14.08.2009

Nie ma tego złego



Przed dwoma tygodniami w kościele pw. św. Antoniego Padewskiego na poznańskim Wzgórzu Przemysła, gdzie kuria poddaje powolnej eutanazji poznańskie środowisko indultowe pojawiło się dwóch dawnych celebransów - ksiądz prałat Władysław Kołodziej, który posługiwał tutaj na początku mijającej właśnie dekady i był ostatnim z celebransów zasługujących na miano opiekuna i duszpasterza oraz jego poprzednik, ks. Włodzimierz Wygocki.

ks. prałat Władysław Kołodziej
Zastępowali oni prałata Stanisławskiego, który po wielkiej, cudownej i niezapomnianej pontyfikalnej i jubileuszowej celebracji biskupa Balcerka oraz jego mądrej, wspaniałej i jakże podnoszącej na duchu homilii postanowił pokazać wiernym jak rzeczywiście wygląda hierarchia w poznańskim Kościele i udowodnić, że bajka się skończyła. I tak w rocznicowo-wakacyjnym prezencie ogłosił kiedy Mszy nie będzie.

I znów „agresywna grupa wiernych”, jak Stanisławski nazywa uczestników Mszy, musiała interweniować. Skutecznie. Przez kolejne niedziele celebransi zmuszeni byli odwoływać komunikat prałata-delegata, a 26 lipca wierni zostali zaskoczeni niespodzianką w postaci zastępstwa dwóch kapłanów, których zachowali w tak życzliwej pamięci. Widać nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

ks. prob. Włodzimierz Wygocki
O ile prałat Kołodziej to nobliwy prawnik-kanonista, który swymi fioletami ozdobił stalle, o tyle ksiądz Wygocki to prawdziwy oryginał, którego jedni lubią bardziej inni mniej, ale każdy ceni. Nie jest perfekcjonistą, ale gdy odprawia Mszę w rycie klasycznym, to widać, że nie czyni tego z przymusu, z nakazu, z delegacji. Widać, że chce i wkłada w to serce. Słychać to w kazaniach. Jest chyba jednym z nielicznych księży Archidiecezji Poznańskiej, który jeszcze potrafi powiedzieć kazanie bez protezy w postaci mikrofonu. Potrafi operować głosem, modulować go, zawieszać i podnosić. Nie boi się stosować wyraźnej gestykulacji, a emocje oddaje wyraźną mimiką. Mógłby co tydzień czytać z kazalnicy ten sam zionący nudą list Konferencji Episkopatu Polski na temat transplantacji, a i tak bardziej poruszyłby serca słuchaczy niż dziesięciu innych księży mamroczących kazania do mikrofonu.

ks. prob. Włodzimierz Wygocki
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że cieszy mnie, iż są kapłani, którym się chce. Nie tylko młodzi entuzjaści, których zapał bywa słomiany, ale i tacy, jak wspomniany wyżej. Ks. Wygocki nie jest ani młody, ani zdrowy, ale w najbliższą niedzielę odprawi Mszę trydencką w Szamotułach, a następnie pojedzie 200 km do Maszewa pod Szczecinem, by podobnie służyć tamtejszym wiernym. Serce rośnie.

ks. kan. Ignacy Rapior
Oddam jeszcze sprawiedliwość kanonikowi Rapiorowi, dzięki któremu jutro na Wzgórzu Przemysła wierni będą mogli uczestniczyć we Mszy o Wniebowzięciu NMP. Mieszkający na Ostrowie Tumskim kurialiści, niczym olimpijscy bogowie, nie pomyśleli nawet o pragnieniach mieszkańców marnej ziemi, którzy chcieliby móc uczestniczyć we Mszy w rycie klasycznym w dniu najważniejszego maryjnego święta. Kanonik Rapior pomyślał. Błagany o chleb nie dał kamienia, proszony o jajko nie podał skorpiona. Widać nie jest aż tak źle, jakby być mogło.

Nie sposób też nie zauważyć, że jak z nieba spadła poznaniakom Msza w Owińskach. Choć mam mieszane uczucia co do stylu i atmosfery w jakiej została zainaugurowana (czemu dałem wyraz tutaj), to po wymianie maili z tamtejszym proboszczem (z jego inicjatywy) jestem spokojny, by nie rzec zbudowany i za dobrą monetę przyjmuję słowa księdza Tomalika, że: „Podobnie, jak odnowiona po Soborze Watykańskim II liturgia, wprowadziła jako zasadę w Mszach niedzielnych dwa czytania przed Ewangelią: jedno ze Starego a drugie z Nowego Testamentu, tak my dzisiaj, sięgając do liturgii trydenckiej, chcemy ubogacić naszą duchowość mogąc uczestniczyć we Mszy św. odprawianej w tzw. starym rycie”. Jestem więc pewien, że ksiądz proboszcz będzie gwarantem, że nie zmarnuje się niewątpliwa łaska, którą jest zaistnienie dawnej liturgii w parafii św. Jana.

I znów: nie ma tego złego... 

Jakub Pytel