12.08.2009

„Na zamówienie”



Zwykle słucham Mszy, a tym samym i kazań podczas trydenckich celebracji na poznańskim Wzgórzu Przemysła. Czterech kaznodziejów (i celebransów zarazem) daje tam wiernym homiletyczny komfort związany z różnorodnością retorycznych stylów (szkoda, że podobna różnorodność panuje w dziedzinie przestrzegania rubryk). Trzeba zauważyć, że poziom kazań jest wprost proporcjonalny do wzrostu i tuszy księży je głoszących. Pozwala to od razu albo wygodnie usiąść, by ciało nie rozpraszało ducha, albo nie marnować czasu, wyciągnąć różaniec, a w domu przeczytać stosowną homilię któregoś z Ojców Kościoła. Ewentualnie wybrać coś innego, wartego uwagi. Przyznaję jednak uczciwie, że ostatnio na Wzgórzu nie było pod tym względem powodów do narzekań. 

Tak, czy inaczej w wirtualnej „szufladzie” znalazłem kazanie ojca Austina Farrera zatytułowane „Na zamówienie” w przekładzie Pawła K. Długosza. Może przyda się w którąś z kolejnych niedziel.

Austin Farrer, autor publikowanego poniżej kazania „Na zamówienie”, znany jest polskiemu czytelnikowi dzięki swojemu esejowi filozoficzno-teologicznemu pt. „Wiara i rozważania” (Pax, 1971). Farrer był anglikańskim duchownym i wykładowcą w Oxfordzie, gdzie zajmował się teologią i filozofią, głównie filozofią Boga. Zasłynął również jako kaznodzieja (często porównuje się go -- nieco przesadnie -- z kard. Newmanem), głosząc kazania przede wszystkim do studentów uniwersytetu w Oksfordzie. Jako anglikanin identyfikował się z katolickim skrzydłem Kościoła Anglii, choć bez jakichkolwiek prorzymskich sympatii. Był członkiem Akademii Brytyjskiej. Zmarł w 1968 roku. 

Jakub Pytel


Austin Farrer, "Na zamówienie".

Kazanie, które zamierzam wygłosić, przybyło do mnie gotowe - wjechało na dziedziniec kolegium, gdzie właśnie stałem - wjechało na czterech kołach i zatrzymało się przed samym moim nosem; energiczna, zgrabna, mała ciężarówka z wymalowanym na drzwiach napisem: "Krzyże i wieńce na zamówienie". Z samochodu wyskoczył kierowca, otworzył drzwi i zaczął wyciągać wszystkie rzeczy, które przywiózł do kolegium. Przyszło mi do głowy, że kaznodzieja mógłby postąpić w ten sam sposób - mógłby odegrać rolę dostawcy i po prostu otworzyć i pokazać, co kryje się za tymi niezwykłymi słowami, "krzyże i wieńce na zamówienie".

Krzyże i wieńce można wykonać na zamówienie – i jest to myśl wielce pocieszająca, gdy bowiem pojawia się coś tak bardzo "nie-na-zamówienie" jak śmierć, pewną żałosną formą pocieszenia będzie skierowanie naszej uwagi na coś, co można zrobić na zamówienie. Nie sposób przywołać śmierci do porządku ani jej kontrolować; dusze sprawiedliwych – jak i niesprawiedliwych - znajdują się w rękach Boga, nie naszych; możemy jednak sprawić, że krzyże i wieńce zostaną dostarczone na nasze zamówienie. Cóż zatem zamówimy? Wydaje się nam, że krzyż z fiołków będzie w sam raz, aby wyrazić skromny zapach ofiarnego życia. Co się zaś tyczy wieńca, to nie znajdziemy nic lepszego od białych róż - najszlachetniejszych kwiatów w najczystszym z kolorów? A to dlatego, że wieniec stanowi symbol wiekuistej nagrody. To my wybieramy kształty i kwiaty, a kwiatowe ozdoby zostaną wykonane zgodnie z naszym zamówieniem. Kwiaciarka zostanie raczej po godzinach, niż spóźni się z kwiatami na nagłą okoliczność. A jednak te rzeczy, które wieńce i krzyże symbolizują, nie mogą zostać zrobione na zamówienie. Za późno dostarczać krzyże w chwili śmierci, jeśli te dostarczone przez Opatrzność zostały niecierpliwie zrzucone z żywego ramienia; i przedwcześnie zamawiać wieńce, jeśli na wysokościach nie wypowiedziano słów, "daję ci wieniec życia wiecznego".

