26.07.2010

Między ortodoksją a ambicjami.



Arcybiskup Nichols na tle katolickiego episkopatu Wielkiej Brytanii jawi się jako postać wyrazista, niepozbawiona charyzmy i, co współcześnie niezwykle ważne, jako hierarcha umiejący nie tylko przyciągnąć zainteresowanie mediów i opinii publicznej, ale również wykorzystać je tak, by politycy brali pod uwagę stanowisko katolików w kluczowych kwestiach moralnych i społecznych. Jest to o tyle istotne, że w ostatnich latach Kościół katolicki w obliczu faktycznego rozkładu Wspólnoty Anglikańskiej stał się najbardziej znaczącą instytucją religijną w Zjednoczonym Królestwie.

Droga do Westminsteru

Dyskusja o tym, jak wyglądała droga Wincentego Nicholsa na Victoria Street [1], jakie nadzieje i obawy towarzyszą jego prymasowskiej posłudze i w ogóle debata o stanie katolicyzmu na Wyspie odżyła znów na jesieni i zapewne potrwa przez cały okres Bożego Narodzenia, gdy media poświęcają więcej czasu tematyce religijnej. Już na przełomie października i listopada zarówno w prasie konfesyjnej, jak i świeckiej pojawiły się oceny pierwszego półrocza rządów abp. Nicholsa w Westminsterze. Nie były one jednoznaczne. Często jedna publikacja prowokowała kolejne, a wśród katolików największe emocje wzbudzały polemiki pomiędzy reprezentującymi całe spektrum poglądów redaktorami „The Tablet”[2] a cieszącymi się zaufaniem archidiecezji dziennikarzami „The Catholic Herald”[3]. Tradycjonaliści podnosili wątpliwości dotyczące szczerości rzekomego konserwatyzmu abp. Nicholsa, oskarżając go o koniunkturalizm, a Alan Hopes, biskup pomocniczy Westminsteru, rugał redakcję „The Tablet” za wywoływanie niepotrzebnej „wojny kultur”. Decyzje arcybiskupa nie przyczyniały się jednak do złagodzenia tonu debaty. Abp Nichols, choć początkowo poparł konstytucję Benedykta XVI Anglicanorum cœtibus ułatwiającą powrót byłych anglikanów do jedności z Rzymem, to jednak później — pod presją współbraci w biskupstwie — zaczął się od swych wcześniejszych słów dystansować. Do ostudzenia emocji nie przyczyniło się też jego bardzo niefortunnie zaaranżowane spotkanie z liderem brytyjskich hinduistów, które przypomniało o udziale prymasa w innych, trudnych do obrony „ekumenicznych” inicjatywach.

Bp Nichols uzyskał papieską nominację do Westminsteru w okolicznościach niemających dotąd precedensu w historii odrodzonego po reformacji angielskiego Kościoła katolickiego. Jego poprzednik, kardynał Cormac Murphy-O’Connor, był pierwszym z grona dotychczasowych dziesięciu arcybiskupów, który o własnych siłach, a nie w trumnie, opuścił rezydencję przy Ambrosden Avenue [4]. Dotąd wszystkim jego poprzednikom na tym urzędzie dymisji udzielał sam Pan Bóg, a nie papież. Tymczasem Benedykt XVI przełamał ten zwyczaj i w 2007 r. pozwolił kard. Murphy’emu-O’Connorowi po¬zostać na urzędzie przez kolejne dwa lata — i tylko dwa. Większość komentatorów odczytała tę decyzję jako wotum nieufności wobec całego angielskiego episkopatu i jego dotychczasowej „linii duszpasterskiej”.

Po tej decyzji papieża w brytyjskich mediach zaczęła funkcjonować tzw. giełda nazwisk. Kandydaci pochodzili w większości z wpływowego, liberalnego grona duchowieństwa nazywanego na łamach „Daily Telegraph” „zaklętym kręgiem” (ang. Magic Circle). Faworytem był biskup Artur Roche, ordynariusz Leeds, popierany przez dotychczasowego arcybiskupa Westminsteru i większość angielskiego episkopatu. Bp Roche to hierarcha, który pełniąc funkcję przewodniczącego osławionej Międzynarodowej Komisji ds. Języka Angielskiego w Liturgii (International Commision on English in Liturgy), patronował skandalicznym przekładom tekstów liturgicznych, jako sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Anglii i Walii zasłynął projektami ograniczenia liczby świąt nakazanych przez przeniesienie ich wszystkich (oprócz Bożego Narodzenia) na niedziele, a jako ordynariusz — promowaniem kontrowersyjnego kalendarza ukazującego „prywatne życie księży” swojej diecezji.

