5.08.2009

Idę za ciosem.

Wczoraj Pod Mitrą opublikowałem kilka informacji biograficznych o Hugh Bensonie oraz rozdział jego książki „Paradoksy katolicyzmu” zatytułowany „Łagodność i przemoc” w tłumaczeniu Pawła Długosza. Odzew Czytelników sprawił, że dziś – idąc za ciosem – publikuję kolejny rozdział pod tytułem „Świętość i grzech”.

To ostatni z posiadanych przeze mnie tekstów Bensona jednak umieszczam na pasku bocznym dział jemu poświęcony. Choć dzieła pióra tego konwertyty z anglikanizmu znów są w Polsce publikowane, to w Sieci jest ich niewiele. Może te dwa rozdziały „wiszące” Pod Mitrą zachęcą kogoś do lektury, dokonania kolejnych przekładów, czy udostępnienia tekstów internautom.

Dodam – a powinienem był zrobić to wczoraj – że „Paradoxes of Catholicism” najkrócej i najprościej można scharakteryzować jako niewielkie, przystępne i miejscami naprawdę piękne dziełko traktujące o Kościele katolickim. Książka składa się z kazań, które Benson wygłosił w Rzymie w Wielkim Poście 1913 roku.

Cieszy publikacja sprzed dwóch lat, gdy Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu oddało w ręce polskiego czytelnika "Wyznania konwertyty" Bensona. Żal, że „Apologia pro vita sua” Newmana nie doczekała się dotąd godnego uwagi polskiego wydania i że nadal brak na polskim rynku księgarskim „A Spiritual Aneid” – "Duchowej Eneidy" Ronalda Knoxa – nawróconego anglikanina będącego podobnie jak Benson synem jednego z biskupów Kościoła Anglii. Książki te znakomicie by się dopełniały tworząc swego rodzaju „konwertycką trylogię”. Cóż, trzeba czekać.

Jeden z użytkowników FFrondy komentując wczorajszy tekst na blogu napisał o Bensonie, a właściwie jego ojcu - anglikańskim arcybiskupie, że "dobrze ojciec syna wychował...". O anglikańskim biskupie Manchesteru, Edwardzie Knoxie, ojcu Ronalda może powiedzieć to samo.

Ale ad rem.


---*---

Robert Hugh Benson, “Paradoksy katolicyzmu. III. Świętość i grzech”.


Święty, Święty, Święty!
(Iz. 6, 3)
Chrystus Jezus przyszedł na ten świat, aby zbawić grzeszników (1 Tym. 1, 15).

Zupełnie odmienna para zarzutów – daleko bardziej zasadniczych – aniżeli te mniej lub bardziej ekonomiczne oskarżenia dotyczące światowości z jednej, a niezdolności do porozumienia się ze światem z drugiej strony, które właśnie omówiliśmy, dotyczy głoszonych przez Kościół norm moralnych i jego rzekomej niezdolności do ich realizacji we własnym życiu. Można je krótko podsumować stwierdzeniem, że dla jednej połowy świata Kościół jest zbyt święty jak na realia ludzkiego życia, dla drugiej zaś Kościół jest święty w stopniu niewystarczającym. Możemy określić tych krytyków Kościoła jako “pogan” i “purytanów”.

I. Poganie zarzucają Kościołowi przesadną świętość.

Poganin mówi nam: "Wy, katolicy, jesteście zbyt surowi dla grzechu i nie dość pobłażliwi dla biednej ludzkiej natury. Weźmy na przykład grzechy cielesne. Otóż istnieje zespół pragnień zaszczepionych człowiekowi przez Boga lub Naturę (w zależności od tego, jak zachcecie nazwać Potęgę, która kryje się za życiem) dla mądrych i bardzo zasadniczych celów. Pragnienia te są najprawdopodobniej najgwałtowniejszymi, jakie zna człowiek, a z pewnością najbardziej nęcące. Wiemy zarazem, że ludzka natura jest chwiejna i pełna sprzeczności. Oczywiście jestem świadom, że nadużycie tych namiętności prowadzi do katastrofy i że Natura ma swoje nienaruszalne prawa i kary. Jednak wy, katolicy, czynicie życie jeszcze bardziej przerażającym, w sposób absurdalny i irracjonalny upierając się, że tego typu nadużycia są wykroczeniem w oczach Boga. Nie tylko bowiem ostro potępiacie te, jak je nazywacie „akty grzeszne”, ale wydaje się wam, że schodzicie jeszcze głębiej, aż do samego pożądania. Jesteście niepraktyczni i okrutni do tego stopnia, że utrzymujecie, iż samo świadome myślenie o grzechu może duszę, która sobie na to pozwala, odłączyć od łaski Boga.