Wszystko to jest dostatecznie jasne; morał płynący z "krzyży i wieńców na zamówienie" jest smutny i oczywisty, zwłaszcza jeśli znajdziemy się w owym fatalnym momencie, który wykorzystuje reklama kwiaciarni. Jak jednak przedstawia się sprawa, jeżeli umieścimy się w chwili wcześniejszej, chwili, która wciąż należy do nas - teraz, kiedy żyjemy i żyć zamierzamy? Czy nie możemy żywić nadziei, że nasze krzyże tudzież niebiańskie girlandy zostaną wykonane na zamówienie? Jeśli sformułować to w ten sposób, to brzmi to niedorzecznie - każdy z nas będzie zaprzeczał, że kiedykolwiek marzył o zamawianiu swoich krzyży na ziemi a girland w niebie. Zastanawiam się jednak, czy napawdę jesteśmy tak bardzo niewinni tej potworności, jak nam się wydaje. Jeżeli jesteście choć trochę podobni do mnie, to przy wielu okazjach nie pozwalacie prawej półkuli waszego mózgu wiedzieć, co myśli półkula lewa. Pomóżmy zatem ludzkiemu umysłowi - waszemu, mojemu lub czyjemukolwiek - chociaż raz podsłuchać siebie samego. Proszę was tylko, byście posłuchali i zobaczyli, czy to, co powiem, odpowiada temu, co mówi wasz umysł.

A zatem - oto wy, zamawiający swoją własną girlandę w niebiańskim magazynie. "Jestem pewien", mówicie spokojnie do siebie, "że są korony ponad najwyższą wspaniałość, chwała otaczająca ludzkie twarze napełnione Bogiem. Ale to nie dla mnie - ja nie zostałem wezwany do świętości. Jestem powołany, aby być przyzwoitym, bogobojnym człowiekiem, który nikogo nie krzywdzi; pomocnym tu czy tam i trzymającym się reguł. Nie zamkną mi przed nosem bram nieba, uhonorują moje solidne, choć skromne zasługi małym diademem ze złota i dadzą mi różne przyjemne rzeczy do wykonania w wygodnej odległości od tej nieznośnej przepaści światła, która otwiera się w sercu niebios."

Jeżeli faktycznie takie są wasze nie wypowiedziane myśli, to znaczy, że sami zamawiacie wasz wieniec - zgadzacie się ze mną, czy nie? Chcielibyście powiedzieć być może, że jedynie przypominacie sobie fakty dotyczące was samych. Czy jednak jesteście pewni, że to nie wy sami spreparowaliście te fakty? Kto was utwierdził w przekonaniu, że wasze powołanie jest tak ograniczone, a wasza nagroda tak skromna i niewymagająca? Zauważono, że gdy ludzie zamawiają wieńce w kwiaciarni, to po odegraniu komedii z dokonywaniem wyboru i podejmowaniem indywidualnej decyzji, na koniec i tak proszą o to, co na mocy konwencji uchodzi za przejaw dobrego smaku: dokładnie to, co pani Jones zamówiła w zeszłym roku i co Lady Smith przesłała dwa tygodnie temu. Cóż zatem planujemy dla siebie z tymi skromnymi wieńcami, ograniczonym ideałem osiągnięć i nagrody? Czyż nie reprezentują one przeważającej mody i sposobu postępowania tego świata? A jaki naprawdę jest ten wieniec, który poza i ponad naszymi modami i wyborami, został dla nas wybrany przez Tego, który za nas umarł i który trzyma go w przebitych rękach?

