Z pogrzebem lady Thatcher będzie trochę jak z
katafalkiem Teofilii Sobieskiej. Matka przyszłego króla chciała, żeby jej
katafalk był skromny, lecz on zdecydował inaczej (nie tylko z wielkiej miłości,
ale też przez niechęć do uszczuplania chwały rodu). Trumna nieboszczki spoczęła na
pełnym przepychu castrum doloris –
owszem skromny katafalk był, ale umieszczono na nim napis „Sic mater voluit”
(łac. tak chciała matka), a castrum,
na którym ustawiono trumnę ozdobił napis „Sic filium decuit” (łac. tak
postanowił syn).
Baronowa Thatcher nie chciała pogrzebu państwowego,
lecz wojskowy – prosty i bez zbędnych fajerwerków (choć w sytuacji, gdy
znaleźli się tacy, którzy wystrzeliwali fajerwerki na wieść o jej śmierci,
brzmi to niezbyt zręcznie). Była premier mówiła przed śmiercią, żeby nie
„wyrzucać na nią pieniędzy podatników” i np. nie organizować podczas jej
pogrzebu przelotu eskadry myśliwców. Nie chciała też, żeby jej trumna złożona
na marach była wystawiona na widok publiczny, co pewnie bardziej niż ze
skromności wynikało z realizmu – wiedziała przecież jak wielkie budzi
kontrowersje i chyba chciała oszczędzić uczestnikom ceremonii widoku
niepotrzebnych ekscesów. Rodzina zmarłej oświadczyła również, że nie życzy
sobie obecności na pogrzebie prezydent Argentyny, co wydaje się zrozumiałe –
pogrzeb to jednak poważna uroczystość, a nie przedstawienie w operetce, poza
tym jego główną bohaterką ma być nieboszczka, a nie kto inny.
Tak, Cristinie Fernandez de Kirchner uroczystości
pogrzebowe zapewne by się spodobały, bo wbrew życzeniu lady Thatcher skromne
nie będą. I nie ma się co dziwić, bowiem powodów, aby pochować byłą premier
pośród wielkiej ceremonii jest aż nadto, przy czym szacunek dla osoby i dokonań
zmarłej nie musi być tutaj najważniejszy. Owszem, uroczystości pogrzebowe nie
będą miały charakteru państwowego, ale premier Cameron zdaje się robić
wszystko, by taki charakter im nadać. W końcu będzie to jedno z tych wydarzeń,
które – jak pogrzeb Winstona Churchilla – nie tylko mogą zapisać się w
historii, ale przede wszystkim spodobać się brytyjskim wyborcom, niezależnie od
poglądów politycznych lubiącym pławić się w blaskach minionej imperialnej
chwały. I tak doczesne szczątki lady Thatcher zostaną przewieziona z kościoła
St Clemens Danes – siedziby duszpasterstwa Królewskich Sił Powietrznych (RAF),
do katedry św. Pawła. Trumna spocznie na lawecie armatniej, towarzyszyć jej
będzie wojskowa asysta i zostanie oddana salwa honorowa. W katedrze odbędzie
się religijna część ceremonii, którą według wszelkiego prawdopodobieństwa
poprowadzi niedawno intronizowany arcybiskup Canterbury Justin Welby (zapewne
przy udziale jakichś pastorów metodystycznych, bo Thatcher była wesleyanką z
urodzenia). Następnie ciało byłej premier zostanie poddane kremacji, po czym
urna z jej prochami spocznie obok jej męża Denisa na cmentarzu Królewskiego
Szpitala w Chelsea (Royal Hospital in Chelsea to dom opieki i hospicjum
ufundowane przez lady Thatcher w 2009 r.).
Dotąd ceremonia zapowiadała się pięknie i jeśli
budziła jakieś kontrowersje, to raczej związane z osobą zmarłej czy kosztami.
Ale oto pojawił się problem natury konstytucyjnej. I to dość poważny, bo swój
udział w nabożeństwie w katedrze św. Pawła zapowiedziała królowa Elżbieta II,
która zwykle nie uczestniczy w niepaństwowych pogrzebach swych poddanych
nienależących do rodziny. Trudno orzec, czy jest to osobista inicjatywa
królowej (relacje obu pań w czasach premierostwa Thatcher bywały napięte, ale w
ostatnich latach się ociepliły – królowa np. uczestniczyła w gali z okazji 80
urodzin byłej premier), czy raczej odpowiedź na nalegania premiera Camerona.
Jakkolwiek by było decyzja Elżbiety II sprowokowała oskarżenia o sprzyjanie
torysom. Peter Oborne, szef działu politycznego Daily Telegraph napisał nawet na łamach swego dziennika, że taki
gest może przyczynić się do umocnienia pozycji konserwatystów na scenie
politycznej, i że choć Brytanii nie grozi przez to faszyzm, to jest to poważne
naruszenie zasad brytyjskiej demokracji, bo godzi w zasadę bezstronności
monarchy. „Podczas swojego długiego panowania królowa
unikała uczestnictwa w pogrzebach wszystkich swoich premierów – pisze Oborne. –
Wyjątkiem był Churchill, który stał na czele rządu podczas wielkiej wspólnej
walki przeciwko nazistowskim Niemcom i dlatego odstąpiono wówczas od reguły, że
byłym premierom nie przysługuje pogrzeb państwowy. I tu pojawia się pytanie: co
takiego specjalnego jest w Maggie Thatcher?”.
Na pytanie Oborne’a muszą
odpowiedzieć sami Brytyjczycy, a królowa rozważyć, czy w ten sposób nie
doprowadzi do trwałej zmiany zwyczajów i odtąd nie będzie musiała – ona i jej
następcy – uczestniczyć w pogrzebach wszystkich byłych premierów, pośród
których znajdują się tak mało interesujące postaci jak John Major czy Tony Blair,
który na dodatek jest – pożal się Boże – katolikiem, a to stanowi dodatkową
komplikację.
Jakub Pytel