Jednak w terno [5] przedstawionym w Rzymie przez bp. Faustyna Sainz Muñoza, nuncjusza apostolskiego w Wielkiej Brytanii, znalazło się również nazwisko arcybiskupa Birmingham Wincentego Nicholsa — duchownego spoza Magic Circle. W poszukujących sensacji brytyjskich mediach pojawiła się opinia, że uwagę Ojca Świętego przyciągnął do jego osoby list dwóch angielskich biskupów, którzy zarzucili abp. Nicholsowi zbytnią zachowawczość, skłonność do autorytaryzmu i brak pokory, co miało być nie do przyjęcia w dobie kolegializmu. Mimo że taka denuncjacja nie wydaje się niczym właściwym, to w swoim subiektywnym odczuciu mogli nie mijać się z prawdą, bowiem abp Nichols rzeczywiście jest człowiekiem bardzo ambitnym. Decyzja Ojca Świętego była jednak podyktowana, jak się wydaje, nie tylko wcześniejszą znajomością z abp. Nicholsem, który często gościł w Rzymie jako współpracownik kard. Bazylego Hume’a [6], ale przede wszystkim uznaniem dla samego kardynała, który przed swą śmiercią w 1999 r. sugerował Stolicy Apostolskiej, że to właśnie jego biskup pomocniczy będzie najlepszym kandydatem na kolejnego prymasa Anglii i Walii. Abp Nichols po śmierci Hume’a był już nawet administratorem apostolskim Westminsteru, w końcu jednak Jan Paweł II zdecydował o powołaniu na urząd prymasa kard. Cormaca Murphy’ego-O’Connora. Tron w katedrze Westminsterskiej musiał poczekać na abp. Nicholsa jeszcze dziewięć lat, podczas gdy pełnił on posługę arcybiskupa Birmingham.

Medialna ambona

Warto zauważyć, że dość niespodziewana prymasowska nominacja abp. Nicholsa była przedmiotem trafnej prognozy zamieszczonej w „The Times”. Redaktorzy angielskiego dziennika zauważyli aktywnego i jak na warunki kościelne nadal młodego biskupa. Był swobodny w kontaktach z dziennikarzami i pojawiał się w mediach zawsze, gdy trzeba było bronić Kościół przed atakami, np. gdy ingerowano w system rekrutacyjny szkół katolickich, próbując odgórnie narzucić im kwoty innowierczych uczniów, czy gdy w wulgarny sposób obrażano Ojca Świętego w audycjach BBC. Hierarcha nie obawiał się bardzo otwarcie wspierać inicjatyw zbieżnych z katolicką wizją porządku społecznego, w tym ruchów pro life i katolickich ośrodków adopcyjnych, broniących się przed koniecznością oddawania dzieci homoseksualistom. Podczas gorącej parlamentarnej debaty na temat szkolnictwa szeroko cytowano słowa arcybiskupa wygłoszone z okazji jubileuszu założonej przez kard. Newmana Oratory School. Abp Nichols mówił wtedy, że „nie ma nic ważniejszego niż pozytywna i integralna wizja celów i priorytetów edukacyjnych, które powinny skupiać się na osobie i duchowym wymiarze każdej ludzkiej istoty. Bez niej edukacja jest niczym więcej niż rodzajem politycznego czy ekonomicznego futbolu”. Również po śmierci Jana Pawła II często gościł w stacjach telewizyjnych, komentując uroczystości pogrzebowe i przebieg konklawe, nie unikając przy tym uzasadniania stanowiska Kościoła w kwestiach uznawanych za „kontrowersyjne”. Naraziło to zarząd BBC na zdecydowaną krytykę ze strony środowisk liberalnych i lewicowych, których przedstawiciele twierdzili, że stacja na kilka tygodni stała się katolicką amboną.

