W kalendarzu przypisanym do Mszału Jana XXIII – a to jego rytmem żyję – przypada dziś wspomnienie św. Dominika Guzmana. Szukałem więc jakiegoś „dominikańskiego” teamtu do dziesiejszego posta. Przeglądając wirtualne szuflady mego laptopa natrafiłem na postać ojca Reginalda Bucklera OP, znanego chyba najbardziej z autorstwa podręczników życia duchowego „Introduction to the Spiritual Life” oraz „The perfection of Man by Charity”.
Jako człowiek bardziej religijny niż pobożny nie potrafiłem skupić uwagi na głębokiej myśli ojca Bucklera, a moja ciekawość pobiegła w kierunku jednego epizodu z jego biografii. To wobec niego wyznanie wiary katolickiej złożył w 1903 roku Robert Hugh Benson, syn ówczesnego anglikańskiego arcybiskupa Canterbury i późniejszy znany katolicki pisarz i kaznodzieja. I takim sposobem dzisiejszy wpis dotyczyć będzie właśnie postaci Bensona, a nie któregoś z dominikanów.
Robert Hugh Benson (1871-1914) należał do grupy ważnych pisarzy katolickich pierwszej połowy XX wieku. Żył i tworzył w tym samym czasie co Ronald Knox, Hilaire Belloc i G. K. Chesterton – ten ostatni wywarł zresztą duży wpływ na Bensona. W swoim czasie Hugh Benon był bardzo znany i podziwiany, a obecnie popadł, niestety, w zapomnienie.
Benson był synem najwyższego anglikańskiego duchownego, Arcybiskupa Canterbury i Prymasa Całej Anglii, Edwarda White’a Bensona.
Swoją drogę do Kościoła Katolickiego opisał w autobiografii pt. "Confessions of a Convert", która początkowo ukazała się jako seria artykułów pomiędzy 1906 i 1907 w amerykańskim czasopiśmie katolickim Ave Maria (autorem podobnej duchowej autobiografii był wcześniej już sam Kardynał Newman – vide "Apologia pro vita sua". Zresztą w swoim czasie "Confessions of a Convert" stawiano obok Apologii Kardynała Newmana).
Benson ukończył prestiżową szkołę w Eton, a nastepnie studiował w Cambridge. Po studiach, mimo wątpliwości, poszedł drogą wytyczoną przez ojca i został duchownym anglikańskim – w roku 1894 przyjął święcenia z jego rąk. Początkowo, jak wszyscy protestanci w Anglii, traktował katolicyzm podejrzliwie i niechętnie, ale po śmierci ojca jego stosunek do Kościoła Rzymskiego powoli ulegał zmianie. Benson spędził trochę czasu na Bliskim Wschodzie, gdzie zetknął się z innymi wyznaniami chrześcijańskimi. Uzmysłowiło mu to prowincjonalność anglikanizmu w porównaniu z chrześcijaństwem rozumianym jako całość.
Pod wpływem Newmana i Ruchu Oksfordzkiego w Kościele Anglikańskim pojawił się silny nurt katolicyzujący, a jednym z jego rezultatów było odrodzenie życia konsekrowanego w Kościele Anglii. W 1898 roku, dryfując coraz bardziej w kierunku katolicyzmu Benson wstąpił do anglikańskiego Zakonu Zmartwychwstania (The Order of the Resurrection) i zamieszkał w klasztorze w Mirfield. W lipcu 1901 złożył śluby zakonne.
W 1902 powróciły wątpliwości dotyczące prawdziwości anglikanizmu. Nie mogąc ich rozstrzygnąć na gruncie czysto intelektualnym Benson doszedł do wniosku, że prawdziwy Kościół musi charakteryzować się mozliwoscią odkrycia jego Prawd przez każdego człowieka – także przysłowiowego prostaczka. Swój pogląd wyłożył w książce "The Religion of the Plain Man" (Religia prostego człowieka).
Poglądy Bensona kształtowały się pod wpływem innych myślicieli katolickich – zwłaszcza Johna Henry’ego Newmana i chyba jego najważniejszego dzieła „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej“.
