18.12.2009

Święty Franciszek z Kopenhagi



Kopenhaska konferencja klimatyczna dobiega końca, a wraz z nią różnego rodzaju dziwaczne ekologiczne imprezy i ekscesy, w których czynny udział brali przedstawiciele wielu chrześcijańskich wspólnot religijnych, także, niestety, Kościoła katolickiego.

Podczas ekologiczno-ekumenicznych nabożeństw setki razy padało imię świętego Franciszka, którego współczesne chrześcijaństwo przedstawia w najlepszym razie jako człowieka infantylnego i naiwnego, a w najgorszym jako zwykłego głupca. Niestety do utrwalenia takiego wizerunku Asyskiego Biedaczyny walnie przyczyniają się również jego dzisiejsi synowie. I nic dziwnego. Franciszek jako radykalny chrześcijanin nie pasuje do ich nowoczesnego, wygodnego stylu życia. Łatwiej być ekologiem niż ascetą, łatwej zmienić Franciszka, niż styl życia.

A jakim człowiekiem był prawdziwy Święty Seraficki? Przed kilkoma laty pod wpływem lektury (chyba Messoriego) napisałem krótki tekst o Franciszku. Poniżej jego obszerny fragment:

„Dzisiejszy” święty Franciszek, patron ekologów, animalsów, pacyfistów, ekumenistów (tych w duchu Asyżu) i całej rzeszy innych utopistów nigdy nie istniał. Profesor Cardini, włoski mediewista napisał: „Franciszek z Asyżu jest najbardziej reprezentatywnym i ortodoksyjnym wytworem Kościoła czasu wypraw krzyżowych (...). Nie był prekursorem teologii wyzwolenia. Ani też nie był heroldem chrześcijaństwa przesłodzonego, uproszczonego, ekologiczno–pacyfistycznego: kimś ciągle uśmiechniętym, wiejskim prostaczkiem rozmawiającym z ptakami i zawierającym przyjaźń z wilkami. Zbyt kocham Franciszka, aby widzieć go takim, do jakiego sprowadzili go rzekomi jego naśladowcy. Nie, Franciszek był zupełnie inny”.

Jaki wobec tego był prawdziwy Święty? Czy był prekursorem ekumenizmu i akademickiego dialogu międzyreligijnego? Nie! Wiele razy próbował dotrzeć na Wschód, aby ponieść męczeństwo. Nie niósł idei pacyfizmu, ale Ewangelię, za którą gotów był zginąć. Jednymi z pierwszych męczenników epoki franciszkańskiej byli święci Daniel i Towarzysze, którzy głosili Zmartwychwstałego w krajach Maghrebu. Nie usłuchali napomnień władz muzułmańskich i zostali okrutnie zamordowani.

Czy Franciszek był apostołem pacyfizmu? Nie! Na Bliski Wschód trafił w ślad za piątą wyprawą krzyżową, a przeszedłszy męki ze strony wyznawców Allacha i dostawszy się przed oblicze Malika al-Kamila usiłował go nawrócić. Zapytany przez sułtana, dlaczego chrześcijanie, wbrew Ewangelii, odpłacają złem za zło powiedział: „Wydaje mi się Panie, że nie czytałeś całej Ewangelii”. Przypomniał napomnienie Jezusa o potrzebie wyłupienia tak oka, jak obcięcia ręki i wszystkich członków, które są powodem grzechu. Później wygłosił apologię krucjat: „Dlatego właśnie chrześcijanie postępują słusznie, kiedy zajmują wasze ziemie i walczą z wami, wy bowiem bezcześcicie imię Chrystusa i staracie się oddalić od religii tylu, ilu tylko możecie. Gdybyście jednak chcieli poznać i czcić Stwórcę i Odkupiciela świata kochalibyśmy was jak siebie samych!”.

Czy był Święty wzorem łagodności? Również nie. Wiedzą na ten temat ci jego współbracia, którzy grzeszyli obmową. Tych „śmierdzieli”,jak ich nazywał, poddawał ciężkiej karze, a krnąbrnych oddawał w ręce brata Jana z Florencji, który mimo opinii świętości zwany był bokserem i potrafił posłużyć się pięściami.

Nie był więc Święty Seraficki takim, jakim można go ujrzeć w komercyjnych wydaniach „Kwiatków” i osnutych na ich kanwie ckliwych mowach współczesnych kaznodziejów. Jak bardzo byliby rozczarowani prawdziwym Franciszkiem ludzie pozostający nie pod urokiem jego świętości, ale narosłych wokół niego bajek.

Jakub Pytel