Jednak największe zainteresowanie mediów i konsternację innych biskupów wzbudził entuzjazm, z jakim abp Nichols zareagował z początku na motu proprio Summorum Pontificum. „The Times” napisał wówczas, że tak ciepłe przyjęcie papieskiego dokumentu przez biskupa jest „odległe od typowego”. W dzienniku opublikowano również wypowiedź naczelnego redaktora „Catholic Herald”, Damiana Thompsona, który powiedział, że „episkopat w całości zawiódł, nie potrafiąc odpowiedzieć na głęboko inspirujący list papieski, który uwolnił dawną liturgię i zaoferował ją jako bogactwo dla całego Kościoła. Jedynym biskupem, który pokazał, że cokolwiek rozumie z papieskiego programu reform liturgicznych i zamierza go zastosować, był właśnie arcybiskup Birmingham”. Podczas spotkania z członkami oksfordzkiego oddziału Latin Mass Society [7] abp Nichols wzywał do „odnowy liturgicznej w oparciu o łaciński Mszał z 1962 r.”. „Pamiętajcie, proszę — mówił — że to, czemu się poświęcacie, nie jest zabytkiem, nie jest powrotem do przeszłości, ale częścią żywej tradycji Kościoła. Zatem musi być dziś tak rozumiane i wprowadzone w życie”. Postawa abp. Nicholsa powoli ośmielała kolejnych prałatów do wyłamania się z szeregu malkontentów. Pierwszym z nich był bp MacMahon OP, ordynariusz Nottingham, który uczestnicząc w konferencji liturgicznej w Oksfordzie, odprawił uroczyste nieszpory w rycie klasycznym.

Bliżej Rzymu

21 maja 2009 r. odbyła się uroczysta instalacja arcybiskupa Wincentego Nicholsa jako jedenastego ordynariusza diecezji westminsterskiej oraz prymasa Anglii i Walii. Uroczystość ciesząca się olbrzymim zainteresowaniem środków masowego przekazu okazała się spektakularnym sukcesem nowego prymasa, który zdołał zjednoczyć wokół swojej osoby całą wspólnotę Kościoła katolickiego w Anglii. Odświętny nastrój udzielił się nawet katolikom szkockim, którzy podobnie jak wielu ich rodaków dalecy są od chęci identyfikowania się z czymkolwiek, co angielskie.

W Kościele katolickim Anglii i Walii zaszła duża zmiana pokoleniowa. Dowodem na to jest choćby internetowy „Instalation Blog”, w którym arcybiskup na bieżąco informował o postępach w przygotowaniach do uroczystości i swoich najnowszych decyzjach. To wtedy wysłał pierwsze zdecydowane sygnały, że zarówno jako ordynariusz diecezji westminsterskiej, jak i prymas nie zamierza prowadzić polityki kontynuacji, ale zdecydowanie zwrócić się ku Rzymowi i dokonać istotnej korekty poglądów i praktyk w zgodzie z zaleceniami Benedykta XVI. Nie miało się to ograniczać jedynie do sfery liturgii, choć właśnie niej dotyczyły pierwsze decyzje arcybiskupa. Prasę obiegły fotografie przedstawiające usuwanie z prezbiterium katedry westminsterskiej podestu i „soborowego” ołtarza, który zbudowano tam na potrzeby celebracji papieskich podczas pielgrzymki apostolskiej Jana Pawła II w 1982 r. i który miał tam pozostać, jak się wydawało, już na stałe. Zarzucono również plan kard. Murphy’ego-O’Connora, który zamierzał zlikwidować umieszczony pod baldacchino oryginalny ołtarz i postawić tam swój tron (sic!). Odtąd celebracje mają się odbywać na ołtarzu głównym, jednak nadal versus populum.

Fakt, że pierwszy spośród biskupów Anglii tak otwarcie nawiązuje do aktualnych rzymskich wzorców, jest istotną zmianą. W angielskim Kościele katolickim od lat dawało się bowiem odczuć atmosferę coraz większej niezależności od Stolicy Świętej, która miała rzekomo nie rozumieć jego specyficznej sytuacji i „szczególnych potrzeb ekumenicznych”. Problem pogłębiał się wraz z postępującym paraliżem decyzyjnym Kurii Rzymskiej, spowodowanym długotrwałą chorobą poprzedniego papieża i rosnącymi wpływami ceniącego sobie niezależność kardynała Murphy’ego-O’Connora [8].