"Idźmy dalej. Popatrzcie na niemożliwe ideały, które przyjmujecie w odniesieniu do małżeństwa. Ideały te mogą wydawać się piękne tym, którzy mogą je przyjąć. Ideały te, mogą – być może - by posłużyć się katolickim wyrażeniem, być Radami Doskonałości. Ale czymś niedorzecznym jest upierać się, że stanowią one reguły postępowania dla całej ludzkości. Ludzka Natura jest ludzką naturą. Nie możecie narzucać rzeszom ludzkim marzeń garstki.

"Ale spójrzmy na całe to zagadnienie szerzej. Przyjrzyjcie się ogólnym normom, które stawiacie przed nami w żywotach waszych świętych. Owi święci w oczach zwykłych ludzi w ogóle nie zasługują na podziw. Trudno nam uznać za godny podziwu fakt, że św. Alojzy prawie nie podnosił oczu lub to, że św. Teresa zamykała się w celi, albo że św. Franciszek biczował się rózgą z obawy przed popełnieniem grzechu. Tego rodzaju postawy są fantastyczne i całkowicie dziwaczne. Zdaje się, że wy, katolicy, zmierzacie do standardów, które po prostu nie są pożądane. Zarówno cele, które sobie stawiacie, jak i środki, przy pomocy których chcecie je realizować są w równym stopniu nieludzkie i w tej samej mierze nieodpowiednie dla świata, w którym musimy żyć. Prawdziwa religia jest czymś z pewnością czymś daleko bardziej sensownym niż wasza; prawdziwa religia nie powinna walczyć ani ubiegać się o to co niemożliwe. Nie powinna dążyć do naprawienia ludzkiej natury poprzez jej okaleczanie. W niejednym względzie stawiacie sobie doskonałe cele i macie doskonałe metody, ale w żądaniach najważniejszych zdecydowanie przesadzacie. My, poganie, ani się nie zgadzamy z waszą moralnością, ani też nie darzymy podziwem tych, których uważacie za swoich najlepszych przedstawicieli. Gdybyście byli mniej święci, a bardziej naturalni, mniej idealistyczni, a za to bardziej praktyczni bylibyście bardziej użyteczni dla świata, któremu pragniecie pomóc. Religia powinna być stanowcza i męska; nie zaś delikatnym cieplarnianym kwiatkiem, jaki z niej czynicie."

Zarzut drugiego rodzaju stawiają nam purytanie. "Katolicyzm jest nie dość święty, by móc być Kościołem Jezusa Chrystusa. Zobaczcie jak przerażająco pobłażliwy jest dla tych, którzy Go na nowo męczą i krzyżują! Zresztą, może nie jest prawdą, że, jak sądziliśmy, ksiądz katolicki udziela penitentowi pozwolenia na popełnianie grzechów. Jednak nadzwyczajna łatwość, z jaką udziela się rozgrzeszenia, właściwie sprowadza się do tego samego. Zatem Kościół nie tylko nie podniósł rodzaju ludzkiego na wyższy poziom, ale faktycznie obniżył swoje standardy z powodu postawy, jaka przyjął wobec tych swoich synów i córek, które nie są posłuszne Prawom Bożym.

“Przypomnijcie sobie, jakimi były niektóre z dzieci Kościoła! Czy byli w dziejach równie wielcy kryminaliści jak kryminaliści katoliccy? Czy ktokolwiek z ludzi upadł tak nisko jak, powiedzmy, rodzina Borgiów w średniowieczu; jak Gilles de Rais i cała rzesza innych – kobiet i mężczyzn, którzy być może, jeśli brać pod uwagę wiarę, byli “całkiem dobrymi katolikami”, a jednak ich życie jest po prostu hańbą dla ludzkości. Popatrzcie na kraje łacińskie z ich ogromną liczba przestępstw i zbrodni, na rozwiązłość Francji i Hiszpanii; niepokoje i rozrzutność Irlandii, bezmyślną brutalność katolickiej Anglii. Czy jest jeszcze jakieś wyznanie chrześcijańskie, które mogłoby przytoczyć takie godne pożałowania przykłady wśród swych wyznawców, jak zakonnice, które uciekły z klasztoru, jak księża apostaci czy niegodziwi papieże? Jak to się dzieje, że o występkach religii katolickiej opowiada się historie, jakich nie opowiada się o żadnej innej sekcie chrześcijańskiej? Jeżeli nawet zgodzić się, że jest w tych opowieściach dużo przesady, że historycy byli uprzedzeni, jeżeli nawet wziąć pod uwagę całą złośliwość wrogów, to jednak z pewnością pozostaje wystarczająco dużo katolickich zbrodni, które potwierdzają, że w najlepszym wypadku Kościół nie jest lepszy od innych wspólnot religijnych, a w najgorszym, nieskończenie gorszy. A zatem, Kościół Katolicki nie jest dość święty, aby być Kościołem Jezusa Chrystusa."