We wrześniu 1903 o. Reginald Buckler, dominikanin, przyjął Bensona do Kościoła Katolickiego, co wywołało ogromną sensację – syn najwyżej postawionego duchownego w kościele państwowym przeszedł na znienawidzony w Anglii katolicyzm. Konwersję Bensona porównywano z inną słynną konwersją - Newmana. Sprawa odbiła się szerokim echem, bowiem Benson był nie tylko synem Arcybiskupa Canterbury, ale również bratem dwóch wybitnych pisarzy i badaczy literatury edwardiańskiej Anglii.
Studia teologiczne Benson odbył w Rzymie i tam został wyświęcony na katolickiego kapłana w czerwcu 1904.
Był płodnym autorem już jako anglikanin, ale jego właściwa kariera pisarska rozpoczęła się po przejściu na katolicyzm. Pisał powieści historyczne – np. "By What Authority?" (1904) oraz "The King's Achievement" (1905), w których badał kontrowersje religijne doby Reformacji. W sumie napisał 27 książek, w tym 17 powieści. Ogromnym uznaniem cieszyły się zwłaszcza jego powieści historyczne. Do 1908 pracował jako duszpasterz wśród studentów w Cambridge, uzyskał jednak pozwolenie na wycofanie się z tych obowiązków i oddanie się całkowicie pracy pisarskiej i kaznodziejskiej. Już jako anglikanin był bardzo popularnym mówcą, a po konwersji na katolicyzm wygłaszał kazania wielkopostne na przemian w Rzymie i w Stanach Zjednoczonych – kazania, które zawsze wywoływały fale nawróceń do Kościoła Rzymskiego.
W roku 1907 opublikował swoją bodaj najbardziej znaną powieść Lord of the World traktującą o Antychryście. Ponieważ dla wielu powieść ta była nazbyt pesymistyczna Benson napisał w 1911 odpowiedź zatytułowaną "The Dawn of All" – książkę, która kończy się zwycięstwem Kościoła Katolickiego.
Papież Pius X mianował Hugh Bensona prałatem. Przedwczesna śmierć przyszła w 1914, gdy miał 43 lata. Benson został pochowany w swojej posiadłości Hare Street House w Buntingford pod Londynem.
---*---
R. H. Benson, „Paradoksy katolicyzmu. IX. Łagodność i przemoc”,
(tlum. Paweł Długosz).
Błogosławieni cisi (Mt 5, 4).
Królestwo Niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je (Mt 11, 12).
Zbadaliśmy już stosunek Kościoła do takich rzeczy jak bogactwo, wpływy i władza. Wiemy, że Kościół niekiedy posługuje się nimi, kiedy indziej znów ma je w pogardzie. Wniknijmy teraz głębiej w ducha, który leży u podstaw - i który wyjaśnia - różnorodność przyjmowanych przez Kościół postaw.
I. (i) Zarzuca się chrześcijaństwu w ogóle - a przede wszystkim Kościołowi Katolickiemu- że przez długi czas wyłącznie ono ucieleśniało postawę wrogą wobec postępu i – jako jedyne – wspiera cnoty, które ów postęp hamują. Postęp, wedle poglądów niemieckiego filozofa, który wprost postawił ten zarzut, jest czysto naturalnej natury - zarówno w przebiegu jak i celu, do którego zmierza. Natura zaś, o czym doskonale wiemy, nie zna przebaczenia, współczucia czy łagodności. Przeciwnie, przechodzi od niższych do wyższych form dzięki siłom, które stanowią dokładne zaprzeczenie chrześcijańskich cnót. Zraniony jeleń nie jest chroniony przez innych członków stada, ale zostaje przez nich dobity; starego wilka rozszarpuje się na strzępy; chory lew odchodzi, by zdechnąć z głodu; i mówi się nam, że wszystkie te instynkty mają na celu stopniowe ulepszenie gatunku na drodze eliminacji słabych i nieskutecznych. I, mówi nam, podobnie powinno dziać się w świecie ludzkim, a skrajni zwolennicy eugeniki powtarzają te same poglądy. Chrześcijaństwo natomiast świadomie broni słabych i naucza, że ofiara, którą składają silni stanowi przejaw najwyższego heroizmu. Chrześcijaństwo wzniosło szpitale i schroniska dla chorych i słabych, aby zachować przy życiu tych ludzi, których Natura, gdyby mogła działać według swych praw, wyeliminowałaby z tego świata. Chrześcijaństwo jest zatem wrogiem rodzaju ludzkiego, nie przyjacielem, ponieważ Chrześcijaństwo opóźnia – jak żadnej innej religii jeszcze nie udało się opóźnić - nadejście tego nadczłowieka, którego Natura chce z siebie wyłonić. . . Trudno się dziwić, że nauczyciel takiej doktryny sam umarł szalony.
