11.04.2013

Pogrzebowy kryzys konstytucyjny



Z pogrzebem lady Thatcher będzie trochę jak z katafalkiem Teofilii Sobieskiej. Matka przyszłego króla chciała, żeby jej katafalk był skromny, lecz on zdecydował inaczej (nie tylko z wielkiej miłości, ale też przez niechęć do uszczuplania chwały rodu). Trumna nieboszczki spoczęła na pełnym przepychu castrum doloris – owszem skromny katafalk był, ale umieszczono na nim napis „Sic mater voluit” (łac. tak chciała matka), a castrum, na którym ustawiono trumnę ozdobił napis „Sic filium decuit” (łac. tak postanowił syn).

Baronowa Thatcher nie chciała pogrzebu państwowego, lecz wojskowy – prosty i bez zbędnych fajerwerków (choć w sytuacji, gdy znaleźli się tacy, którzy wystrzeliwali fajerwerki na wieść o jej śmierci, brzmi to niezbyt zręcznie). Była premier mówiła przed śmiercią, żeby nie „wyrzucać na nią pieniędzy podatników” i np. nie organizować podczas jej pogrzebu przelotu eskadry myśliwców. Nie chciała też, żeby jej trumna złożona na marach była wystawiona na widok publiczny, co pewnie bardziej niż ze skromności wynikało z realizmu – wiedziała przecież jak wielkie budzi kontrowersje i chyba chciała oszczędzić uczestnikom ceremonii widoku niepotrzebnych ekscesów. Rodzina zmarłej oświadczyła również, że nie życzy sobie obecności na pogrzebie prezydent Argentyny, co wydaje się zrozumiałe – pogrzeb to jednak poważna uroczystość, a nie przedstawienie w operetce, poza tym jego główną bohaterką ma być nieboszczka, a nie kto inny. 

Tak, Cristinie Fernandez de Kirchner uroczystości pogrzebowe zapewne by się spodobały, bo wbrew życzeniu lady Thatcher skromne nie będą. I nie ma się co dziwić, bowiem powodów, aby pochować byłą premier pośród wielkiej ceremonii jest aż nadto, przy czym szacunek dla osoby i dokonań zmarłej nie musi być tutaj najważniejszy. Owszem, uroczystości pogrzebowe nie będą miały charakteru państwowego, ale premier Cameron zdaje się robić wszystko, by taki charakter im nadać. W końcu będzie to jedno z tych wydarzeń, które – jak pogrzeb Winstona Churchilla – nie tylko mogą zapisać się w historii, ale przede wszystkim spodobać się brytyjskim wyborcom, niezależnie od poglądów politycznych lubiącym pławić się w blaskach minionej imperialnej chwały. I tak doczesne szczątki lady Thatcher zostaną przewieziona z kościoła St Clemens Danes – siedziby duszpasterstwa Królewskich Sił Powietrznych (RAF), do katedry św. Pawła. Trumna spocznie na lawecie armatniej, towarzyszyć jej będzie wojskowa asysta i zostanie oddana salwa honorowa. W katedrze odbędzie się religijna część ceremonii, którą według wszelkiego prawdopodobieństwa poprowadzi niedawno intronizowany arcybiskup Canterbury Justin Welby (zapewne przy udziale jakichś pastorów metodystycznych, bo Thatcher była wesleyanką z urodzenia). Następnie ciało byłej premier zostanie poddane kremacji, po czym urna z jej prochami spocznie obok jej męża Denisa na cmentarzu Królewskiego Szpitala w Chelsea (Royal Hospital in Chelsea to dom opieki i hospicjum ufundowane przez lady Thatcher w 2009 r.).

Dotąd ceremonia zapowiadała się pięknie i jeśli budziła jakieś kontrowersje, to raczej związane z osobą zmarłej czy kosztami. Ale oto pojawił się problem natury konstytucyjnej. I to dość poważny, bo swój udział w nabożeństwie w katedrze św. Pawła zapowiedziała królowa Elżbieta II, która zwykle nie uczestniczy w niepaństwowych pogrzebach swych poddanych nienależących do rodziny. Trudno orzec, czy jest to osobista inicjatywa królowej (relacje obu pań w czasach premierostwa Thatcher bywały napięte, ale w ostatnich latach się ociepliły – królowa np. uczestniczyła w gali z okazji 80 urodzin byłej premier), czy raczej odpowiedź na nalegania premiera Camerona. Jakkolwiek by było decyzja Elżbiety II sprowokowała oskarżenia o sprzyjanie torysom. Peter Oborne, szef działu politycznego Daily Telegraph napisał nawet na łamach swego dziennika, że taki gest może przyczynić się do umocnienia pozycji konserwatystów na scenie politycznej, i że choć Brytanii nie grozi przez to faszyzm, to jest to poważne naruszenie zasad brytyjskiej demokracji, bo godzi w zasadę bezstronności monarchy. „Podczas swojego długiego panowania królowa unikała uczestnictwa w pogrzebach wszystkich swoich premierów – pisze Oborne. – Wyjątkiem był Churchill, który stał na czele rządu podczas wielkiej wspólnej walki przeciwko nazistowskim Niemcom i dlatego odstąpiono wówczas od reguły, że byłym premierom nie przysługuje pogrzeb państwowy. I tu pojawia się pytanie: co takiego specjalnego jest w Maggie Thatcher?”.

Na pytanie Oborne’a muszą odpowiedzieć sami Brytyjczycy, a królowa rozważyć, czy w ten sposób nie doprowadzi do trwałej zmiany zwyczajów i odtąd nie będzie musiała – ona i jej następcy – uczestniczyć w pogrzebach wszystkich byłych premierów, pośród których znajdują się tak mało interesujące postaci jak John Major czy Tony Blair, który na dodatek jest – pożal się Boże – katolikiem, a to stanowi dodatkową komplikację. 

Jakub Pytel