II. Jeżeli sięgniemy do Ewangelii, to zobaczymy, że tak naprawdę dwa przedstawione wyżej zarzuty były pośród tych, jakie stawiano naszemu Panu.

Bez wątpienia, znienawidzono Go przede wszystkim z powodu Jego świętości. Któż mógłby wątpić, że przerażające normy moralności, które głosił – a których nauczanie przez katolików jest przedmiotem jednego z oskarżeń stawianych przez pogan – stanowiły zasadniczą przyczynę Jego odrzucenia. On to przecież jako pierwszy głosił, że prawa Boga dotyczą nie tylko czynów, ale również myśli. To On jako pierwszy powiedział, że człowiek staje się mordercą lub cudzołożnikiem, jeżeli w swoich myślach chce tych grzechów. To On podsumował wszystkie normy chrześcijańskie jako normy doskonałości. Bądźcie doskonali, jak Ojciec wasz w niebie jest doskonały. On nakazał ludziom dążyć do takiej dobroci, jaką posiada Bóg!

Zatem to Jego Świętość jako pierwsza ściągnęła na Niego nienawiść tego świata - ta promieniejąca, śnieżnobiała świętość, w którą przyodziało się Jego Święte Człowieczeństwo. Kto z was udowodni mi grzech? . . . Niech ten, który jest pośród was bez grzechu pierwszy rzucie w nią kamieniem! Oto słowa, które przebiły gładki formalizm uczonych w piśmie i faryzeuszów, budząc nieugaszoną nienawiść. Niewątpliwie właśnie ta Jego świętość doprowadziła do Jego ostatecznego odrzucenia przed trybunałem Piłata i wyborem Barabasza w jego miejsce. „Nie tego! Nie chcemy tej nieskazitelnej Doskonałości! Nie tą Świętość, która odkrywa, co kryje się w ludzkich sercach, lecz Barabasza, wygodnego dla nas grzesznika – tak bardzo nam podobnego! Tego przestępcę, w towarzystwie którego czujemy się swobodnie! Tego mordercę, którego życie jednak nie pozostaje w tak jawnym kontraście do naszego!" Jezus Chrystus został uznany za nazbyt świętego dla tego świata.

Ale uznano Go również za nie dość świętego. I ten zarzut co jakiś czas bywa przeciwko Niemu przytaczany. Strażnikom Prawa wydawało się czymś okropnym, że ten Głosiciel Sprawiedliwości przesiadywał w towarzystwie celników i grzeszników; że ten Prorok pozwalał dotykać się takiej kobiecie jak Magdalena. Gdyby ten Człowiek istotnie był Prorokiem, nie mógłby znieść kontaktu z grzesznikami; gdyby naprawdę był tak gorliwy o Królestwo Boże, nie zniósłby obecności tych rzesz, które były jego wrogiem. A jednak On siedzi tam, przy stole Zacheusza - milczy i uśmiecha się, zamiast nakazać sklepieniu domu, aby zawalił się do środka. On wzywa Mateusza prosto z kantora celnika zamiast rzucić przekleństwo na niego i jego kantor; On dotyka trędowatego, którego Prawo ustanowione przez Boga określa jako nieczystego.

III. Takie zatem zarzuty stawia się uczniom Chrystusa, tak jak i stawiano je ich Mistrzowi i niepodobna zaprzeczyć, że i jedne i drugie są w pewnym sensie prawdziwe.

Jest prawdą, że Kościół Katolicki głosi moralność, która całkowicie znajduje się poza zasięgiem ludzkiej natury pozostawionej samej sobie; że normy Kościoła są normami doskonałości i że Kościół woli najniższy szczebel w nadprzyrodzonej drabinie od najwyższego w naturalnej.

I prawdą, bez wątpienia, jest również to, że upadli bądź niewierni katolicy są nieskończenie gorszymi członkami ludzkiej społeczności aniżeli występni poganie czy protestanci; że wielcy kryminaliści w historii są katolickimi kryminalistami oraz że potwory tego świata - np. Henryk VIII, świętokradca, zabójca i cudzołożnik; Marcin Luter, którego opublikowane “Rozmowy przy stole” nie nadają się do żadnego szanującego się domu; królowa Elżbieta I, krzywoprzysięzca i tyran – były osobami, które miały wszystko, co Kościół Katolicki mógł im dać: standardy swojej nauki, wskazania swojej dyscypliny i łaskę swoich sakramentów. W jaki zatem sposób wytłumaczyć ten paradoks?

