28.12.2010

Z premedytacją



Dopiero dziś - z premedytacją, a nie przez zapomnienie - wszystkim Przyjaciołom i Nieprzyjaciołom, Znajomym i Nieznajomym, a szczególnie tym wszystkim, do których dawno powinienem był się odezwać, a nadal tego nie uczyniłem, składam życzenia Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia. Nie dajcie się zwieść – Boże Narodzenie wciąż trwa!

Sam otrzymywałem życzenia już od początku Adwentu. Niby nic złego, ale mam nieodparte wrażenie, że z biegiem czasu wszystko, co powinno dziać się w czasie Świąt – które przecież nie trwają od „pierwszej gwiazdki” do popołudnia w dzień świętego Szczepana, ale aż do Trzech Króli! – wydarza się już w Adwencie. Począwszy od tego, że pastorałki i choinkowe ozdoby zaczynają towarzyszyć nam już po Wszystkich Świętych, po domach krążą młodociani kolędnicy szukający zysku już na początku grudnia, na długo przed Niedzielą Gaudete organizowane są koncerty kolędowe oraz klasowe, firmowe, kursowe, środowiskowe, stowarzyszeniowe „spotkania opłatkowe” i „wigilie” (najzupełniej niepostne, tak jeśli idzie o jedzenie, jak i napoje). I tak aż do Bożego Narodzenia.

Gdy zaczynają się prawdziwe Święta ludzie są już zmęczeni i sfrustrowani – bo „święta” przecież już były! Nawet pobożny chrześcijanin rozgrzesza się w takiej sytuacji z myślozbrodni jaką jest przemożna chęć wytargania za farbowane kudły ciotki mówiącej w drugi dzień Świąt: „święta, święta i po świętach”… Już nawet życzenia składane w Boże Narodzenie wieczorem traktowane są jako spóźnione, jako faux pas

Należy jednak przyznać, że w Polsce i tak sytuacja nie wygląda tak źle, jak w Zjednoczonym Królestwie, gdzie „przedświęta” trwają jeszcze dłużej, bo nie przeszkadzają im zaduszki, a samo Boże Narodzenie to zaledwie jeden dzień, którego głównym punktem jest rodzinny obiad. Później pozostaje już tylko spotkanie z przyjaciółmi w pubie i noc spędzona w kolejce przed centrum handlowym, bo kolejnego dnia ruszają wielkie „poświąteczne” wyprzedaże. Zaś na horyzoncie majaczy już odarta z wszelkiej powagi postać św. Walentego. I pomyśleć, że dzieje się to w kraju, w którym niemal wszystkie dzieci potrafią zaśpiewać wesołą piosenkę o DWUNASTU dniach Świąt Bożego Narodzenia.

Treść niby banalna i jakby pozbawiona sensu, ale czyż Bóg nie „wybrał tego co głupie w oczach świata, by mędrców zawstydzić”?



Okazuje się, że jeszcze na początku XX wieku piosenka ta służyła jako pomoc katechetyczna, bowiem ma ona swój klucz, a na równi z symbolami ważne są zawarte w niej liczby. Ta sama tradycja mówi nawet, że piosenka była swoistym szyfrem, za pomocą którego przekazywano dzieciom zasady wiary katolickiej, gdy ta była w Anglii prześladowana (trudno orzec czy to prawda, bo chyba nie kryje się tam nic, co byłoby sprzeczne z doktryną anglikanizmu). 

W myśl tej tradycji: „moje kochanie” (w oryginale to wieloznaczne angielskie ‘true love’ – prawdziwa miłość), to Bóg; „ja” zaś to każdy katolik; kuropatwa na gruszy to Chrystus – co tłumaczy się porównując Zbawiciela do kuropatwy, która udaje zranienie, by odciągnąć drapieżnika od swych dzieci, grusza zaś była symbolem miłości i czułości macierzyńskiej; dwie turkawki (gołębice) to natchnione przez Ducha Św. Stary i Nowy Testament; francuskie kokosze to wiara, nadzieja i miłość; cztery śpiewające ptaszęta to ewangeliści Mateusz, Marek, Łukasz i Jan; pięć złotych obrączek (pierścieni), to Pięcioksiąg Mojżesza; sześć niosek to sześć dni stwarzania świata; siedem pływających łabędzi, ptaków symbolizujących piękno i doskonałość, to siedem darów Ducha Świętego (mądrość, rozum, rada, męstwo, umiejętność, pobożność i bojaźń Boża), lub siedem sakramentów; osiem mleczarek, to osiem błogosławieństw; dziewięć tańczących panien to owoce Ducha Świętego, czyli miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, skromność i opanowanie; dziesięciu panów to Dekalog; jedenastu flecistów to jedenastu prawowiernych Apostołów, a dwunastu doboszy ma symbolizować dwanaście części Składu Apostolskiego.

Nie wszystko jest więc takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka.

Jakub Pytel