterbury po Rzym – tzw. prozelityzm. Ordynariat Postulantów jako retorsja za ordynariat dla byłych anglikanów ma wymiar zaledwie piarowski, ale ważne, że protestanci okazali się do niej zdolni.

Przykłady podobne temu z Ameryki Łacińskiej pozwalają sądzić, że powołanie Ordynariatu Matki Bożej z Walsingham ma znaczenie o wiele większe i bardziej dalekosiężne niż to się komukolwiek wydaje. Nasi katoliccy duchowni zapewne długo jeszcze będą odprawiać swoje „ekumeniczne” rytuały, obradować w komisjach, podkomisjach i komitetach, organizować „Asyże” trzecie i dziewiąte, a wielu protestanckich ekumenistów będzie udawać – jak arcybiskup kantuaryjski Williams – że nic się nie stało. Jednak sygnał, jaki poszedł z Rzymu w świat (zamierzenie czy bezwiednie) jest jednoznaczny: „Jedność chrześcijan – że zacytuję samego Benedykta XVI – ze swej natury przejawia się w komunii wiary, sakramentów i posług”. Protestanci zdają się zaczynać rozumieć to lepiej niż sami katolicy i stąd ich nerwowe reakcje.

Ciekawe jak to się skończy. W chwili, gdy to protestanci, a nie katolicy, zakończą ekumeniczną farsę chciałbym móc modlić się przy sarkofagu Piusa XI, autora Mortalium Animos. Spodziewam się usłyszeć papieski chichot.

Jakub Pytel