(i) Po pierwsze, Kościół Katolicki jest Boski i jako taki, można by rzec, trwa na niebiosach; zawsze ogląda oblicze Boże, nosząc w swoim sercu Święte Człowieczeństwo Jezusa Chrystusa oraz niepokalaną doskonałość jego Błogosławionej Matki, od której to Człowieczeństwo zostało wzięte. Czy możliwe zatem, aby Kościół zadowalał się normami, które nie są doskonałe? Gdyby Kościół powstał tu na ziemi – to znaczy gdyby był czysto ludzką organizacją, wówczas nigdy nie mógłby wyjść poza standardy, do których wznieśli się w przeszłości najlepsi synowie ludzkości. Ponieważ jednak wewnątrz Kościoła zamieszkuje Nadprzyrodzoność – skoro Maryja została obdarzona z wysoka darem, do którego żadna ludzka istota nie mogła się wznieść, ponieważ samo Słońce Sprawiedliwości zeszło z nieba, aby wieść ludzkie życie w ludzkich warunkach – jak Kościół mógłby kiedykolwiek zadowolić się czymkolwiek, co nie dorównywałoby wzniosłości Nieba?

(2) Kościół jednak jest także ludzki i mieszka pośród rodzaju ludzkiego, został ustanowiony z jasnym celem zgromadzenia w sobie i uświęcenia poprzez swoje łaski tego samego świata, który odpadł od Boga. Wyrzutkowie i grzesznicy stanowią materiał, na którym ma pracować; a te odpadki ludzkości, te szpetne typy i nędzarze nie mogą pokładać nadziei w kim innym jak tylko w Kościele.

Gdyż Kościół, po pierwsze, pragnie, jeśli to możliwe – a często potrafił to zrobić – faktycznie podnieść tych ludzi, najpierw do świętości a następnie wynieść ich na swe własne ołtarze. Tylko Kościół i tylko on może podnieść biedaka z gnoju i posadzić go pośród książąt. Tak więc, przed Magdaleną i przed złodziejem Kościół stawia ni mniej ni więcej tylko własne standardy doskonałości.

A jednak, choć w pewnym sensie nie zadowala się niczym niższym niż doskonałość, w innym sensie zadowala się czymś nieskończenie małym. Jeżeli tylko potrafi wprowadzić grzesznika w sam obręb łaski; jeśli tylko może wydrzeć z piersi konającego mordercy jeden okrzyk żalu za popełnione grzechy; jeżeli tylko zdoła choćby zwrócić jego oczy z jednym spojrzeniem miłości na krucyfiks, to jego trudy są po tysiąckroć odpłacone; bo jeśli nawet nie doprowadził grzesznika do szczytu świętości, to przynajmniej przywiódł go do jej stóp i umieścił go tam, pod nadprzyrodzoną drabiną, która sięga z piekła do nieba.

I tylko Kościół posiada tę moc. Jedynie Kościół czuje się tak pewnie w obecności grzesznika, ponieważ tylko on zna tajemnicę jego uzdrowienia. W konfesjonałach Kościoła jest Krew Chrystusa, która może przywrócić grzesznikom czystość duszy, a w jego tabernakulach - Ciało Chrystusa, które stanie się ich pokarmem na życie wieczne. Tylko Kościół ośmiela się być przyjacielem grzeszników, ponieważ tylko on może stać się ich wybawicielem. Jeżeli zatem święci stanowią jeden ze znaków tożsamości Kościoła, to innym, nie mniejszym, są grzesznicy.

Kościół bowiem nie tylko reprezentuje Majestat Boga na ziemi – jest on również Jego miłością i dlatego to, co go ogranicza również należy do niego. To Słońce Miłosierdzia, które świeci i Deszcz Miłości, który spada zarówno na sprawiedliwych jak i niesprawiedliwych są tym samym słońcem i deszczem, które dają Kościołowi życie. Jeśli udam się do Nieba – Kościół tam jest, zasiadający na tronie w Chrystusie, po prawicy Boga. Jeżeli aż do piekieł zejdę, Kościół i tam jest, ratując dusze z nad tej krawędzi, z nad której tylko On może je ocalić. On jest bowiem tą drabiną, którą Jakub widział dawno temu, schodami osadzonymi tu, we krwi i mule ziemi, i wznoszącymi się aż do czystego Światła Baranka. Świętość i brak świętości w równym stopniu przynależą do Kościoła i żadnej z nich Kościół się nie wstydzi – ani świętości, która wynika z Jego boskiego pochodzenia i która jest świętością Chrystusa, ani braku świętości u tych swoich odrzuconych członków ludzkości, którym posługuje.

Tak więc dzięki mocy Kościoła, która jest także mocą Chrystusa, Magdalena staje się pokutnicą, złodziej pierwszym spośród odkupionych, a Piotr, ustępujący ludzki piasek - skałą na której Kościół zbudowano.