Podobne poglądy słyszymy dziś od ludzi, którzy siebie samych określają jako praktycznych i konkretnych. Cichość, łagodność i współczucie, mówią swoim dzieciom, to bardzo eleganckie i wdzięczne cnoty u tych, którzy mogą sobie na nie pozwolić, a więc u kobiet i dzieci, które w mniejszym lub większym stopniu są chronione przed walką, jaką trzeba w życiu toczyć, a także u ludzi słabych i nieskutecznych, których nie stać na nic innego. Jednakże człowiek, który musi sobie samemu torować drogę w świecie i który zamierza odnieść w nim sukces, potrzebuje bardziej surowego kodeksu moralnego. Wymaga się odeń takich zasad działania, jakie dyktuje sama Natura. A zatem - bądźcie pewni siebie i stanowczy, nie cisi i łagodni. Pamiętajcie - słabość waszego bliźniego stanowi dla was okazję. Dbajcie o tych najważniejszych, a reszta niech zadba o siebie sama. Nie podejmuje się pracy na giełdzie ani w handlu, by tam manifestować chrześcijańskie cnoty, lecz cechy sprzyjające robieniu interesów. Krótko mówiąc, Chrześcijaństwo, w takim stopniu, w jakim wywiera wpływ na postęp – handlowy bądź polityczny – przejawia słabość, nie siłę; jest raczej wrogiem niż sojusznikiem.
(ii) Jeżeli jednak łagodność i niesprzeciwianie się złu, które wpaja Chrześcijaństwo, są przedmiotem zarzutów stawianych Kościołowi z jednej strony, to z drugiej, w nie mniejszym stopniu wyrzuca mu się stosowanie przemocy i bezkompromisowość. Mówi się nam, że katolicy są nie dość ustępliwi, by mogli być prawdziwymi uczniami łagodnego Proroka z Galilei; nie dość łagodni, aby odziedziczyć błogosławieństwo, które On wypowiedział. Przeciwnie, nie ma ludzi równie nieustępliwych, równie upartych, a nawet równie gwałtownych jak ci rzekomi uczniowie Jezusa Chrystusa. Weźcie, na przykład, sposób, w jaki upierają się przy swoich prawach; przeszkody, które, dajmy na to, piętrzą na drodze racjonalnych narodowych planów dotyczących edukacji lub sensownego systemu w sądach orzekających w sprawach rozwodowych. Przede wszystkim jednak rozważcie brutalną i przerażającą siłę, jaką manifestują takie instytucje jak Indeks Ksiąg Zakazanych i kara Ekskomuniki, zawziętość, z jaką upierają się przy absolutnym posłuszeństwie wobec Władzy Kościelnej, bezwzględność, z którą wyrzucają spośród swoich szeregów tych, którzy nie chcą głosić ich przestarzałych doktryn. Prawda – dzisiaj mogą narzucać swoje roszczenia jedynie przy użyciu gróźb i kar duchowych, lecz historia przekonuje, że gdyby tylko mogli, posunęliby się i do innych środków. Historia kół tortur i stosów Inkwizycji jasno pokazuje, że Kościół niegdyś używał i dlatego można przypuszczać, że gdyby tylko mógł, znów by użył doczesnej broni w swojej duchowej walce. Czy jest coś bardziej sprzecznego z łagodnym Duchem tego, który, gdy Mu urągano, On nie odpowiadał; Tego, który kazał ludziom uczyć się od Niego, bo jest cichy i pokorny sercem, i w ten sposób odnajdywać pokój duszy?