Abp Nichols stanął na czele angielskiego Kościoła, który mimo pozornej siły jest pogrążony w głębokim kryzysie. Kryzys ten obejmuje wszystkie sfery jego życia — począwszy od hołdującego modernistycznym poglądom i podzielonego episkopatu, przez kler, którego głównym problemem jest kryzys kapłańskiej tożsamości, a co za tym idzie, spadek liczby powołań, a skończywszy na kryzysie samych wiernych, których identyfikacja z katolicyzmem jest coraz słabsza, do czego przyczynił się głównie fałszywy ekumenizm. Oczywiście taka sytuacja jest do pewnego stopnia wynikiem rozpadu tkanki brytyjskiego społeczeństwa, którego plagą jest kryzys rodziny, wartości i autorytetu. Dodatkowo towarzyszą temu wciąż spadające wskaźniki narodzin i rosnąca liczba imigrantów, a to stało się okazją do stworzenia niemal Orwellowskiego systemu prawnego, stojącego na straży „społeczeństwa multikulturowego” i zasad politycznej poprawności.

Wydawałoby się, że dla Kościoła imigracja nie powinna stanowić znaczącego problemu, bo choć większość osób osiedlających się w Zjednoczonym Królestwie nie wyznaje Chrystusa, to chrześcijańscy imigranci są w większości katolikami. Jednak i na tym polu można zaobserwować napięcia, ponieważ odrodzony angielski poreformacyjny katolicyzm nieustannie konfrontowany z wyznaniem państwowym był w swym charakterze bardzo rzymski i łaciński. Tymczasem po Vaticanum II został z tej specyfiki odarty, a ton zaczęli nadawać modernistyczni liturgiści tworzący „międzykulturowe” ceremonie, w których prym wiedli imigranci z ich wielce ekspresyjnymi formami pobożności. Anglicy zostali więc gwałtownie pozbawieni swej liturgicznej tożsamości, co u wielu z nich nadwerężyło poczucie przynależności do Kościoła. Na dodatek katolicka Msza niebezpiecznie zbliżyła się do liturgii anglikańskiej, co sprawiło, że już w latach 70. konwertyci zaczęli zadawać sobie pytania o sens własnych wyborów. Sławny angielski katolicki pisarz Evelyn Waugh w jednym ze swoich listów stwierdził: „Uważam nową liturgię za pokusę przeciwko wierze, nadziei i miłości, ale, z Bożą pomocą, nie wystąpię z Kościoła”.

Młot na papistów

Kościół katolicki czeka także konieczność zmagania się ze skutkami procedowanej w brytyjskim parlamencie „Ustawy o równości” (Equality Bill). Jest ona kolejną inicjatywą laburzystów, którzy w obliczu bardzo prawdopodobnej porażki w przyszłorocznych wyborach starają się odciągnąć uwagę elektoratu od problemów gospodarczych i skupić ją na ideologii, a szukając poparcia środowisk lewicowych i liberalnych, ulegają ich skrajnym żądaniom w kwestiach obyczajowych.

Proponowane rozwiązania prawne, jeśli wejdą w życie w aktualnej postaci, będą dla Kościoła niezwykle niebezpieczne, bowiem ochrona równości zapisana w tytule nowej ustawy jest niczym więcej niż jurydycznym wytrychem, mającym umożliwić organom państwa ingerowanie w wewnętrzne sprawy wspólnot religijnych, a nieprzyjaciołom Kościoła — nękanie go procesami sądowymi i roszczeniami odszkodowawczymi za rzekomą dyskryminację. W myśl ustawy Kościół złamie prawo, jeśli odmówi przyjęcia do seminarium duchownego kobiety, żonatego mężczyzny, czynnego homoseksualisty czy transseksualisty. Ustawa jest pomyślana również w taki sposób, by jak najbardziej utrudnić biskupom i przełożonym zakonnym utrzymanie dyscypliny wewnątrz kierowanych przez siebie instytucji. I tak np. nie tylko nie będzie można bez narażenia się na konieczność wypłacenia milionowych odszkodowań usunąć z parafii kapłana naruszającego zasady celibatu, ale nawet skreślić z listy studentów alumna seminarium, którego powołanie zostanie zweryfikowane negatywnie — każde takie działanie może zostać zakwalifikowane jako akt dyskryminacji, a przełożony pociągnięty do odpowiedzialności administracyjnej, a nawet karnej. Podobnie nie będzie można stawiać żadnych wymogów natury moralnej świeckim pracownikom prowadzonych przez Kościół szpitali, szkół i instytucji charytatywnych, a w nich samych umieszczać symboli religijnych, żeby „nie ranić uczuć” innowierców i ateistów.