Jedną z głównych zasad, o jakiej pamiętam wybierając swój skromny wieniec, to ta, że mój wieniec nie może zawstydzać krzyża - muszą dobrze wyglądać obok siebie - a to dlatego, że jeśli jest coś, co nie wzbudza we mnie żadnych wątpliwości, to to, że nie stać mnie na drogi krzyż, a wieniec nie może wyglądać okazalej aniżeli krzyż. Nie można być zbyt ostrożnym przy zamawianiu krzyży: zaplanujcie więc wasze małe heroiczne czyny i dokonajcie ich ku własnemu podziwowi. Trzymajcie się jednak z dala od sytuacji, w których moglibyście zostać zaskoczeni znienacka przez nieoczekiwane próby, obciążeni krzyżami zbyt ciężkimi do zniesienia, lub, co jeszcze bardziej upokorzające, przez krzyże zbyt lekkie do zniesienia: małe, pozbawione godności krzyże, niespodziewanie dostarczane wtedy, gdy zamówiliśmy krzyże ładniejsze: okropne małe przypadkowe rzeczy. Żaden to honor znosić takie krzyże - a za to jaka okropna utrata godności, gdy nie uda nam się ich znieść szlachetnie!

Tylko czy naprawdę możecie sami wybrać swoje krzyże? Z czyich rąk tak naprawdę te krzyże pochodzą i ze wględu na kogo zamierzacie je dźwigać? - przez wzgląd na siebie samych, czy też dla Tego, który złożył je na waszych ramionach? Lecz jeżeli przez wzgląd na Niego, to czy krzyże te nie muszą być takie, jak On wybierze? Nie możemy przecież być tak infantylni, by zachowywać się wobec Boga, jak dzieci zachowują się wobec nas i wyobrażac sobie, że pomagamy, gdy wykonujemy jedynie te zadania, które sami chcemy wykonać, a nie te, które On chce, byśmy wykonali. Nader często mamy tu do czynienia z tym, co dzieci nazywają "pomaganiem mamie", tyle że nie jest to ani tym, co Chrystus nazywa miłowaniem Boga, ani też posłuszeństwem względem Niego. A co do "pomagania Bogu", to jest to wyrażenie, którego nigdy nie ważmy się używać.
Krzyże nigdy nie są takie, jak zamówiliśmy, ale zawsze albo większe niż zamówiliśmy, albo mniejsze niż zamówiliśmy, albo inne niż zamówiliśmy - i nie ma żadnego znaczenia, jakie są, ponieważ Bóg mierzy miłość, z jaką są niesione, nie zaś ich wagę. Podobnie wieńce nigdy nie są takie, jak zamówiliśmy, ale w przeciwieństwie do krzyży wszystkie mają tę samą wadę – wszystkie są niedorzecznie wielkie i wspaniałe, ponieważ myśli Boga nie są podobne do naszych myśli i przygotowuje On dla człowieka dobra przekraczające wszelkie pojęcie. Zatem wieńce, które On zamawia dla nas, pozostawiają w cieniu krzyże, jakie nam wyznaczył i boleśnie oczywistym jest fakt, że nasze krzyże nigdy nie zasłużą na nasze korony. Jeżeli chcecie zobaczyć krzyż i wieniec, które do siebie pasują, musicie udać się aż do pustego grobu za murami Jerozolimy. Tam ujrzycie wielki wieniec chwały, a obok, wart tegoż wieńca, leżący krzyż, który niedawno stał na Kalwarii, lecz teraz spoczywa obok korony z niewiędnących kwiatów. Przyjrzyjcie się dobrze temu krzyżowi, a zobaczycie, niczym klejnot leżący na przecięciu jego ramion, każdy krzyż, który wiernie znieśliście ze względu na Boga. Sam byłby niewspółmierny z chwalebną koroną, ale wielkie ramiona krzyża Chrystusowego powiększają rozmiar naszego krzyża i dopasowują go do niebiańskiej skali.

