9.04.2010

Chleba naszego powszedniego…



Dziś skoro świt wszyscy mieszkańcy naszej ulicy powtórzyli cotygodniowy rytuał wystawienia kubłów na śmieci na chodnik przed posesją. Jak zwykle, w piątek przed południem zostaną one opróżnione przez służby podległe lokalnemu samorządowi. Ceniąc sobie każdą chwilę poranka spędzoną w łóżku dokonuję tego wystawienia już w czwartek wieczorem. Przeglądam wcześniej lodówkę i kuchenne zakamarki w poszukiwaniu przeterminowanego jedzenia nadającego się do wrzucenia do kubła na tzw. odpadki mokre. Zżymam się przy tym na domowników, którzy podczas cotygodniowych zakupów nie potrafią właściwie ocenić czego i ile będziemy potrzebować na kolejne dni. Wyrzucając niezdatną już do 'reanimacji' sałatę pocieszam się, że pewnie skończy jako składnik jakiejś paszy dla zwierząt albo zasili kompost, lecz gdy muszę wyrzucić chleb (tutejsze pieczywo bardzo szybko pleśnieje) nie potrafię zagłuszyć wyrzutów sumienia. W rodzinie, wzorem mej babci, znaczymy każdy rozpoczynany bochenek krzyżem (zwyczaj ten niegdyś powszechny zaczyna ginąć, chyba dlatego, że chleb kupuje się już pokrojony), całujemy, gdy upadnie na podłogę i w ogóle otaczamy jakimś rodzajem czci, pomni wojennych perypetii tych spośród rodziny, którzy doświadczyli głodu.

Marnotrawienie chleba jawi mi się więc jako zbrodnia, a poczucie winy potęgowane jest przez świadomość, że jeden z raportów Rządu Jej Królewskiej Mości stwierdza, że w Wielkiej Brytanii każdego roku ponad 4 mln ton żywności ląduje na śmietnikach. Według danych z 2008 r. statystyczne gospodarstwo domowe traciło przez to blisko ₤420 rocznie (prawie 2000zł), czyli ok. ₤8 tygodniowo. The Independent oszacował wartość wyrzucanego jedzenia nawet na 10 mld funtów rocznie. Na śmietniku kończy blisko 30 proc. zakupionego jedzenia, w tym każdego dnia 220 tys. bochenków chleba!

Brytyjskie markety powoli wycofują się z bardzo popularnych tutaj promocji typu „płać za jedno, bierz dwa”, bo taka metoda sprzedaży przyczynia się do marnotrawienia jedzenia kupowanego przez to w nadmiarze. Ten typ promocji zastępowany jest systemem „jedno kup dziś, drugie dostaniesz za tydzień”. Niby to lepiej, bo przy kupnie sałaty nie będę się czuł jak bohater greckiej tragedii, który czego by nie zrobił i tak uczyni źle: nie wezmę sztuki gratisowej – marnotrawstwo; wezmę i nie zjem – kolejne marnotrawstwo; wezmę i zjem żeby nie wyrzucić – obżarstwo, czyli marnotrawstwo w połączeniu z jednym z grzechów głównych. Mam jednak mieszane uczucia, bo widzę w tym nie do końca czyste intencje handlowego managementu, który musi mieć świadomość, że niewielu klientów będzie pamiętało, żeby na zakupy zabierać paragony z poprzedniego tygodnia, na podstawie których będzie można odebrać przykładową promocyjną sałatę. Jak zwykle skorzysta nie klient, a sieć handlowa. A najbardziej żal, że na tym wszystkim i tak nie zyskają ludzie naprawdę głodni.

--*--

Jedną z najbardziej znanych brytyjskich marek chleba jest HOVIS, która powstała dzięki firmie S. Fitton & Sons Ltd. W 1887 r. jej właściciele ogłosili konkurs na nazwę dla nowo opatentowanej receptury pieczywa. Wygrała propozycja londyńskiego studenta, który połączył łacińskie słowa hominis vis. Nagrodą było ₤25 (równowartość dzisiejszych ok. ₤1885).

Marka HOVIS znana jest z dwóch obsypanych nagrodami reklam telewizyjnych. Pierwszą w 1973 r. wyreżyserował Ridley Scott. Spot cieszył się dużą popularnością i w 2006 r., z okazji 120-lecia firmy ponownie został wyemitowany w brytyjskich stacjach telewizyjnych. Dwa lata później powstała kolejna telewizyjna reklama tego chleba. Jej bohaterem, podobnie jak w reklamie z lat 70., jest chłopiec, który tym razem „przebiega” przez 122 lata historii Zjednoczonego Królestwa: biegnie ulicami wiktoriańskiego Londynu, mija plakat anonsujący rejs „Titanica”, widzi marsz sufrażystek, maszeruje wspólnie z żołnierzami wyruszającymi na fronty I Wojny Światowej, przemyka obok samochodu z przełomu lat 20 i 30, wbiega na ulice zburzone przez naloty Luftwaffe, słyszy fragment radiowego przemówienia Churchilla mówiącego, że „będziemy walczyć na plażach, na lotniskach, na polach, na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach; nigdy się nie poddamy…”, uczestniczy w ulicznym przyjęciu z okazji koronacji Elżbiety II, cieszy się wraz z kibicami ze zdobycia w 1966 roku przez reprezentację Anglii tytułu mistrza świata w piłce nożnej, przebiega obok pary ciemnoskórych emigrantów, którzy w latach 70. masowo przybywali na Wyspę, przystaje w epoce Żelaznej Damy widząc demonstrację górników i kordon policji, by w końcu niebo ponad nim zostało rozświetlane fajerwerkami z okazji początku Trzeciego Tysiąclecia. Oto oba te filmy: