Najnowszy numer Catholic Herald opisuje przypadek amerykańskiego stałego diakona, który w roku 2001 za wstawiennictwem sługi bożego kardynała Newmana został uleczony z ciężkiego schorzenia kręgosłupa.
Siedemdziesięcioletni dziś John Sullivan wystąpił przed kamerami katolickiej stacji telewizyjnej EWTN, gdzie opowiedział o swoich zmaganiach z chorobą, którą został dotknięty podczas kursu przygotowującego do święceń diakonatu w Seminarium Św. Jana w Plymouth w Massachusetts. Cierpienie uniemożliwiało mu normalną egzystencję i Sullivan musiał poddać się dwóm operacjom, po których jednak lekarze nie dawali mu szans na powrót do dawnej formy. Targany bólami modlił się w prostych słowach: Proszę, kardynale Newman, wstaw się do Boga, by pozwolił mi wrócić do nauki i zostać wyświęconym.
We wrześniu 2002 roku, w dniu, w którym przyjął święcenia, dowiedział się, że jego przypadek został przedstawiony w Rzymie do zbadania przez konsultę medyczną przy Kongregacji ds. Kanonizacji i skierowany do dalszych prac. Obecnie oczekuje się ostatecznego orzeczenia, czy uzdrowienie można wytłumaczyć w sposób naturalny, czy też nie. Jeśli komisja nie znajdzie żadnego medycznego uzasadnienia dla poprawy stanu zdrowia Sullivana (która zgodnie z prawem kanonicznym musiała być doskonała, nagła, pełna, trwała i poświadczona), to Ojciec Święty promulguje dekret o cudzie i wyznaczy datę beatyfikacji.
Przy takim obrocie spraw do ogłoszenia Newmana błogosławionym może dojść jeszcze latem bieżącego roku – twierdzi Sullivan. Watykan jednak nie udziela żadnych informacji dotyczących przebiegu prac komisji medycznej, a rzecznik oratorianów z Birmingham powiedział tylko, że ojcowie z niecierpliwością oczekują formalnego powiadomienia o postępach w procesie Newmana.
John Sullivan ma żonę, troje dorosłych dzieci i jest emerytowanym urzędnikiem sądowym. Posługę diakona pełni w kościele św. Tekli w Pembroke koło Bostonu. Niezależnie od poglądów dotyczących udzielania święceń diakonatu żonatym mężczyznom trzeba dziękować Bogu za to uzdrowienie, które może otworzyć słynnemu angielskiemu konwertycie drogę na ołtarze i - w przyszłości - do uzyskania zupełnie zasłużonego tytułu Doktora Kościoła, a pewnemu pobożnemu Amerykaninowi do - jak sam mówi - służby Bogu i Kościołowi najlepiej jak potrafi.
Ufajmy tylko, że nikomu nie przyjdzie do głowy uczynić Newmana patronem stałych diakonów!