15.06.2013

Mój cioteczny dziadek, jehowici, Żydzi
i muzułmanie



Na poznańskich Smochowicach świadkowie Jehowy pojawiali się od lat. Najczęściej bałamucili zesklerotyzowanych staruszków, bo jak sięgnąć pamięcią księża z miejscowej parafii byli pobożni i skromni, co sprawiało, że niemal nie było tam wiernych, którzy obrażeni na swych duszpasterzy chcieliby porzucić religię katolicką i „pójść do jehowych”. 

W końcu jednak, przed kilkoma laty na ostatnim niezagospodarowanym skrawku osiedla członkowie tego związku wyznaniowego wznieśli swoją Salę Królestwa – budynek na pierwszy rzut oka przypominający szkołę (duży opłotowany parking sprawia wrażenie boiska). Posesji nadano tymczasowy adres, bo prowadząca do niej gruntowa droga nie miała nazwy. 
Kiedy drogę wyasfaltowano i rzecz dojrzała do uregulowania, samorząd osiedla, którego radnych obecność sekty na tym terenie wcale nie cieszyła, wpadli na niezbyt fortunny pomysł, żebym, skoro nie można było zrobić niczego innego, spłatać jehowitom figla. I tak wysłali do Rady Miasta propozycję, by nowo powstałej ulicy nadać patrona w osobie ks. Jana Gracza smochowickiego proboszcza zamęczonego przez Niemców w Dachau. 

Świadkowie Jehowy mieliby problem podobny do tego jaki mieli francuscy Żydzi. Otóż decyzją Konsystorza paryskie synagogi przyjmowały nazwy od ulic, przy których stały (np. synagoga Zwycięstwa stoi przy ulicy o tej nazwie — rue de la Victorie). W ten sposób bożnica stojąca przy rue Notre Dame de Nazareth, chcąc nie chcąc, nosi imię Najświętszej Maryi Panny z Nazaretu, ale z wiadomych względów Żydzi nazywają ją po prostu Synagogą Nazaretu. Zatem poznańscy jehowi pewnie w danych adresowych pisaliby o ulicy Jana Gracza, ów skrót „ks.” dyskretnie pomijając. 

Miejscy radni zorientowali się jednak w sytuacji i zasugerowali, żeby – gwoli pokoju społecznego – nikogo niepotrzebnie nie prowokować, a ks. Gracza uczynić patronem innej ulicy. I dobrze się stało. Zastanawia, jak można było wpaść na podobny pomysł – pal sześć jehowitów, ale szkoda na nich takiego patrona. Z drugiej strony jest to znakomita ilustracja tego, co będzie można zrobić, gdy któregoś dnia na osiedle wprowadzą się miłujący pokój muzułmanie i zaczną użynać głowy swoim chrześcijańskim sąsiadom – ulicę, na której stanie meczet, rada osiedla nazwie imieniem Jana III Sobieskiego (i tutaj zgadzam się z red. T. Rowińskim i jego opinią wyrażoną tekście pt. Jeśli nie szariat, to co?). 

A co z tym wszystkim ma wspólnego mój śp. cioteczny dziadek Zygmunt Żuraszek? To, że kolejną osobą do uhonorowania, zaraz po ks. Graczu, był właśnie on – podharcmistrz Szarych Szeregów i więzień niemieckiej katowni w poznańskim Forcie VII. I to jemu przypadło patronować ulicy, na której stoi Sala Królestwa. Jako dobry katolik pewnie się teraz modli o nawrócenie osób ją odwiedzających. 

Jakub Pytel