2.06.2009

I udał się na miejsce pustynne...



W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie,
w ciszy i ufności leży wasza siła.
[Iz. 30,15b]


Powrót z klasztoru - gdy jest się w nim gościem - związany jest z koniecznością relacjonowania swoich wrażeń ludziom zaciekawionym życiem po drugiej stronie muru. W przypadku powrotu z kamedulskiego eremu takich pytań jest rzeczywiście wiele. Zwykle jednak nie wynikają one z chęci dowiedzenia się czegoś, ale potwierdzenia własnych wyobrażeń kształtowanych przez media czy literaturę. Najciekawsze pytania zadają na ogół ludzie najdalsi od Kościoła, bo im trzeba naświetlać rzecz u samych podstaw. Nominalnych katolików interesuje najczęściej wczesne wstawanie, święte milczenie, włosiennice, samobiczowania, głodzenie się, wielogodzinne modlitwy i podobne wymysły. Z kolei ludzie prawdziwie religijni dopytują o „doświadczenia duchowe”. Tymczasem odpowiedzi stanowią zawód dla nich wszystkich. Dla ateisty bowiem zamknięcie się w eremie jest absurdem samym w sobie, większość nominalnych katolików nie dowierza, że w klasztorach nie odbywają się żadne sensacyjne, czy perwersyjne praktyki (bo na cóż by stawiano klasztorne mury?), a ludzie religijni oczekują świadectw o przeżyciach duchowych, które nie są dostępne dla kilkudniowego gościa eremu.



Rekolekcje u kamedułów to bardziej przyglądanie się i próba zrozumienia jak życie zgodne z regułą ułatwia mnichom lepsze otwarcie się na obecność Boga i kontemplowanie jej w modlitwie. Głębsze przeżycia przychodzą dopiero z czasem i rozwojem duchowym, którego fundamentem – na początku drogi – nie jest wcale wysiłek duszy, ale pokonanie własnego ciała i jego przyzwyczajeń, bowiem o pół do czwartej rano myśli biegną ku porzuconej przed chwilą ciepłej pierzynie, a nie ku rozważaniu wzniosłych prawd wiary katolickiej!

Jeśli nie oczekuje się rzeczy niemożliwych, to krótki pobyt w eremie może być doświadczeniem bardzo inspirującym i ciekawym. Najpierw szok tlenowy związany z wyjazdem z zadymionego miasta w sam środek Puszczy Kazimierskiej, później jakże stymulująca ekspozycja na światło dzienne, gdy przez kilka dni nie widzi się nocy – z końcem maja o 3.3o nad koronami drzew widać nadchodzący świt, a sen przychodzi już koło 20.oo. Stwierdzenie, że północ to naprawdę połowa nocy, a południe to połowa dnia jest prawdziwym odkryciem! Następnie doświadczenie ciszy, która wcale nie oznacza braku dźwięków, ale ich naturalną harmonię – śpiew ptaków, tykanie zegara, kroki przechodzących braci, szum wiatru i setki innych. W końcu poznanie samych kamedułów, którzy nie są ani aniołami, ani zjawami z pogranicza światów. Nie należy dać się zwieść ich długim brodom i powłóczystym szatom, pod którymi kryją się ludzie z krwi i kości, z ich indywidualnymi historiami i bardzo, bardzo różnymi charakterami. Powołanie do życia pustelniczego jest specyficzne – i owszem – ale to, że dotyka serc tak różnych osób jest najlepszym dowodem jego nadprzyrodzoności. Nie sposób bowiem powiedzieć, że eremici to sami melancholiczni flegmatycy, tak jak nie wszyscy dawni jezuici byli cholerycznymi sangwinikami. Silencium sacrum, czyli święte milczenie jest kolejnym wstrząsem – święte milczenie, które nie służy umartwieniu, ale skupieniu. Okazuje się, że z pewnymi pytaniami można poczekać dzień lub dwa, że zbyt często skupiamy się i traktujemy jako pilne sprawy zupełnie błahe.

Pobyt u kamedułów jest więc zmaganiem się z własną słabością i konfrontacją chaosu tego świata z klasztorną dyscypliną. Dopiero z czasem można skupić się na celach, a nie na prowadzących do nich środkach.

---*---

W bieniszewskim eremie najbardziej doskwierał mi brak trydenckiej liturgii, która jest dla tego miejsca stworzona. Widać to szczególnie podczas celebracji Mszy, gdy obserwuje się heroiczny wysiłek niektórych ojców, by rytowi Pawła VI nadać monastyczny i kontemplacyjny charakter. To, że mnisi potrafią budować swoją duchowość na „zreformowanym” rycie świadczy nie tylko o ich doskonałości, ale i skłonności do umartwień. Cóż, może kiedyś...

Jakub Pytel

________________________
Jeden z internautów przypomniał mi, że miejscowość nazywa się Bieniszew, a nie jak mylnie napisałem Bieniszewo - niestety nie mogę już poprawić napisów w filmie.