Jak wiadomo osoba świecka podczas liturgii sprawowanej według Mszału Pawła VI może udzielać Komunii Świętej tylko w okolicznościach nadzwyczajnych, do których zalicza się sytuacja – o ile pamięć mnie nie zawodzi – gdy liczba wiernych jest tak znaczna, iż „celebracja nadmiernie by się przedłużyła”.
Zdecydowana większość katolickich parafii w Anglii ma na wyposażeniu liturgicznym takich „nadzwyczajnych” szafarzy. I może należałoby używać formy żeńskiej, bo z mego doświadczenia wynika, że szafarki mają liczebną przewagę nad swymi kolegami po fachu (choć ta obserwacja może być obciążona błędem wynikającym z faktu, że młode kobiety bardziej przyciągają moją uwagę niż starsi mężczyźni). Szafarze i szafarki to zwykle ludzie bardzo pobożni i podobnie jak większość napotkanych przez mnie anglikańskich kobiet-księży łączą najlepszą wolę z największą ignorancją.
Czy mi się to jednak podoba, czy nie, to nijak nie mógłbym interweniować powołując się na prawo kościelne. Na skutek przyjętego sposobu udzielania Komunii liturgia Kościoła rzymskiego na Wyspie zawsze i wszędzie czyniona jest w warunkach nadzwyczajnych, bowiem liczba wiernych jest tak znaczna, iż celebracja mogłaby nadmiernie się przedłużyć. I nie idzie tu wcale o to, że w Anglii katolicy tak gremialnie nawiedzają kościoły, ani nawet o naciąganie przepisu.
Jeśli na niedzielnej Mszy u św. Agaty jest 200 osób (a zwykle jest), to do Komunii idzie 197 – trzej niegodni grzesznicy przypominający smutną prawdę, że nie wszyscy zostaliśmy niepokalanie poczęci, to dwóch protestanckich mężów przybyłych ze swymi katolickimi żonami, oraz ja, który nijak nie potrafiąc skupić myśli na NOM-owych celebracjach nie czuję się dysponowany do przyjęcia Świętych Postaci. Reszta karnie ustawia się w kolejce. Mimo, że całość tej operacji logistycznej dzięki udziałowi sztabu szafarzy zorganizowana jest świetnie, to i tak zawsze nadmiernie się przedłuża. Przyczynę stanowi fakt, że Komunia z zasady udzielana jest pod obiema postaciami.
Przed prezbiterium, pośrodku nawy stoi kapłan wespół z diakonem stałym. Rozdzielają oni Ciało Pańskie. I choć Komunia na rękę nie opóźniana przez żadne zbędne gesty adoracji świadczące o niestabilności emocjonalnej komunikowanego powinna być błyskawiczna, to taka być nie może, bo powodowałaby zatory w przejściu do naw bocznych, gdzie nadzwyczajni szafarze udzielają Krwi Pańskiej. Dystrybucja Tejże jest już rzeczą bardziej skomplikowaną bowiem polega na każdorazowym ostrożnym podaniu kielicha i odczekaniu aż delikwent zamoczy w nim usta. Wierni czynią to bardzo uważnie, aby mieć pewność, że Komunię przyjęli, ale nie w nadmiarze, tak, aby starczyło dla kolejnych braci w świętej, powszechnej i apostolskiej wierze. Później kielich oddawany jest równie ostrożnie szafarzowi, który dokonuje siedemdziesiątego czwartego otarcia jego brzegu płócienną chustką w cudowny sposób nadal zachowującą sterylność.
Kapłan i diakon muszą więc robić wszystko, aby spowolnić wiernych w kolejce po Ciało Pańskie i dlatego z przesadzoną, teatralną flegmą podają kolejne komunikanty uśmiechając się przyjaźnie, błogosławiąc dzieci, z przejęciem dotykając brzuchów ciężarnych kobiet i w ogóle wprowadzając atmosferę luzu i relaksu niesprzyjającą pośpiechowi.
Ale i tak na niewiele by się to zdało, gdyby nie Ci wierni, którzy włożywszy w usta Ciało Pańskie i stojąc w kolejce po Krew Najświętszą tracą cierpliwość i udają się do ławek (trzeba mieć nadzieję, że utrata cierpliwości w takiej sytuacji nie jest grzechem ciężkim, bo to stawiałoby wiernych w nader niekomfortowej sytuacji – ciekawy przypadek dla kazuistów).
Jednej niedzieli, gdy nolens volens musiałem wypełnić obowiązek niedzielny podczas Mszy celebrowanej wg Mszału Pawła VI stanęła przede mną alternatywa czy usiąść obok „zespołu muzycznego”, czy w pierwszej ławce. W trosce o delikatny zmysł słuchu poszedłem naprzód, co z kolei pozwoliło mi cieszyć się tym, co współcześni liturgiści nazywają participatio actuosa.
Gdy przyszedł czas Komunii do pomocy przepracowanym kapłanowi i diakonowi ruszyli szafarze. Cztery panie i dwóch panów nałożyło na ramiona rodzaj zakładanych przez głowę humerałów ozdobionych symbolami eucharystycznymi, przyjęli Komunię, a następnie ruszyli do swoich obowiązków.
Szafarka stojąca naprzeciw mnie i udzielająca wiernym Krwi Pańskiej była nieco zaniepokojona. Jak się domyśliłem chodziło o to, że konsekrowanego wina było nie dość wiele. Pożałowałem wówczas, iż nie spodobało się Bogu postanowić, by konsekracja zmieniając chleb w Jego Ciało, a wino w Krew rozmnażała je dodatkowo niczym chleb i ryby nad Jeziorem Galilejskim. Ale natychmiast doznałem oświecenia i pomyślałem, że błądzący i heretycy posiadający ważne święcenia mogliby ten fakt wykorzystywać do celów najzupełniej niegodnych.
W pewnym momencie usłyszałem, że szafarka do przepisowego głośnego The Blood of Christ dodawała ciszej „ale niewiele proszę, bo Ksiądz mało dziś nalał”. Czyniła to z takim nabożeństwem, że nie znający języka angielskiego mogliby wręcz pomyśleć, że ów dodatek to pochodzące z liturgii trydenckiej słowa custodiat animam…. W chwili, gdy podszedł ostatni już wierny szafarka zajrzała do kielicha, uśmiechnęła się z zadowoleniem i powiedziała: „Krew Pańska – do dna!”. Stojąca naprzeciwko niej starsza pani o aparycji Hanki Bielickiej zawahała się, przyjęła Komunię, po czym oddała szafarce kielich i widząc niezadowolenie malujące się na jej twarzy powiedziała: „chyba nie powinnam – prowadzę”.