W wydanym w 1995 roku trzecim numerze pisma Nova et Vetera opublikowano kazanie abpa Custodio Avima Pereiry (1915-2006), Portugalczyka, emerytowanego ordynariusza mozambijskiej diecezji Lourenco Marques (Maputo), które wygłosił w listopadzie 1993 r. w Lyonie podczas uroczystej Mszy celebrowanej w ramach organizowanych przez Una Voce „Dni Gregoriańskich”. Tekst kazania jest interesujący (mimo niedoskonałości tłumaczenia) i nadal aktualny nie tylko ze względu na wezwania hierarchy do wdrażania w życie Kościoła dokumentów Vaticanum II, a nie jego „ducha”, do tego, co kardynał Ratzinger nazwał „reformą reformy”, ale także ze względu na jego niemal profetyczny charakter. Zachęcam do lektury.
Jakub Pytel
Invocabitis me et exaudi vos.
Drodzy moi przyjaciele w Kapłaństwie, Bracia i Siostry!
Aby wyjaśnić moją obecność dziś i tutaj, należy przypomnieć ducha Una Voce, czyli podtrzymywanie śpiewu gregoriańskiego i liturgii łacińskiej oraz moją osobistą sympatię dla tego ruchu.
Teoretycznie, wraz z nową liturgią, ani łacina, ani śpiew gregoriański nie zostały zniszczone. W praktyce, biorąc pod uwagę prawie wyłączne korzystanie z języków pospolitych, pozostaje mało miejsca na łacinę i śpiew gregoriański. Jest to korzystanie prawie wyłączne, jak powiedziałem, które stało się manią niektórych księży i biskupów.
Nie taka była myśl Soboru. W punkcie 36 Konstytucja potwierdza: „W obrządkach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe”. Tyle, że po zastosowaniu Soboru owe prawa szczegółowe stały się uniwersalnymi, pozwalając księżom i biskupom wystąpić przeciw łacinie, tak jakby uzywanie języków pospolitych było zabawieniem świata! A wszystko to z braku solidnej formacji liturgicznej i z powodu zlej interpretacji Soboru.
To samo trzeba powiedzieć o śpiewie gregoriańskim. Konstytucja [o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium – JB] tak to rozumie: „Śpiew gregoriański Kościół uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej. Dlatego w czynnościach liturgicznych powinien on zajmować pierwsze miejsce wśród innych równorzędnych rodzajów śpiewu”.
Zdumiewające i bolesne jest, że po ponad dwudziestu pięciu latach nie skończyło się jeszcze obrazoburcze szaleństwo i nie powrócono do prawdziwego nauczania Soboru. Jeszcze boleśniejszy jest fakt, że bez względu na papieskie motu proprio Ecclesia Dei, niektórzy biskupi i księża wyśmiewają tych, którzy nie myślą tak, jak oni.
Podkreślam, że nie taka była myśl Soboru. Jest jeszcze miejsce dla łaciny i śpiewu gregoriańskiego przy wykorzystaniu języków narodowych, naturalnie w czytaniach. Wystarczy zachować równowagę. Jak byłoby pięknie, gdyby – na przykład – całe wspólnoty liturgiczne umiały śpiewać poza Kyrie, także Gloria i Credo, po łacinie, i gdyby schola mogła wykonywać szereg innych utworów, jak Requiem etc. Byłby to – i jest to bardzo ważne – sposób wyrażenia i życia jednością Kościoła.
Jełki się tego nie robi, powiedzmy to bez cienia wątpliwości, ale i bez potepienia, jest to wina księży i biskupów. W pewnym stopniu także słabości Kurii Rzymskiej. Kuria ta, przyznajmy, płynie pośrodku burzy i pragnie ją uspokoić, jednak nie wpływają na osoby. Tym niemniej, w pewnych momentach przydałoby się więcej jasności i zdecydowania, jakkolwiek wszyscy należymy do tego samego Kościoła i powinniśmy się wzajemnie szanować.
Co mamy więc czynić?
Cierpliwie i z wiarą kontynuować. Cierpliwie, powiadam, oraz bez zbytniego zajmowania się tym, co się będzie mówić i tymi, którzy się naśmiewają. Gdyby to nie było nadużyciem Ewangelii, porównałbym ich do tych, którzy śmiali się z Jezusa, gdy mówił o dziewczynce, że spała, ale nie „nie umarła”, jak to czytamy w XXIII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. Łacina i śpiew gregoriański również nie umarły. Śpią jedynie, ponieważ ktoś je uśpił. Jednak z czasem środek nasenny przestanie działać. Z czasem, dzięki naszemu cichemu, spokojnemu i szczeremu działaniu obudzą się.
I objawi się dzisiejsza Ewangelii. Nasza walka o łacinę i śpiew gregoriański jast jak Królestwo Boże, które rozwija się samo z siebie, tak że prawie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Minęło ponad dwadzieścia lat [od Soboru - JB], ale Bóg pozwalał, by Jego Kościół był dotykany przez szaleństwo i zmagania w każdej epoce. Z pewnością powrócimy do równowagi. Trwajmy więc, prosząc i nią z głęboką pokorą. Możemy posłużyć się w tym celu główną modlitwą tej niedzieli: „Wybacz nam Panie, prosimy, i spraw, abyśmy kierowali swe pragnienia ku niebu. Amen”.