Za Wiecznym Miastem nie sposób nie tęsknić. Za każdym razem, gdy byłem w Rzymie wiedziałem, że przyjechałem do domu. I nie była to zasługa jakiegoś pojedynczego wrażenia, ale całej gamy doznań, dzięki którym katolik czuje, że oto przybył do duchowego centrum całego chrześcijaństwa. Do centrum, które – choć nie jest stolicą Imperium – nadal jest stolicą świata.
Czytam teraz, z pewnym opóźnieniem – przyznaję, że władze Italii nie mają funduszy na przeprowadzenie koniecznych prac konserwatorskich w Koloseum, a rzecz stała się publicznie wiadoma po tym, kiedy spadające fragmenty murów o mało nie zabiły amerykańskiego turysty.
Jak bardzo bym się nie przejmował losem przybyszów zza Oceanu, tych samych, którzy paradują w czapkach drużyn baseballowych po bazylice św. Piotra i urządzają sobie pikniki na balsakach ołtarzy bocznych, to bardziej od losu młodego barbarzyńcy zainteresowała mnie wiadomość o stanie starożytnego cyrku. I wcale nie idzie mi o to, że Koloseum jest gigantycznym relikwiarzem przesiąkniętym krwią pierwszych chrześcijan – choć to oczywiście ważne – ale o drugi już znak będący częścią proroctwa o końcu Rzymu i świata.
Chyba dwadzieścia lat temu konserwatorzy zabytków rozpoczęli prace renowacyjne przy pomniku konnym cesarza Marka Aureliusza na Na Piazza del Campidoglio. Co ciekawe jest to jedyny chyba, oprócz wilczycy, starożytny rzymski posąg zachowany w całości do naszych czasów, bowiem przez wieki panowało przekonanie, że to Konstantyn Wielki, pierwszy chrześcijański cesarz. Konserwatorzy byli wówczas zaskoczeni faktem, że spod warstwy brudu i patyny wyłaniała się niemal nietknięta pozłota. Tymczasem średniowieczne proroctwo mówi, że gdy cesarski „koń będzie znów złoty, to zaśpiewa sowa i skończy się świat”. Ową sową jest kępka końskich włosów między uszami zwierzęcia, która z daleka rzeczywiście przypomina tego nocnego drapieżnika. Sowa dotąd jeszcze nie zaśpiewała, ale czy nie przyjdzie jej na to ochota w dniu, w którym runie Koloseum?
„Póki stoi Koloseum, stoi Rzym. Ale gdy upadnie Rzym, skończy się świat” – strofa ta, jak gdzieś czytałem, pochodzi z czasów św. Hieronima i pojawia się u innych Ojców Kościoła. Koniec świata przeraża mnie nie tyle ze względu na przykre wydarzenia, które mają poprzedzić ponowne nadejście Pana (Benedykt XVI mówił niedawno, że katolicy muszą być gotowi na prześladowania zadane przez zsekularyzowane społeczeństwa), ale ze względu na niejasne przeczucia w kwestii sądu nad moją duszą. I chyba nie jestem w tym osamotniony.
Jakub Pytel
---*---
Do rozmyślań o Rzymie pobudził mnie mail od pana Marcina, którego jeszcze raz serdecznie pozdrawiam.