7.03.2013

Konklawe nie zając


Jest! Przyleciał! Jeśli wierzyć dziennikarzom, to kard. Kazimierz Nycz, ten nasz własny, rodzimy, polski mistrz suspensu jest już na Watykanie. Ucieszyłem się, bo jeszcze wczoraj znajomi szkoccy katolicy zarzucali mi, że „Polacy opóźniają rozpoczęcie konklawe”. Pisali, że o ile ordynariusz leżącego w komunistycznym Wietnamie Ho Chi Minh City (miasta Ho Szi Mina, dawnego Sajgonu), może mieć trudności z dotarciem do Wiecznego Miasta i wcale nie muszą być to jedynie trudności komunikacyjne, o tyle kard. Nycz zachowuje się jakby organizował sobie w Rzymie belle entrée.

Gdybym podobny zarzut usłyszał od rodaków, to pewnie zaśmiałbym się, a może nawet przytaknął, ale nie będzie Szkot pluł nam w twarz. Odpowiedziałem, że kard. Nycz niebawem przybędzie na Watykan, bo w odróżnieniu od pewnego szkockiego hierarchy nie wywołał żadnego skandalu i nie ma powodu, by z tego prawa rezygnował. Dodałem, że kardynał jako ordynariusz Ho Szin Tusk City też ma swoje problemy z władzami – że był już w Rzymie, ale wrócił na dwie doby do Polski, żeby uczestniczyć w kolejnej turze negocjacji podatkowych z rządem (swych zamorskich przyjaciół poinformowałem, że rząd mamy opresyjny, że łupi obywateli jak Edward Długonogi łupił ich ojczyznę i nie cofa się nawet przed porywaniem dzieci), ale nie dodałem, że ta warszawska eskapada kardynała Nycza zbiegła się z obchodami jego imienin – Szkoci i tak nie doceniliby wagi takich uroczystości, a jeszcze by co złego pomyśleli. 

Tak czy inaczej metropolita warszawski jest już w Rzymie, zatem w Auli Synodu podczas kolejnych sesji kongregacji kardynałów nie będzie już wybrzmiewać iście sułtańskie pytanie „czy przybył kardynał z Lechistanu?” 

Jakub Pytel