Przed dwoma tygodniami w kościele pw. św. Antoniego Padewskiego na poznańskim Wzgórzu Przemysła, gdzie kuria poddaje powolnej eutanazji poznańskie środowisko indultowe pojawiło się dwóch dawnych celebransów - ksiądz prałat Władysław Kołodziej, który posługiwał tutaj na początku mijającej właśnie dekady i był ostatnim z celebransów zasługujących na miano opiekuna i duszpasterza oraz jego poprzednik, ks. Włodzimierz Wygocki.
ks. prałat Władysław Kołodziej |
Zastępowali oni prałata Stanisławskiego, który po wielkiej, cudownej i niezapomnianej pontyfikalnej i jubileuszowej celebracji biskupa Balcerka oraz jego mądrej, wspaniałej i jakże podnoszącej na duchu homilii postanowił pokazać wiernym jak rzeczywiście wygląda hierarchia w poznańskim Kościele i udowodnić, że bajka się skończyła. I tak w rocznicowo-wakacyjnym prezencie ogłosił kiedy Mszy nie będzie.
I znów „agresywna grupa wiernych”, jak Stanisławski nazywa uczestników Mszy, musiała interweniować. Skutecznie. Przez kolejne niedziele celebransi zmuszeni byli odwoływać komunikat prałata-delegata, a 26 lipca wierni zostali zaskoczeni niespodzianką w postaci zastępstwa dwóch kapłanów, których zachowali w tak życzliwej pamięci. Widać nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
ks. prob. Włodzimierz Wygocki |
O ile prałat Kołodziej to nobliwy prawnik-kanonista, który swymi fioletami ozdobił stalle, o tyle ksiądz Wygocki to prawdziwy oryginał, którego jedni lubią bardziej inni mniej, ale każdy ceni. Nie jest perfekcjonistą, ale gdy odprawia Mszę w rycie klasycznym, to widać, że nie czyni tego z przymusu, z nakazu, z delegacji. Widać, że chce i wkłada w to serce. Słychać to w kazaniach. Jest chyba jednym z nielicznych księży Archidiecezji Poznańskiej, który jeszcze potrafi powiedzieć kazanie bez protezy w postaci mikrofonu. Potrafi operować głosem, modulować go, zawieszać i podnosić. Nie boi się stosować wyraźnej gestykulacji, a emocje oddaje wyraźną mimiką. Mógłby co tydzień czytać z kazalnicy ten sam zionący nudą list Konferencji Episkopatu Polski na temat transplantacji, a i tak bardziej poruszyłby serca słuchaczy niż dziesięciu innych księży mamroczących kazania do mikrofonu.
ks. prob. Włodzimierz Wygocki |
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że cieszy mnie, iż są kapłani, którym się chce. Nie tylko młodzi entuzjaści, których zapał bywa słomiany, ale i tacy, jak wspomniany wyżej. Ks. Wygocki nie jest ani młody, ani zdrowy, ale w najbliższą niedzielę odprawi Mszę trydencką w Szamotułach, a następnie pojedzie 200 km do Maszewa pod Szczecinem, by podobnie służyć tamtejszym wiernym. Serce rośnie.
ks. kan. Ignacy Rapior |
Oddam jeszcze sprawiedliwość kanonikowi Rapiorowi, dzięki któremu jutro na Wzgórzu Przemysła wierni będą mogli uczestniczyć we Mszy o Wniebowzięciu NMP. Mieszkający na Ostrowie Tumskim kurialiści, niczym olimpijscy bogowie, nie pomyśleli nawet o pragnieniach mieszkańców marnej ziemi, którzy chcieliby móc uczestniczyć we Mszy w rycie klasycznym w dniu najważniejszego maryjnego święta. Kanonik Rapior pomyślał. Błagany o chleb nie dał kamienia, proszony o jajko nie podał skorpiona. Widać nie jest aż tak źle, jakby być mogło.
Nie sposób też nie zauważyć, że jak z nieba spadła poznaniakom Msza w Owińskach. Choć mam mieszane uczucia co do stylu i atmosfery w jakiej została zainaugurowana (czemu dałem wyraz tutaj), to po wymianie maili z tamtejszym proboszczem (z jego inicjatywy) jestem spokojny, by nie rzec zbudowany i za dobrą monetę przyjmuję słowa księdza Tomalika, że: „Podobnie, jak odnowiona po Soborze Watykańskim II liturgia, wprowadziła jako zasadę w Mszach niedzielnych dwa czytania przed Ewangelią: jedno ze Starego a drugie z Nowego Testamentu, tak my dzisiaj, sięgając do liturgii trydenckiej, chcemy ubogacić naszą duchowość mogąc uczestniczyć we Mszy św. odprawianej w tzw. starym rycie”. Jestem więc pewien, że ksiądz proboszcz będzie gwarantem, że nie zmarnuje się niewątpliwa łaska, którą jest zaistnienie dawnej liturgii w parafii św. Jana.
I znów: nie ma tego złego...
Jakub Pytel