Tu zatem tkwi paradoks i stąd dwie charakterystyki Kościoła Katolickiego: że jest jednocześnie nazbyt łagodny i zbyt pewny siebie, zbyt delikatny i nazbyt gwałtowny. Jest to ten paradoks, który znajduje odzwierciedlenie w życiu naszego Boskiego Pana, który w Wieczerniku kazał tym swoim uczniom, którzy nie mieli miecza, by sprzedali swoje płaszcze i kupili miecze, a który jednak, w ogrodzie oliwnym, rozkazał temu jedynemu uczniowi, który Go posłuchał, schować miecz do pochwy, mówiąc mu, że ci, którzy mieczem wojują, od miecza poginą. I znów ten sam paradoks odnajdujemy w Jego czynach - po raz pierwszy, gdy wziął w swoje własne ręce bat na dziedzińcach świątyni, a następnie, gdy obnażył swoje ramiona, by przyjąć uderzenia tego samego bata z rąk innych. Jak zatem wyjaśnić ten paradoks?
II. Przypomnijmy, Kościół jest instytucją Bosko – ludzką.
(i) Kościół składa się z ludzi, a ludzie ci połączeni są ze sobą wzajemnie oraz ze światem zewnętrznym za pomocą doskonale wyważonego systemu praw ludzkich, znanych jako Prawo Sprawiedliwości. Prawo Sprawiedliwości, chociaż pochodzi od Boga, w pewnym sensie jest ludzkie i naturalne; w jakiejś mierze istnieje we wszystkich ludzkich społecznościach, a dokładnie zostało zdefiniowane i opracowane w Starym Prawie nadanym na Górze Synaj. Jest to Prawo, które, w każdym razie co do głównych zasad, mogło być odkryte, przez światło samego rozumu nie wspartego przez Objawienie. Dalej, jest to Prawo tak bardzo zasadnicze, że żadne Objawienie nie mogłoby go nigdy pogwałcić czy uchylić.
(ii) Wraz z przyjściem Chrystusa, na świecie jednak pojawiła się również Miłość nadprzyrodzona. Prawo Sprawiedliwości pozostało, ludzie wciąż mają swoje prawa, przy których mogą się upierać; wciąż mają prawa, których żaden chrześcijanin nie może nie uznać. Lecz taki był potok Boskiej hojności, którą objawił Chrystus, tak przemożna wizja nadprzyrodzonej miłości Boga wobec ludzi, którą przyniósł, że na świecie pojawiły się ideały, o których świat nigdy nie marzył. Co więcej, Miłość zjawiła się z taką mocą, że jej nakazy w wielu przypadkach faktycznie uchyliły słabe roszczenia Sprawiedliwości. I tak, na przykład, to Miłość nakazała ludziom wybaczać nie wyłącznie według Sprawiedliwości, ale zgodnie ze swą własną Boską Naturą, wybaczać aż siedemdziesiąt siedem razy, dawać miarę dobrą, utrzęsioną i osypującą się, nie tylko to minimum, na które ludzie sobie zasłużyli.
Zatem, to od chwili nadejścia Miłości pojawiły się te wszystkie w swej istocie chrześcijańskie cnoty - wielkoduszność, łagodność i ofiarność - które Nietzche potępił jako wrogie wobec postępu materialnego.
Odtąd bowiem, jeśli jakiś człowiek zabiera ci płaszcz, daj mu i koszulę; jeśli zmusza cię, byś szedł z nim tysiąc kroków –idź z nim drugie tysiąc; jeśli uderzy cię w jeden policzek, nadstaw mu i drugi. Prawo sprawiedliwości naturalnej zostaje przekroczone, a zamiast niego panuje prawo miłości i ofiary. Nie sprzeciwiajcie się złu; tzn. nie upierajcie się zawsze przy swoich naturalnych prawach; dawajcie ludziom więcej, aniżeli im się należy, sami zaś poprzestawajcie na małym. Uczcie się od mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdźcie pokój dla waszych dusz. Wybaczajcie sobie wzajemnie wasze grzechy tą sama hojną miłością, którą kierował się Bóg wybaczając wam wasze grzechy. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. W sprawach osobistych nie kierujcie się nagą, by tak rzec, sprawiedliwością, lecz działajcie w skali i według zasad, którymi Bóg kierował się w postępowaniu z wami.
Cichość i łagodność to niewątpliwie cnoty chrześcijańskie. Ich praktykowanie jest niekiedy obowiązkiem, a czasami tylko Radą Doskonałości; w każdym razie cnoty te zajmują wysokie miejsce pośród tych ideałów, które przyniosło ze sobą Chrześcijaństwo i które są jego chwałą.
