Na jednym z forów internetowych, na którym linkuję „”Kościelne Safari„” pojawił się interesujący komentarz do wpisu pt. „Ekwilibrystyka ciągłości”. Spostrzeżenia autora wydają mi się niezwykle trafne, dlatego pozwalam sobie je zacytować:
„Zastanówmy się czym tak naprawdę jest «hermeneutyka ciągłości». Czy to nie jest po prostu pusta formuła, której znaczenie będzie widoczne dopiero po wypełnieniu jej minimum treści? O jaka ciągłość chodzi? Instytucjonalną? Chronologiczną? Dogmatyczną? Jeśli o tą ostatnia, to powinno się raczej mówić «hermeneutyka stałości». Czy przypadkiem owa hermeneutyka nie ma po prostu polegać na eliminacji zbyt radykalnych, jawnie heretyckich interpretacji soboru oraz na arbitralnym założeniu, ze Sobór = Tradycja, a kto temu przeczy ten zbój? Przypomnę, że taki casus juz przerabialiśmy w latach 80-tych. «Hermeneutyka ciągłości» nazywała się wtedy «odczytywaniem soboru w świetle Tradycji». Takie zdanie w ustach Jana Pawła II wzbudziło powszechny entuzjazm u zakłopotanych katolików, od abpa Lefebvre'a począwszy. Logicznie zdanie to oznacza, ze Tradycja (czyli Objawienie) jest miernikiem, pryzmatem, przez który przefiltrowuje się treść dokumentów soborowych, by zobaczyć czy po odcedzeniu nie zostają jakieś fusy: zgodne przepuścić, niejasne wyjaśnić, a sprzeczne – jeśli takie są – wywalić na śmietnik (oczywiście w kurialnym stylu czyli zamieść pod dywan). Niestety, szybko okazało się, ze «Sobór w świetle Tradycji» oznacza aprioryczne założenie, ze «Sobór jest Tradycją», a wielu tradycjonalistów dało się w tę pułapkę złapać twierdząc, ze sobór jest zgodny z Tradycją, bo jest napisane w preambule, że nie jest sprzeczny, Asyż jest OK etc. Litościwie zamilknę. «Sobór w świetle Tradycji» z 1981 roku zrodził «żywą Tradycję» z 1988. Co zrodzi się z «hermeneutyki ciągłości»?”.
Jakub Pytel