Dziś mija 214 rocznica urodzin Johna Henry'ego Newmana, który przyszedł na świat 21 lutego 1801 r. Wypada o tym wspomnieć i jakoś tę rocznicę uczcić, dlatego publikuję list błogosławionego kardynała do Edwarda Berdoego, traktujący o kulcie Matki Bożej i świętych.
Berdoe – chemik, literat i medyk (służył rannym
żołnierzom podczas wojny krymskiej i secesyjnej), znawca poezji Roberta
Browninga, człowiek wykształcony z myślą o zostaniu pastorem baptystów, który
jednak nawrócił się na anglikanizm – 28 września 1865 r. napisał list do ks.
Newmana (zapewne pod wpływem lektury wydanej wówczas Apologia pro vita sua),
w którym przyznawał, że uważa, iż Kościół katolicki głosi prawdę, natomiast
wielką trudnością pozostawała dla niego „katolicka mariolatria” oraz kult
świętych.
Kilka dni później, 2 października, Newman odpowiedział na jego wątpliwości w ten sposób:
„Ten, kto zechce wyrokować o tym, czy nasze
nabożeństwo i cześć dla Błogosławionej Dziewicy Maryi oraz Świętych są
bałwochwalstwem, musi najpierw spojrzeć na to zagadnienie z punktu widzenia
naszej wiary.
Wierzymy, że istnieje rodzina Boża, której Święci
są niebiańskimi, my zaś ziemskimi członkami. Jest to jednak jedna rodzina
obejmująca niebo i ziemię. Wierzymy, że mamy dostęp i możemy swobodnie zwracać
się do tych, którzy są w niebie; i że my możemy prosić ich o dobrodziejstwa, a
oni mogą je dla nas wyjednywać. Jednocześnie przyjmujemy, że są oni tak różni i
stoją tak bardzo wyżej od nas, iż naszymi naturalnymi odczuciami względem nich
są podziw, lęk i przerażenie, jakie byśmy odczuli na widok ducha lub jakich
doświadczał Daniel, gdy upadł na ziemię i drżał, kiedy ukazał mu się anioł.
Uczucia te, dzięki wierze w obcowanie Świętych, zamieniają się w zachwyt i
pełną czci bliskość. Ponadto wierzymy, że Święci są z nami tak prawdziwie, jak
inni otaczający nas ludzie.
A teraz proszę rozważyć cześć, jaką na ziemi
okazuje się monarchom: ludzie klękają przed nimi, kłaniają się przed ich
pustymi tronami, oddają im najgłębsze hołdy, a gdy się do nich zwracają, mówią
językiem niewolników i nie ośmielają się do nich przystąpić bez ceremoniału.
Otóż z o wiele większym szacunkiem winniśmy traktować Świętych – o tyle,
o ile niebo jest wyższe od ziemi, a szczęśliwość nieśmiertelna przewyższa
władzę doczesną. A jednak nie wydaje mi się, byśmy zachowywali te proporcje.
Język, jakim zwracamy się do Dziewicy Maryi oraz Świętych, nie jest aż tak
bardzo różny od tego, jakim przemawialibyśmy do ważnych osobistości na ziemi.
Albo weźmy na przykład słowa, którymi ludzie
posługują się, aby wyrazić swą miłość: brzmią one niemal bałwochwalczo, a w
innych przypadkach, z racji ducha, w jakim je wypowiedziano, faktycznie są
wyrazem bałwochwalstwa. A jednak nie byłbym gotów przyznać, że zakochani jako
grupa, to bałwochwalcy. Jak to się dzieje, że tak mało jesteśmy zazdrośni, gdy
idzie o ludzką miłość, a jednocześnie tak nagle zaszokowani, kiedy widzimy
katolików uniesionych miłością ku Świętym?
Każdy postronny człowiek może odczuwać skłonność do
śmiechu, gdy słyszy, jakimi ciepłymi słowy przemawiają do siebie ludzie
związani uczuciem – łatwo przyjdzie mu stwierdzić, że słowa te są w bardzo złym
guście. Sytuacje takie zdarzają się niekiedy w sądach, gdy ujawnione zostają
prywatne listy. Mimo to nikt rozsądny nie będzie wątpił w szczerość wyznawanych
uczuć – z jednej strony, a z drugiej, w to, że nie ma słusznych podstaw, aby
zarzucić im bałwochwalstwo.
A nie powiedziałem jeszcze o niewysłowionej relacji
pomiędzy Błogosławioną Matką Bożą i naszym Panem, ani o tym, czego nauczają nas
Ojcowie wczesnego Kościoła – np. św. Justyn i św. Ireneusz: że mianowicie tak
jak Ewa uczestniczyła w naszym upadku, tak Maryja brała udział w dziele naszego
odkupienia”.
Na kopii listu do Edwarda Berdoego, Newman napisał,
że „nie warto jej zachować”; zachowała się jednak i została opublikowana przez
o. Dessaina z Oratorium w Birmingham.
(The Letters and
Diaries of John Henry Newman, t. XXII, oprac. C. S. Dessain COr, 1972, s. 64, 65 – tłum. Paweł
K. Długosz)
Jakub Pytel