(ii) Są jednak inne elementy w życiu niż tylko ludzkie i naturalne, poza tymi osobistymi prawami i roszczeniami, które chrześcijanin może, jeżeli dąży do doskonałości, odłożyć na bok z miłości. Kościół jest zarówno boski jak i ludzki.
(iii) Oprócz praw ludzkich, które można poświęcić, Kościołowi powierzono bowiem prawa i roszczenia Boga, których nikt poza Nim samym nie może unieważnić. Bóg powierzył Kościołowi, na przykład, Objawianie prawd i zasad, które, wynikając z Jego własnej natury i Jego woli, są niezmienne wieczne jak On sam. I właśnie w obronie tych prawd i zasad Kościół przejawia, to co świat określa mianem nieprzejednania, a Jezus Chrystus gwałtem i przemocą.
Do nich, na przykład, przynależy prawo ochrzczonego katolickiego dziecka do wychowania i edukacji w jego religii, czy może jest to raczej prawo Boga do nauczania dziecka w sposób, który On nakazał. Do tych praw należy objawiona prawda o nierozerwalności małżeństwa; a także prawda o tym, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Nie są to ani ludzkie prawa, ani ludzkie opinie – prawa i opinie, z których ludzie, powodowani miłością lub pokorą, mogliby zrezygnować w obliczu opozycji. Prawa te i prawdy opierają się na zupełnie innej podstawie – są, by tak rzec nienaruszalną własnością Boga i nie byłoby ani przejawem miłości, ani pokory, lecz zwykłą zdradą ze strony Kościoła, gdyby okazał łagodność lub uległość w sprawach takich jak te – powierzonych mu w takiej, a nie innej postaci, nie po to, by się ich pozbywał, lecz by je strzegł i zachował nienaruszone. Tutaj obowiązuje przykazanie, A ten, który nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz, tędy bowiem przebiega linia oddzielająca to co Boskie od tego co ludzkie; niech przepadnie to, co posiadamy – ustąpimy z wszystkich czysto naturalnych praw i roszczeń, a ich miejsce niech zajmie miecz. W tej bowiem materii należy opierać się aż do krwi.
Kościół Katolicki jest i zawsze będzie gwałtowny i nieprzejednany, kiedy chodzi o prawa Boga. Będzie absolutnie bezwzględny, na przykład, wobec herezji, bowiem herezja nie dotyczy spraw osobistych, w przypadku których Chrześcijaństwo mogłoby ustąpić, ale Boskiego Prawa, gdzie nie ma miejsca na żadne ustępstwa. Jednocześnie, jednak, Kościół okaże się nieskończenie łagodny wobec heretyka, ponieważ tysiące ludzkich motywów i okoliczności może zmniejszać jego osobistą odpowiedzialność. Na jedno słowo żalu, Kościół ponownie przyjmie jego osobę do swego skarbca dusz, ale nie jego herezję do skarbca swojej mądrości. Chętnie wykreśli jego imię z czarnej listy buntowników, lecz nie jego książkę z Indeksu Ksiąg Zakazanych. Okaże łagodność jego osobie, a ucieknie się do przemocy wobec jego błędów, ponieważ on jest człowiekiem, lecz Prawda pochodzi od Boga.
Tak więc z powodu współczesnego intelektualnego bałaganu i zamieszania co do granic królestwa Bożego i ludzkiego, powstaje ta zadziwiająca niezdolność – po stronie świata – do zrozumienia zasad, w oparciu o które Kościół Katolicki działa w tych dwóch odrębnych i całkowicie oddzielonych obszarach. Świat uważa za coś normalnego, gdy jakieś państwo mieczem broni swoich dóbr materialnych, lecz za coś nietolerancyjnego i nienormalnego, gdy Kościół potępia, opierając się aż do krwi, zasady, które uważa za błędne lub fałszywe. Kościół, z drugiej strony, ciągle nakłania swoje dzieci, aby raczej ustąpiły niż walczyły, gdy rzecz idzie o dobra czysto materialne, ponieważ chrześcijaństwo pozwala, a niekiedy nawet nakazuje ludziom, aby zadowolili się czymś mniej niż to, co im przysługuje na mocy ich praw. A znowu, kiedy idzie o Prawdę lub Prawo Boże, Kościół stawi opór i będzie Prawdy i Praw Bożych bronić nieulękle, ponieważ nie może okazywać miłości i miłosierdzia wobec tego, co nie należy do niego – tutaj Kościół sprzeda swój płaszcz i kupi miecz, który, kiedy dyskusja obraca się wokół spraw doczesnych, chowa z powrotem do pochwy.
