5.06.2009

Ranjith, Di Noia i pośpiech kardynała Hoyosa.

Każdy, kto bliżej interesuje się sprawami Kościoła zdążył się już przekonać, że znany watykanista Andrea Tornielii nie jest nieomylny, i że z czasem raczej się od dziennikarskiego infalibillizmu oddala. Złośliwi twierdzą nawet, że to wynik wyschnięcia źródła informacji. Miał nim być Joaquin Navarro Valls posługujący się kontrolowanymi przeciekami w bieżących watykańskich rozgrywkach w ostatnim okresie pontyfikatu Jana Pawła II. Jednak najnowsza prognoza Tornielliego, w myśl której amerykański dominikanin, ojciec Augustine Di Noia ma zastąpić arcybiskupa Malcolma Ranjitha na stanowisku sekretarza Kongregacji Kultu Bożego, może okazać się trafna. Ojciec Di Noia jest bowiem nie tylko jednym z najaktywniejszych i najbardziej cenionych teologów w Stanach Zjednoczonych, ale także cieszy się zaufaniem Benedykta XVI. To z jego rekomendacji – jeszcze jako kardynała – Di Noia został mianowany przez poprzedniego papieża zastępcą sekretarza w Kongregacji Doktryny Wiary.

Malcolm Ranjith, dotychczasowy sekretarz Kongregacji Kultu Bożego jest człowiekiem szczególnie cenionym przez tradycjonalistów. I nie jest to jedynie zasługa jego konserwatyzmu, ale także ostrości sądów i ciętego języka. Powrót arcybiskupa Ranjitha na rodzinny Cejlon nikogo jednak w Rzymie nie zaskakuje. Lankijski hierarcha był postrzegany jako „papieski zderzak”. Wziął na siebie zadanie wypowiedzenia ostrych i gorzkich słów pod adresem biskupów kwestionujących zapisy Motu Proprio Summorum Pontificum i konsekwentnej pacyfikacji krnąbrnych purpuratów. Trzeba pamiętać, że Episkopat Polski także nie wykazał się pokorą i nadal obowiązują u nas skandaliczne „wytyczne” do papieskiego dokumentu (na szczęście po kolei uchylane interpretacjami Ecclesia Dei). Nie sposób przypuszczać, by działania Ranjitha nie były uzgodnione z Ojcem Świętym. Przeciwnie, papież z jego pomocą – w sposób nie nadwyrężający autorytetu lokalnych episkopatów – przywołał biskupów do porządku.

Glosy sprzeciwu umilkły i misja arcybiskupa została zakończona. Spodziewano się, że stanie on na czele Kongregacji Kultu Bożego. Taka nominacja byłaby jednak niecelowa, bowiem osoba arcybiskupa Ranjitha wzbudza teraz zbyt wiele kontrowersji. I właśnie dlatego Benedykt XVI mianował na stanowisko prefekta kardynała Canizaresa, który poprowadzi sprawy zgodnie z zamysłem papieża, ale w już nowej, spokojniejszej atmosferze. Obserwatorzy użalający się nad marnym losem Ranijatha powinni wiedzieć, że nominacja do katedry w Kolombo nie jest przez niego odczuwana jako zesłanie, ale odskocznia. W Rzymie nikt nie zapomni zasług Ranjitha – jego czas jeszcze nadejdzie. Arcybiskup ma zaledwie 62 lata, co w kościelnej rzeczywistości oznacza, że jest młody i na kapelusz kardynalski może poczekać.

Oprócz reorganizacji na rzymskim świeczniku Benedykt XVI dyskretnie dokonuje zmian na ważnych, ale mniej eksponowanych stanowiskach. Nie jest już tajemnicą, że Kongregacja Kultu Bożego została obsadzona nie tylko zwolennikami „reformy reformy”, ale po prostu starego rytu (na co dzień według niego celebrują). Kongregacja ta rywalizuje w tej chwili z Kongregacją Doktryny Wiary o to, która z nich wchłonie Komisję Ecclesia Dei, co zapewne niebawem nastąpi.

Sytuacja przynagliła do działania przewodniczącego Ecclesia Dei, Darío kardynała Castrillón Hoyosa. Ciało przez niego kierowane ma bowiem opinię niewydolnego i opanowanego przez ludzi myślących o problemach liturgicznych Kościoła kategoriami sprzed dwudziestu lat. Przykładem są poglądy reprezentowane przez prałatów Calkinsa i Perla opowiadający się raczej „za Mszą Pawła VI, ale po łacinie”. Kardynał Hoyos, który za miesiąc osiągnie wiek emerytalny walczy nie tylko o to, by zdążyć zapisać się jeszcze na kartach historii Kościoła, ale także, aby przedłużyć byt kierowanego przez siebie urzędu choćby o rok, czyli do końca okresu referencyjnego Summorum Pontificum. Hoyos ma udać się 29 czerwca – w uroczystość św. apostołów Piotra i Pawła – do seminarium lefebvrystów w Ecône i jeśli wizyta dojdzie do skutku, to nie będzie miała jedynie kurtuazyjnego charakteru. Z kolei urzędnicy Komisji zaczęli bardziej energicznie odpowiadać na pytania nadsyłane przez duchownych i wiernych, czego dowodem jest choćby ważny dokument stwierdzający, że zapisy Motu Proprio należy stosować także do rytu ambrozjańskiego i wszystkich rytów zachodnich.

Młyny Boże mielą powoli. Po wyborze Benedykta XVI wielu komentatorów zaklinało rzeczywistość pisząc o „pontyfikacie kontynuacji”, a konserwatyści narzekali na brak zdecydowanych ruchów. Minęły dwa lata, Benedykt XVI zrozumiał, że Opatrzność nie przeznaczyła mu rychłej śmierci i roli „przejściowego papieża” i przystąpił do działania. Dyskretnie, powoli, ale konsekwentnie – w zgodzie z jego charakterem.

---*---


Powyższe napisałem nie tylko w oparciu o artykuły prasowe, ale także o opinie osób, z którymi – dzięki temu blogowi – udało mi się zawrzeć ciekawe znajomości. Łączę więc dla nich podziękowania.