30.04.2009

Kard. Wolsey i szyling od funta


Dziś, ostatniego dnia kwietnia, w Polsce przypada koniec roku podatkowego. Urzędy skarbowe pracują pełną parą odbierając druki PIT od podatników zwlekających z ich złożeniem do ostatniej chwili. Cóż, nikt nie lubi płacić danin. 

Podobną atmosferę podenerwowania można było wyczuć trzy tygodnie temu w Wielkiej Brytanii, gdzie rok podatkowy kończy się 5 kwietnia. Był to jednak raczej szum medialny związany z dyskusją nad wydawaniem pieniędzy na walkę z kryzysem niż tłok w urzędach skarbowych (ang. Inland Revenue), bo na Wyspie większością formalności obciążeni są pracodawcy, a te w dużej mierze załatwiane są drogą elektroniczną. 

J. Pettie, The Disgrace of Cardinal Wolsey
Przed kilkoma dniami pisałem, że postaram się znaleźć kilka „okoliczności łagodzących”, które nieco rozjaśniłyby czarną legendę otaczającą postać kard. Wolseya, kanclerza i faktycznego rządcy Anglii za czasów młodości Henryka VIII. Tym razem takie informacje znajduję w publikacjach dotyczących podatków.

W różnych opracowaniach i notach biograficznych można przeczytać, że Wolsey był w Anglii powszechnie znienawidzony, szlachta zazdrościła mu wpływów, lud przeklinał za zbyt wysokie podatki, a wszyscy z niechęcią spoglądali na przesadny przepych, którym kardynał się otaczał. To prawda, że Wolsey nie był wzorem chrześcijańskiego ascety, a szlachta angielska bała się go i mu zazdrościła. Jednak rzekoma nienawiść ludu z powodu podatków to gruba przesada jeśli nie fałsz. Za czasów Wolseya wpływy do królewskiego skarbca rzeczywiście istotnie wzrosły, ale nie był to efekt odzierania biednych i średniozamożnych poddanych, ale skuteczniejszego ściągania danin publicznych właśnie ze szlachty.

Kardynał wraz z królewskim podskarbim Johnem Heronem opracował nowy system podatkowy. Anglia odeszła od nieefektywnego, archaicznego, niespójnego i niesprawiedliwego systemu opartego na rożnego rodzaju dziesięcinach i „piętnaścinach”, który sprawiał, że ubodzy płacili podatki niewspółmiernie duże do tych, którymi obciążeni byli ludzie zamożni. Wprowadzono system subsydiów, który był niczym innym jak podatkiem dochodowym, gdzie po dokładnej wycenie wartości majątku podatnika pobierano jednego szyling od każdego funta, który ten majątek przynosił (a więc zaledwie 5% od dochodu!). 

Orson Welles jako Wolsey
w filmie A Man for All Seasons
(Oto jest głowa zdrajcy) z 1966 r
Ta o wiele wydajniejsza forma opodatkowania umożliwiła uzyskanie dochodów wysokości 300 tys. funtów (wzrost o blisko 1/3). Wolsey powiększał także zasobność królewskiego skarbca innymi środkami. W samym 1522 r. kardynał przekonał angielską szlachtę do złożenia „dobrowolnych” danin na rzecz państwa w wysokości 200 tys. funtów. Nic dziwnego, że „dobrze urodzeni” nienawidzili tego – jak go z pogardą nazywano – syna rzeźnika (w rzeczywistości był synem dobrze prosperującego kupca). 

Widać zatem, że kard. Wolsey obniżając wysokość podatków i zwiększając skuteczność ich poboru przysporzył królestwu bogactwa. Inną sprawą jest czy środki te zostały dobrze wydane i czy rządzenie państwem powinno być głównym zajęciem katolickiego kardynała. 

Jakub Pytel

---*---

Swoją drogą przykład kard. Wolseya, papieża Piusa X, papieża Jana XXIII i wielu innych hierarchów zadaje kłam wszystkim głosicielom poglądu, że „dawniej” kariera kościelna mogła być udziałem jedynie arystokracji. Pierwszy był synem kupca, drugi krawca, a trzeci małorolnego chłopa.