Dzisiaj, gdy Chrystus wjeżdża do Jerozolimy, widzimy, jak gdyby w zwierciadle, rozwiązanie tego paradoksu. Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny. Czyż kiedykolwiek odbył się wjazd równie skromny jak ten? Czy kiedykolwiek oglądano taką łagodność, cichość i miłość? Ten, któremu na mocy jego osobistych praw, usługują w niebiosach zastępy na białych wierzchowcach, teraz, jako człowiek, zadowala się towarzystwem kilku rybaków i tłumem dzieci. Ten, któremu na mocy Jego osobistych praw, aniołowie na harfach wygrywają wiekuistą muzykę, od chwili, gdy dla naszego zbawienia stał się człowiekiem, kontentuje się niezbornym i fałszywym krzykiem tego tłumu. On, który dosiadał Serafinów i przybywał na skrzydłach wiatru, teraz dosiada oślęcia. Przybywa, cichy i łagodny, ze złotych ulic Niebieskiego Jeruzalem na brudne i cuchnące drogi ziemskiej Jerozolimy. Na bok odkłada swoje osobiste prawa, ponieważ to On jest tym wielkim Ogniem Miłości, przez którą chrześcijanie rezygnują ze swoich praw.
Ale, mimo wszystko, to twój Król przybywa do ciebie. . . . Nie zrezygnuje On ze swoich niezmiennych roszczeń i nie pozwoli, by pominięto cokolwiek z tego, co istotne. Ma swą królewską eskortę, choć może przybraną w łachmany. Ma swoich halabardników, choć ich halabardami mogą być tylko liście palmowe, będzie miał swoich heroldów, którzy poniosą na świat Jego imię, niezależnie od tego jak bardzo pobożni faryzeusze mogą czuć się zgorszeni tą proklamacją. Wjedzie do swojego własnego królewskiego Miasta - nawet jeśli to miasto wyrzuci Go na zewnątrz, i odbędzie swoją koronację, nawet jeśli ma to być koronacja cierniem. W ten sam sposób Kościół Katolicki podąża poprzez wieki.
Gdy idzie o czysto ludzkie prawa i sprawy osobiste Kościół będzie ciągle ustępował z tego wszystkiego, co posiada, zgłaszając być może tylko jeden – nie więcej - protest przez wzgląd na Sprawiedliwość. I będzie zachęcać swoje dzieci, by postępowały podobnie. Jeżeli ten świat nie pozwoli Kościołowi na posiadanie żadnych klejnotów, wówczas ten umieści w swoich monstrancjach szklane paciorki, zamiast marmuru użyje gipsu i tombaku w miejsce złota.
Lecz Kościół odbędzie swój uroczysty wjazd i nadal będzie podkreślał swą królewską godność. Kościół może wydawać się równie biedny, równie skromny i równie nędzny jak wjazd samego Chrystusa przez królewską bramę, ponieważ będzie oddawał wszystko, czego zażąda od niego świat – dopóty dopóki jego Boskie Prawa pozostają nietknięte. Kościół nadal będzie wydawał swoje rozkazy, choć niewielu znajdzie się takich, którzy zechcą ich posłuchać. Wyrzuci spośród siebie buntowników, którzy kwestionują jego władzę i oczyści dziedzińce Świątyni - choćby przy pomocy bicza, który ludzie wyśmieją. Odda wszystko, co wyłącznie ludzkie, jeśli świat będzie się tego domagał. I nie będzie sprzeciwiać się złu – jeżeli idzie o niego samego. Jednej rzeczy Kościół się nie wyrzeknie, do jednej i tylko jednej rzeczy będzie sobie rościł prawo – nie godząc się na żadne kompromisy, uciekając się nawet do gwałtu, a jest nią godność królewska, którą nadał mu sam Bóg.
___________________________
ilustracje: młody Robert Hugh Benson; Arcybiskup Canterbury E.W. Benson - ojciec Roberta; R.H. Benson już jako prałat.