27.08.2009

Neokatechumenalna omerta,
czyli papryka w BMW


Wielu katolików z dużym dystansem, by nie rzec niechęcią, spogląda na twór, jakim jest Droga Neokatechumenalna. Ich pogląd (a właściwie nasz, bo jestem jednym z nich) nie jest tylko zbiorem uprzedzeń, z którymi zwykle spotykają się nowe ruchy w Kościele, bowiem ufundowany jest na racjonalnych teologicznych przesłankach, które zebrane doczekały się kilku opracowań. W Polsce najbardziej znanymi są „Neokatechumenat” księdza Poradowskiego i „Czy Droga neokatechumenatu jest prawowierna? Magisterium Papieża a katecheza Kiko Argüello – porównanie” autorstwa ks. Enrico Zoffoliego. 

Nie zamierzam referować tego, co wspomniani autorzy wprost nazywają herezją, bowiem dla mnie „Droga” jest nieznośna z innych względów niż teologiczne. Owszem drażnią mnie niektóre poglądy głoszone przez jej członków, ale wiem, że nie ma już nowych herezji, a te, które się ujawniają są zaledwie cieniami herezji z czasów pierwszych soborów, a „Droga” podzieli los ich ówczesnych zwolenników. Przyczyni się do tego również – ogłaszane jako sukces – zatwierdzenie Statutów tej organizacji. Zapewne to za ich nieprzestrzeganie neokatechumenat zostanie kiedyś rozwiązany i będzie kontynuował działalność już poza Kościołem. 

Neokatechumenat jest dla mnie nieznośny przede wszystkim ze względów estetycznych (pseudoliturgia i inspirowana nią sztuka) i różnic natury mentalnej – nigdy, nawet gdy byłem dzieckiem, nie pociągało mnie organizowanie się w niewielkie grupy scalane siłą łączących je tajemnic i obrzędów. A takim sekciarstwem zaraża się ludzi już na samym początku ich bytności w „Drodze”, czyniąc to pod pozorem stosowania zasad „ekonomii przepowiadania”. Zdrową ekonomię przepowiadania najlepiej ilustrują słowa Leonarda Fenneya: „Nie ma sensu usiłować wyjaśniać piątkowej ryby, modlitw dewocyjnych, kadzidła, wody święconej, świec, relikwii, medalików i itp. komuś, kto nie poznał wiary katolickiej od podstaw. Wywołujemy jedynie zamieszanie w umysłach tych, którzy nas pytają i wystawiamy na widok publiczny nasze własne śmieszności”.

Tymczasem neoktechumeni ukrywają własne sekciarstwo pod pozorem rzekomej troski o katolików nie idących „Drogą”, którzy niewtajemniczeni i nierozumiejący znaczenia tych obrzędów mogliby doznać zgorszenia. Jednym słowem neokatechumeni to wtajemniczeni czarodzieje, a zwykli katolicy to niewtajemniczeni mugole, by posłużyć się potterowską analogią. Dowodów na to takie myślenie wśród neokatechumenów jest aż nadto, a fakt, że bez ogródek wpajają je każdemu, kto rokuje nadzieje na przystąpienie do organizacji budzi co najmniej zdziwienie.

Znalazłem blog pewnego jeszcze bardzo młodego człowieka, którego głupota wynika raczej z wieku niż wad, a który miał z „Drogą” do czynienia. Jego spostrzeżenia i refleksje są jeszcze infantylne, ale to, co najbardziej przeraża to liczba odwołań do neokatechumenalnej omerty – nakazu milczenia. Praktycznie każdy wpis dotyczący jego kontaktów z „Drogą” opatrzony jest zastrzeżeniem, że nie wszystko może napisać, aby czytelnika nie zgorszyć. Oto kilka próbek tekstu. Źródła nie podaję kierując się miłosierdziem, ale każdy niedowierzający prawdziwości cytatów może łatwo sprawdzić ich autentyczność za pomocą wyszukiwarki internetowej. Oto:

„Wieczorem byłem na uroczystej eucharystii neokatechumenatu gdzie pozostałem grupy witały nasza nowo powołaną. Bardzo mi się podobało. Poza tym po raz pierwszy widziałem coś takiego –dwa rzędykantorów mniej więcej 20 osób stojących obok siebie i grających na raz to samo na gitarze, niesamowity dżwięk i wrażenie. To była taka dygresja. Jeśli chodzi o samą mszę to myślę ,że wolno mi powiedzieć iż czytanie to był fragment ewangelii mówiący o zwiastowaniu (…)”.

„No tak wszyscy pytają mnie jak było na konwiwiencji i co to właściwie jest. O czymś takim nie mówi –fajnie, w wielu sprawach obowiązuje nas tajemnica czy jak powiedział ks. Carlos –„jak ktoś was spyta powiedźcie po prostu papryka”. Napiszę dlatego tylko o tym o czym mi wolno. Cała tajemnica podyktowana jest tym iż trzeba przejść przygotowania, bez nich człowiek mógł by to źle interpretować i potępić” (…).
„Raz katechezy nas nudziły innym razem cieszyły i wprawiały w trans. Nie powiem co na nich było i co robiliśmy w miedzy czasie, to trzeba usłyszeć i zobaczyć samemu”.

„Ukoronowaniem konwiwiencji była uroczysta eucharystia. Nie mogę napisać jak wyglądała ale różniła się bardzo od tej zwyczajnej kościelnej i tym razem jak to by powiedział ks. Jarek – mogłem wsiąść do BMW. Mówię wam to było niesamowite (…). Po mszy było cos cudownego, co uświadomiło mi ,że wszyscy naprawdę jesteśmy braćmi, brzmi to może głupio, ale to prawda. Wszyscy razem tańczyliśmy, później był rodzaj uczty i sen. O wielu rzeczach nie mogłem pisać dlatego wyszło zagadkowo i być może nie ciekawie ale naprawdę zachęcam do wstapienia „na drogę” od zaraz albo do uczestnictwa w konwiwiencji założycielskiej za rok”. 

„(…) wreszczie realizuję postanowienie czytania Biblii. Nagle opadły mi łuski z oczu i wszystko jest dla mnie zrozumiałe, wcześniej nic nie rozumiałem a teraz nagle wszystko jest takie proste”.

„Msza taka nie różni się za bardzo od zwykłej mszy może poza kilkoma małymi zmianami o których wam nie powiem, bo byście mogli źle zrozumieć albo nie zrozumieć”.

„W neo są tzw. wspólnoty czyli poszczególne grupy w których ludzie modlą się i starają się zrozumieć słowo Boże. Rzecz jasna pod „przewodnictwem” księdza, czy tym podobnego „koordynatora”. Trudno mi to zresztą opisać tak byście się nie zgorszyli całym tym postem i mimo wszystko nie stwierdzili że to całe neo to jakieś pierdoły:P”.

„(…) prowadzone są tzw. katechezy ( czyli krótko mówiąc takie małe wykładziki prowadzone przez świeckie osoby już będące w neo) na których mówi się o Bogu, o pierwszych chrześcijanach, oraz o wielu innych rzeczach”.

„Na koniec powiem jeszcze że neokatechumenat jest absolutnie zgodny z nauka kościoła katolickiego, bo w końcu jak pogłębianie wiary, i słuchanie słowa Bożego, może być niezgodne z nauką kościoła. Był on bardzo popierany przez ś. p. papieża Jana Pawła II, a także Benedykt XVI jak najbardziej popiera neo”.

Zachowano pisownię oryginału (poza drastycznymi wyjątkami).

Jakub Pytel