W jednym z odcinków mego ulubionego serialu
komediowego pt. Yes, minister, szef brytyjskiej służby cywilnej sir
Humphrey Appleby (grany przez nieodżałowanego Nigela Hawthorne’a) wprowadza
nowo powołanego ministra w arkana dyplomacji, uświadamiając mu, że szczerość
nie jest jej domeną i większe „pig’s breakfast” w obozie wroga można uczynić
okazując fałszywą sympatię, niż niekłamaną niechęć. Zdaje się, że ktoś na
Watykanie w końcu dał podobną lekcję abp. Müllerowi, nowemu prefektowi Kongregacji
Nauki Wiary i zwierzchnikowi komisji Ecclesia
Dei.
Ekscelencja w ogóle nie lubi tradycjonalistów,
ale odkąd został ordynariuszem Ratyzbony, w pobliżu której leży Zaitzkofen i
seminarium piusowców, znielubił Bractwo tak bardzo jak tylko da się kogoś nie
lubić i nadal móc przyjmować (i szafować) sakramenty. I dawał temu wyraz w
niezliczonych ociekających jadem, ale przez to niegroźnych wypowiedziach.
Jednak przedwczoraj Ecclesia Dei wydała oświadczenie (tekst tutaj), w którym przypomina, jak bardzo
czeka na odpowiedź FSSPX w sprawie tzw. premabuły doktrynalnej. W pierwszym
zdaniu znajdują się słowa o tym, że komisja „korzysta z okazji”. Ale z jakiej
okazji?
Nikt tego nie mówi wprost, ale idzie o wykluczenie
z szeregów Bractwa bp. Richarda Williamsona, który – czego dobrego by nie
powiedzieć o jego długoletniej posłudze – ostatnio po prostu przeciągnął
strunę. I nie chodziło tu wcale o jego poglądy, a nawet o jego sprzeciw
wobec rozmów z Rzymem – przecież dwaj inni biskupi Bractwa też są sceptyczni, a
nikomu nie przychodzi do głowy ich wykluczanie – ale przyjęcie przez bp.
Williamsona postawy otwartego buntu.
Oświadczenie Papieskiej Komisji Ecclesia Dei zostało wydane nazajutrz po
ogłoszeniu przez dom generalny FSSPX tej dramatycznej decyzji. Jego autorzy
przewrotnie powołali się na mocno już nieświeży list bp. Fellaya z początku
września, w którym przełożony generalny Bractwa prosząc o „dalszy czas do
namysłu” odkłada sprawę pojednania na greckie kalendy. Czyni tak po tym, gdy
urzędnicy kongregacji nie tylko odrzucili wszystkie jego poprawki do tzw.
preambuły doktrynalnej, ale postawili kolejne, dalej idące żądania.
Oświadczenie Ecclesia
Dei – tej treści i wydane w takim czasie – to gra na podkopanie wewnętrznej
jedności FSSPX, bo sugeruje, że oto jego kierownictwo pozbyło się krnąbrnego
biskupa właśnie ze względu na jakieś zakulisowe i toczone na nowych warunkach
rozmowy. To oczywiście daje amunicję wszystkim, którzy węszą spisek i są
przekonani, że nie ma ani potrzeby, ani możliwości prowadzenia jakichkolwiek
rozmów z Watykanem.
W ten sposób w
Ecclesia Dei też już odtrąbiono odwrót, bo jedno z ostatnich zdań
oświadczenia jest niczym innym, jak stwierdzeniem, że na przyjęcie soborowych
superdogmatów Bractwo ma choćby i kolejne 30 lat, ale ŻADNYCH dyskusji na ich
temat już nie będzie – Summorum Pontificum i zniesienie ekskomunik musi
wystarczyć. Oświadczenie jest więc takim prezentem od Rzymian na odchodne;
prezentem mającym uderzyć w tych, którzy ufnie przyjęli zaproszenie do rozmów
przez Rzymian zainicjowanych.
Aż chciałoby się sparafrazować Wergiliusza i
rzec: „Nie ufaj Rzymianom, nawet gdy przynoszą dary”. Ale Bractwu nie wolno
zamykać bram przed posłańcami z Rzymu.
------***------
Pig’s breakfast, o którym mówił sir
Humphrey, to oczywiście „rozpierducha”. Swoją drogą, kto z Szanownych Państwa
wie, że polskim odpowiednikiem anglosaskiego imienia Humphrey jest Onufry?
Onufry Bogart, John Humphrey Zagłoba...