Gdy ustawa została uchwalona przez Izbę Gmin, biskupi apelowali do katolickich parów o jej zablokowanie lub zmianę podczas debaty w Izbie Lordów. Episkopat podjął również starania o uzyskanie dla Kościoła katolickiego stosownych koncesji, mających na celu zapobieżenie nieuchronnej kolizji pomiędzy uregulowaniami wprowadzanymi przez Equality Bill a prawem kanonicznym czy wręcz prawem Bożym. Jedynym „ustępstwem” władz było wyłączenie osób duchownych spod działania części zapisów nowego prawa. Problem w tym, że osobę duchowną zdefiniowano jako kogoś, kto „51 proc. czasu poświęca czynnościom liturgicznym i wyjaśnianiu doktryny”. Jeżeli inne obowiązki (a przecież jest ich wiele) sprawią, że warunek ten nie zostanie zachowany, wówczas duchowny zostanie zakwalifikowany jako „pracownik kościelny” i poddany wszystkim rygorom ustawy. Uzasadnione wydaje się pytanie, czy do weryfikacji czasu pracy katolickich księży zostanie powołany specjalny organ kontrolny, czy też ministerstwo ma zamiar stworzyć i opłacać siatkę donosicieli…

Perspektywa, że Kościół katolicki w Anglii po raz kolejny w historii doświadczy konfiskaty dóbr, a duchowieństwo i wierni trafią do więzień za wierność swym przekonaniom, nie musi więc wcale być odległa. Wszystko to sprawia, że prymas Nichols nie ma łatwego zadania; co więcej, rodzą się pytania o to, czy jest właściwą osobą, by tym zagrożeniom podołać.

Konserwatyzm czy wyrachowanie?

Tymczasem niektóre decyzje nowego prymasa Anglii i Walii każą się poważnie zastanowić nad tym, czy słusznie zarzuca się mu koniunkturalizm. Helena Curti z „The Tablet” pisze, że „[Nichols] znany ze swojej otwartości i duszpasterskiego zaangażowania był też zwolennikiem liberalizmu. Jednak, gdy stał się popularny wśród liberalnych katolików, decydenci w Rzymie nie byli już tym zachwyceni. Jego mentor, arcybiskup Liverpoolu Derek Worlock, obserwował rzecz z rosnącym niepokojem. Miał wziąć «księdza Vina» na bok i powiedzieć: «Nie zdołamy zrobić z ciebie liczącego się hierarchy, jeśli będziesz nadal tak postępował. Musisz sprawić, aby Rzym był ci bardziej przychylny». Krytycy Wincentego Nicholsa sugerują, że to wyjaśnia, dlaczego stał się bardziej ortodoksyjny, gdy został arcybiskupem Birmingham”.

Niezależnie od tego, ile prawdy jest w dywagacjach H. Cruti, pewne decyzje abp. Nicholsa zdają się świadczyć, że „trzyma linię” papieża Benedykta z dosyć ograniczonym przekonaniem. Z całą pewnością nie można arcybiskupowi odmówić zdecydowanie katolickiego nauczania w kwestiach moralnych, ale już na przykład jego chwiejność w dziedzinie implementacji na angielskim gruncie zapisów motu proprio Summorum Pontificum i konstytucji Anglicanorum cœtibus jest bardzo znacząca. Abp Nichols na obydwa dokumenty zareagował z entuzjazmem, jednak wraz z rozwojem wypadków jego zapał stygł. Symptomatyczne jest, że dotąd, choć wsparł Latin Mass Society w organizacji warsztatów liturgicznych dla kapłanów pragnących zgłębiać arkana celebracji Mszy w rycie klasycznym, sam wciąż nie zdecydował się publicznie odprawić „tridentiny”. Podobnie w sprawie konstytucji Anglicanorum cœtibus, gdy na skutek presji współbraci w biskupstwie zaczął protekcjonalnie odnosić się do anglikańskich konwertytów, czym tylko zaognił tę i tak delikatną kwestię. Zresztą jeśli coś mogło pozbawić abp. Nicholsa entuzjazmu względem polityki Benedykta XVI, to właśnie zapisy wspomnianej konstytucji. Kongregacja Nauki Wiary przygotowała ją, nie przejmując się zbytnio zdaniem brytyjskiego episkopatu, który z zasady był przeciwny podobnym rozwiązaniom i tylko mnożył trudności. Z punktu widzenia angielskich biskupów uregulowania te są trudne do przyjęcia, gdyż zakładają powstanie na terenie ich diecezji struktur niezależnych od ich władzy. To właśnie nieudolności abp. Nicholsa episkopat przypisał winę za nieskuteczną „obronę” Kościoła na Wyspie przed niebezpiecznymi w opinii biskupów decyzjami papieża. W końcu poprzedniemu prymasowi, kardynałowi Murphy’emu-O’Connorowi, sabotowanie starań konserwatywnych grup byłych anglikanów udawało się znakomicie!

