Na ulicach angielskich miast i miasteczek pojawiły się billboardy, na których niejaki Bernard Matthew obwieszcza, że "jest dumny iż wszyscy nasi Turcy urodzili się i wychowali w Wielkiej Brytanii”. Byłem nieco zdziwiony. Czyżby jakaś prowokacja? Jeżeli jednak jest to promocja Multicultural Paradise, to dlaczego Matthew jest dumny tylko z miejscowych Turków? Czyżby urodzeni w Anatolii, czy Trapezuncie i przybyli do Zjednoczonego Królestwa już go dumą nie napawali? No i po jaką cholerę w ogóle o Turkach wspominać, skoro więcej tu Pakistańczyków? Wielka Brytania nadal mnie zadziwia!
Wieczorem sięgnąłem po słownik. Ech, nieporozumienie lingwistyczne. Turkey w języku angielskim oznacza indyka, a bred to nie tylko wychowanie, ale i hodowla. W oryginale zdanie brzmi: I’m proud that all our turkeys are born and bred in Great Britain.
---*---
Dziś środa – dzień targowy. Na placu przed pocztą od rana odbywa się „karbut” (jak to się pisze?!), czyli „pchli targ”, gdzie za 1£ można kupić ciekawy album o Wschodniej Anglii, czy starą lampę, a za 2£ portret Jerzego VI, lub używaną sofę. Można też wziąć udział w licytacji droższych przedmiotów. Ceny wywoławcze oscylują wokół 5£ i podbijane są nie bardziej niż 2-3 krotnie. Niestety, licytować nie mogłem, bo lotnicza opłata za nadbagaż każdą transakcję uczyniłaby nieopłacalną. Koło południa udałem się na rynek, na którym stragany rozłożyli właściciele okolicznych sadów i ogrodów, a później poszedłem do św. Botolfa. Tu czekała mnie niespodzianka, bo kościelny sklepik z pamiątkami przeobraził się w kawiarniany kontuar, a przy stolikach wokół baptysterium herbatkę popijali przybyli na targ parafianie. Można by pomyśleć, że ci cholerni protestanci niczego nie uszanują, ale prawda jest taka, że w średniowieczu przybyli na targ chłopi znosili do naw snopki siana i tam spędzali noc. Skoro wtedy nie przeszkadzało to Chrystusowi w tabernakulum, to kawiarnia tym bardziej nie przeszkadza umieszczonym w ołtarzu anglikańskim waflom.
Przez blisko godzinę podziwiałem widoki z wieży, a dzięki uprzejmości wikarego mogłem na moment zajrzeć do zwykle niedostępnej biblioteki. Zbiór wspaniały, jednak zblazowanie bibliotekarza pozwala przypuszczać, że na mieszkańcach kraju, do którego Niemcy i Rosjanie przyjeżdżali wyłącznie w celach turystycznych książki z roku 1690 nie robią większego wrażenia niż na nas powojenne wydania „Koziołka Matołka”.
---*---
Po południu razem z Marcelim pojechaliśmy autem do Tattershall i Ravesby Abbey. Tattershall College powstał z nadania lorda Cromwella dla kształcenia chórzystów. Powyżej Kolegiata Trójcy Św.(po prawej), a w głebi Tattershall Castle. Niżej wnętrze kolegiaty.
---*---
Nadmorski klimat zdaje się bardzo mi służyć. Męczący kaszel niemal ustał, ale jak na czas rekonwalescencji i tak narzuciłem zbyt duże tempo.