W sercu tajemnicy chrześcijaństwa znajduje się ta wielka wymiana, która zachodzi pomiędzy Chrystusem i nami: wymiana zarówno krzyży jak i wieńców. Nasze małe krzyże nie są niczym więcej jak symboliczną zapłatą za nasze korony, niczym więcej jak groszowym odszkodowaniem za nasze grzechy. A jednak Chrystus jednoczy je ze swoim własnym krzyżem, włącza je w tę wielką cenę krwi, która zbawia świat i nabywa niebo. Co dzieje się, gdy przystępujecie do Najświętszego Sakramentu? Chrystus czyni was uczestnikami swojej śmierci, to znaczy - daje wam swoją śmierć, byście jej skosztowali. Ale nie możecie jej skosztować tylko w Sakramentalnym Kielichu. Musicie jej doświadczyć w waszych własnych krzyżach i ofiarach, które składacie na mocy tego Sakramentu - czy raczej które sam Chrystus składa - przez was i w was - w waszym codziennym życiu. Tak więc, gdy otrzymaliście kielich, ofiarujecie i oddajecie siebie samych, wasze dusze i ciała Panu na rozumną, świętą i żywą ofiarę, by ta została włączona w jedyną ofiarę Jezusa - gdyż jesteście Jego członkami, Jego ciałem, tak w życiu jak i w śmierci.

W życiu i w śmierci; w śmierci i w zmartwychwstaniu. Słyszałem, że uwolnionej z ciała duszy chrześcijanina ukazano wysoko w górze świetlistą koronę i kazano jej do niej wzlecieć. Lecz gdy dusza ta zbliżyla się do owej korony, okazało się, że to, co zdawało się wieńcem na głowę, teraz wygląda jak szeroki okrąg światła, taki jaki czasami podziwiamy w chmurach wokół księżyca. Oglądane z jeszcze mniejszego dystansu chmury okazały się zastępami świadków niebiańskich, błogosławionych świętych, na których padały wychodzące ze środka i odbijające się w kształcie świetlistej korony promienie. Nowy przybysz pomyślał z ulgą: "Mimo wszystko nie muszę nosić tej korony, mogę zgubić się pośród tych nieprzeliczonych rzesz, które ją tworzą". Zajął swoje miejsce obok starych przyjaciół i poczuł spokój. Jednakże gdy tylko się tam znalazł, jego myśl oderwała się od siebie i uniosła do serca tej Chwały, która zasiadała na tronie pośrodku, Chwały, w której ciele znajdowało się pięć ran - niczym plamy słoneczne na ciele słońca. Zjednoczony z centrum, z którego wszelka miłość pochodzi i do którego wszelka miłość powraca, poczuł, że cały ten wieniec światła, cała wspólnota świętych zewsząd go otaczają. I nosił koronę - koronę, której sam był częścią i na którą żaden jego krzyż nie zasłużył.

Zostaliśmy wezwani do świętości: wyznaczono nam miejsce na górze i nie istnieje żadna mniejsza nagroda niż jedność z sercem Chrystusa. Bóg ma tylko jedno do dania: siebie samego. Nie możemy chcieć czegoś mniejszego. Niech się zatem zmiłuje nad nami wszystkimi Bóg Wszechmogący, przez Jezusa Chrystusa, który umarł za nasze grzechy i panuje dla naszej nagrody z niezliczonymi zastępami tych, których odkupił, któremu wraz z Ojcem i Duchem Świętym niech będzie – bo godne to i sprawiedliwe - wszelka moc, panowanie, majestat i potęga teraz i na wieki.