Czas pokaże, jak duża część anglikańskiego kleru i wiernych zechce skorzystać z dobrodziejstwa papieskiej oferty. Niechęć katolickich biskupów względem anglokatolików jest podyktowana konserwatyzmem tych ostatnich oraz obawą, w jaki sposób konwertyci wpłyną na całościowy obraz Kościoła katolickiego w Wielkiej Brytanii. Przeważająca część episkopatu reprezentuje bowiem pokolenie „soborowej młodzieży”, której trudno przyjąć do wiadomości, że idee towarzyszące ich młodości okazały się dla Kościoła zgubne. Byłoby jednak intelektualną nieuczciwością stwierdzić, że to jedyny powód owej niechęci. Ewentualna zbiorowa konwersja musi wywołać wiele problemów natury organizacyjnej, którym trudno będzie podołać, jeśli papieska propozycja zostanie potraktowana poważnie przez naprawdę wielką liczbę anglikanów. A ciężar ten spocznie przecież na barkach miejscowych katolików, którzy zostaną wezwani do udzielenia w swoich parafiach gościny wspólnotom anglokatolików usuniętych ze świątyń będących własnością „Kościoła Anglii”.

Zapowiedź tego widać już na Północy, w Szkocji, gdzie kardynał O’Brien udostępnił jeden z katolickich kościołów Edynburga członkom miejscowej konserwatywnej anglikańskiej organizacji Forward in Faith, sekowanej przez szkockich episkopalian9. Kolejne trudności mogą wynikać z tego, że anglikańscy konserwatyści, czy to związani z Forward in Faith10, czy Traditional Anglican Communion11, nie tworzą społeczności pozbawionych wewnętrznych problemów, mogących w przyszłości rzutować na wizerunek katolicyzmu w Wielkiej Brytanii. Choć zarzut konwersji motywowanej negatywnie, a więc sprzeciwem wobec „kapłaństwa” kobiet i ordynacji zdeklarowanych homoseksualistów, jest wobec większości z nich niesprawiedliwy, to prawdą jest na przykład, że w szeregach anglokatolickich duchownych znajduje się wielu skrajnych rytualistów, których piękno liturgii zdaje się pociągać bardziej niż prawdy przez nią wyrażane. Nie mogło pozostać bez wpływu na te środowiska wieloletnie samooszukiwanie się w kwestii możliwości bycia katolikami, ale — co przecież z dumą podkreślali jeszcze przed ćwierćwieczem — „nie rzymskimi, lecz angielskimi” (idea Via media)[12]. Tajemnicą poliszynela jest także to, że wśród anglokatolików poważny problemem stanowi grupa duchownych zdradzających skłonności homoseksualne, których konserwatywne poglądy mogą wynikać ni mniej, ni więcej, tylko z możliwości maskowania swych zboczeń „ucieczką w celibat”. Tolerancja wobec podobnych skłonności była tam większa niż u anglikanów ewangelikalnych, dla których wzorem pastora był mężczyzna posiadający dużą rodzinę, zaangażowaną w życie wspólnoty parafialnej.

Prymas Nichols napominał anglikanów planujących przystąpienie do Kościoła katolickiego, mówiąc, że ich nawrócenie „musi być pozytywnym pragnieniem serca, a nie kwestią sprzeciwu wobec ordynacji kobiet na biskupów czy etyki seksualnej, ale powinno koncentrować się wokół właściwego rozumienia roli urzędu Biskupa Rzymu”. I nawet jeśli miał rację, to zarówno jego protekcjonalny ton, jak i czas, w którym poczynił te uwagi, były tak nieodpowiednie, że mocno nadwerężyły ufność potencjalnych konwertytów w możliwość porozumienia się z katolickim episkopatem bez potrzeby kolejnych, licznych interwencji w Rzymie.

W obu sprawach (anglokatolików i nadzwyczajnego rytu Mszy) broniono prymasa na łamach „Catholic Herald”, pisząc, że abp Nichols jako prymas musiał wyrazić obawy formułowane przez resztę episkopatu, tym bardziej „że jest zobowiązany do zachowania dobrych stosunków z anglikanami”. W kwestii nie dość zdecydowanego wsparcia udzielonego przez hierarchę tradycyjnym katolikom stwierdzono (nie bez racji), że Benedykt XVI również nie celebrował Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego i że abp Nichols jest raczej zwolennikiem „reformy reformy”, niż powrotu do Mszy trydenckiej.

Dyplomacja i bałwany

Ostatnich posunięć arcybiskupa Westminsteru nie broni już chyba nikt poza jego własnymi służbami prasowymi. Idzie o wizytę w pogańskiej świątyni i udział w „ekumenicznym” nabożeństwie, zorganizowanym przez ekologiczną koalicję SCC. Arcybiskup podczas Tygodnia Międzyreligijnego 21 listopada 2009 r. odwiedził Neasden Temple — największą europejską świątynię hinduistyczną [13] i był podejmowany przez jej guru, Yogviveka Swami. Spotkanie w założeniu miało służyć podtrzymaniu dobrych stosunków z hinduistami i wydawało się kolejnym „politycznym” krokiem abp. Nicholsa, który chcąc mieć wpływ na rządzących w kwestiach pozostających w sferze zainteresowania Kościoła, jest zmuszony budować karkołomnie szerokie koalicje (katolickie zastrzeżenia do ustaw bioetycznych wspierali muzułmanie, a w parlamencie artykułowali żydowscy lordowie). Jednak wizyta przerodziła się w coś, co trudno określić inaczej niż jako akt bałwochwalstwa: oto katolicki arcybiskup modlił się wraz z guru w świątyni pełnej pogańskich bożków, a w prezencie ofiarował mu kwiaty, które Swami złożył na ołtarzu bóstw. Komentatorzy przypomnieli wówczas, że abp Nichols tuż przed odejściem z Birmingham zezwolił muzułmanom świętować urodziny Mahometa w kaplicy miejscowego uniwersytetu. Z kolei 5 grudnia, w przededniu kopenhaskiej konferencji klimatycznej, abp Nichols wraz z grupą protestanckich liderów religijnych wziął udział w międzywyznaniowym nabożeństwie poprzedzającym demonstracje na rzecz zapobiegania globalnym zmianom klimatycznym i zakończonym groteskową sesją fotograficzną. Wszystko to każe z niepokojem oczekiwać uroczystości beatyfikacyjnych kardynała Newmana i pielgrzymki Benedykta XVI do Wielkiej Brytanii. Może się bowiem okazać, że oba wydarzenia nie umocnią w wierze katolików na Wyspie, ale staną się kolejnym ekumenicznym spektaklem.

Czy w szaleństwie jest metoda?

Wiele wskazuje na to, że postawa abp. Nicholsa ewoluuje z powrotem w kierunku liberalizmu, a krytycy nie są pozbawieni racji, twierdząc, że jego niekonsekwencja może się okazać opłakana dla Kościoła katolickiego na Wyspach. Hierarcha zdaje się bowiem za bardzo wierzyć w duszpasterskie oddziaływanie sprawnego public relations, a to wymaga ciągłej obecności w środkach masowego przekazu. Konsekwencją jest konieczność przyciągania zainteresowania mediów i opłacania ich życzliwości uczestnictwem w inicjatywach wątpliwych z punktu widzenia dobra Kościoła i katolickiej ortodoksji.

Jeśli rację mają krytycy abp. Nicholsa, to jest on rozdarty między ortodoksją a modernizmem, między osobistą lojalnością względem Ojca Świętego a własnymi ambicjami. Jeśli zaś nie mylą się jego sympatycy, to jest on biskupem, który potrafi nieść światu Chrystusa, dostosowując zasady ekonomii przepowiadania do potrzeb nowoczesności.

Pozostaje tylko pytanie, ile kwiatów w ramach tego Nicholsowskiego modelu ekonomii przepowiadania można złożyć na ołtarzu bóstw, by nie okazać się apostatą…


Tekst ukazał się drukiem w miesięczniku "Zawsze Wierni" nr 128 (1/2010)

---*---

[1] Victoria Street to jedna z ulic w centrum Londynu. W jej pobliżu znajduje się Pałac Buckingham, siedziba brytyjskiego parlamentu, rezydencja premiera, anglikańskie Opactwo Westminsterskie i właśnie katolicka archikatedra pw. Najświętszej Krwi Chrystusa.

[2] „The Tablet” to tygodnik katolicki, założony w 1840 r. przez Fryderyka Lucasa, byłego kwakra. Jest to drugi najstarszy angielski tygodnik po założonym w 1828 r. „The Spectator”. Początkowo był własnością laikatu, w roku 1868 został przejęty przez arcybiskupów Westminsteru, ale w 1935 r. powrócił pod świecki zarząd.

[3] „The Catholic Herald” to katolicki tygodnik założony w 1888 roku przez emigranta z Irlandii, Karola Diamonda. W 1934 roku tytuł został przejęty przez Ernesta Milesa, który powierzył jego prowadzenie hrabiemu de la Bedoyere. Pod jego redakcją pismo z entuzjazmem odnosiło się do zmian liturgicznych wprowadzonych po II Soborze Watykańskim i wspierało działania „ekumeniczne”, choć tytuł znany był także ze zdecydowanej krytyki komunizmu. Obecnie tygodnik jest kojarzony z katolickim „centrum” i spośród mediów cieszy się największym zaufaniem brytyjskiej hierarchii kościelnej.

[4] Ambrosden Avenue — ulica w Londynie przy której stoi rezydencja arcybiskupów Westminsteru

[5] Terno — lista trzech kandydatów do biskupstwa tworzona przez nuncjusza apostolskiego w danym kraju, odsyłana do konsultacji na Watykan i przedstawiana Ojcu Świętemu, by dokonał wyboru. Terno ma jedynie pomóc papieżowi w podjęciu decyzji, ale go nie zobowiązuje: wybór może paść również na osobę spoza listy.

[6] Jerzy Bazyli Hume — opat benedyktynów z Ampleforth, kardynał, arcybiskup Westminsteru w latach 1976–1999.

[7] Angielskie i Walijskie Stowarzyszenie Mszy Łacińskiej (Latin Mass Society of England and Wales) to organizacja laikatu postulująca zachowanie dawnych form liturgicznych. Powstała w roku 1965 w odpowiedzi na wprowadzanie zmian w liturgii i rugowanie z niej języka łacińskiego. Staraniem członków tego stowarzyszenia powstała petycja w obronie Mszy św. kierowana do Pawła VI i podpisana przez wielu znanych artystów i ludzi kultury, m.in. pisarkę Agatę Christie. To od jej nazwiska pochodzi potoczna nazwa indultu na celebracje wg Missale romanum 1965 wydanego dla diecezji angielskich. LMS jest członkiem Międzynarodowej Federacji Una Voce.

[8] Kardynał Murphy¬ O’Connor nosił się nawet z zamiarem przyjęcia z rąk Elżbiety II tytułu szlacheckiego i zasiadania w Izbie Lordów, podobnie jak podlegli królowej „biskupi” anglikańscy, zwani tam Lords Spiritual (ang. panowie duchowni).

[9] „Szkocki Kościół Episkopalny” — działający na terenie Szkocji związek wyznaniowy należący do nurtu anglikańskiego, członek Anglican Communion.

[10] Forward in Faith (‘Naprzód w Wierze’) — Stowarzyszenie konserwatywnych anglikanów powstałe w roku 1992 w proteście przeciwko ordynowaniu kobiet. Gromadzi blisko 800 parafii, głównie w Wielkiej Brytanii, Ameryce Północnej i Australii. Pozostaje w jedności z Canterbury, a jego pastorzy i wierni podlegają tzw. latającym biskupom, czyli wizytatorom wyznaczonych przez głowę Wspólnoty Anglikańskiej.

[11] Traditional Anglican Communion (‘Tradycyjna Wspólnota Anglikańska’) — światowa wspólnota „Kościołów” anglikańskich, które zerwały jedność ze Wspólnotą po tym, gdy zaczęto w niej ordynować kobiety. Odwołuje się do dziedzictwa anglokatolickiego. W ubiegłym roku jej hierarchia podpisała Katechizm Kościoła Katolickiego i rozpoczęła rozmowy z Rzymem nt. powrotu do jedności Kościoła.

[12] Via media (łac. ‘droga środka’) — koncepcja „Kościoła” anglikańskiego jako drogi pośredniej między katolicyzmem a protestantyzmem.

[13] Świątynia Neasden, wł. Swaminarajan (ang. BAPS Shri Swaminarayan Mandir) to największa poza Indiami hinduistyczna świątynia na świecie. Jej potoczna nazwa pochodzi od Neasden — jednej z części aglomeracji londyńskiej. Działalność świątyni została oficjalnie zainaugurowana w sierpniu 1995 roku.