Józef z Arymatei ... poprosił aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego ciało. Przybył również i Nikodem ... i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania (...). Tam to więc ... złożono Jezusa, bo grób znajdował się w pobliżu (Jan 19,38-42).
Wierni udający się na groby zmarłych mogą zauważyć coraz bardziej rozrastające się pola urnowe. Od kilku lat można obserwować lawinowo wzrastającą liczbę kremacji. Zapewne wielu katolików nie pierwszy raz zada sobie pytania o to, skąd wzięła się tak wielka popularność tego rodzaju pochówku, dlaczego tak wielu ludzi zdecydowało odrzucić tradycyjny pogrzeb i czego w tej materii naucza Kościół.
Prognozy mówią, że w północnych regionach Europy (z wyjątkiem Irlandii) w najbliższych latach liczba zmarłych spalonych po śmierci będzie o 20% większa od liczby pogrzebanych w ziemi. W niektórych krajach prawo już stanowi, że nie jest konieczne, aby zmarły pozostawiał odpowiednie dyspozycje – o kremacji może zdecydować rodzina. Stanowi to prawne uznanie spopielania zwłok za równorzędny sposób pochówku.
W polskiej rzeczywistości kulturowo-religijnej kremacja zaczyna odgrywać coraz większą rolę, choć ze względu na jej procentowy udział w ogólnej liczbie pochówków na tle państw Europy Zachodniej trudno uznać ją za zjawisko masowe. Jednak swoisty fenomen stanowi fakt, że w krótkim czasie i bez zmasowanej kampanii medialnej udało się przełamać nie tylko tysiącletnią tradycję i zmienić związaną z nią obrzędowość, ale nawet przełamać całkiem nowe tabu jakie otoczyło kremację w skutek tragicznych wydarzeń II wojny światowej. Warto tu powołać się na przykład Turynu we Włoszech, gdzie zwiększenie się liczby kremacji było efektem długiej, kosztownej i dobrze przygotowanej kampanii reklamowej przeprowadzonej przez władze miasta. Aby zachęcić nieprzekonanych, głównie katolików, posługiwano się sloganami w rodzaju: Dusza nie ulega spaleniu, wobec których Kościół z różnych powodów zachował milczenie.
Jaki wobec tego był i jest stosunek Kościoła do tego rodzaju praktyk? Kodeks Prawa Kanonicznego (can. 1176 § 3) mówi: „Kościół usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał zmarłych. Nie zabrania jednak kremacji, jeśli nie została ona wybrana z powodów przeciwnych nauce chrześcijańskiej”. Przepis ten z jednej strony „usilnie zaleca” zachować tradycyjny zwyczaj nazywając go „pobożnym”, z drugiej zaś „nie zabrania kremacji” opatrując owo zezwolenie jednym, jakże mało precyzyjnym warunkiem. Staje więc przed katolikiem wybór pomiędzy wypełnieniem usilnego zalecenia Kościoła, a realizacją tego, czego pod pewnymi warunkami Kościół nie zabrania. Trudno chyba znaleźć argumenty za drugą z możliwości.
Aby unaocznić nadzwyczajność owej zgody na kremację trzeba zarysować kontekst historyczny związany z reformami lat 60. i stosunek Kościoła do palenia zwłok w trakcie wcześniejszych blisko 2000 lat jego istnienia. Co skłoniło papieża Pawła VI do złagodzenia rygorów dot. chrześcijańskiego pochówku i przełamania tradycji skrupulatnie strzeżonej przez Kościół od samych jego początków? Jak twierdzą jedni, papież kierował się chęcią uświęcenia zwyczajów pogrzebowych w krajach misyjnych i ułatwienia pracy duchownym często borykającym się z problemem faktycznej niemożności wytrzebienia kremacji z obrzędowości ich afrykańskich czy indyjskich wiernych. Jak chcą inni, była to decyzja podjęta w gorącym czasie posoborowych przemian i pod wielką presją środowisk liberalnych katolików.
Tak czy inaczej decyzja ta nie przyniosła oczekiwanych skutków. Misjonarze spotkali się z protestami już nawróconych, nawróceni a praktykujący kremację widząc ustępstwa zażądali akceptacji i innych zwyczajów z wielożeństwem włącznie. Poganie pozostali obojętni, a mahometanie mieli pretekst do okrzyknięcia katolickich misjonarzy barbarzyńcami równymi poganom. W Europie natomiast zmniejszyła się liczba nie tylko tradycyjnych pochówków, ale także liczba pochówków urnowych i pochówków religijnych w ogóle. Z wielką fantazją, w trakcie świeckich ceremonii, rozsypywano spopielone szczątki zmarłych na specjalnych polach usytuowanych już nie tylko na cmentarzach, ale i w parkach, w ulubionych miejscach zmarłych: na plażach, w morzu, w ulubionym ogrodzie, czy pozostawiano „blisko rodziny” - w urnie na kredensie (sic!). Do absurdu doprowadzono sprawę we Francji, Szwecji i USA, gdzie firmy zaczęły oferować przerabianie prochów na nawóz, a wszystko pod hasłem „odrodzisz się jako twój ulubiony kwiat”. Nie zagłębiając intencji jakie przyświecały Pawłowi VI, w świetle obecnych praktyk trudno nie przyznać racji Tertulianowi, który u początków Kościoła, mówił że „kremacja jest najbardziej dzikim zwyczajem”. Nie sposób oprzeć się refleksji, że reformatorzy, którzy programowo i często wbrew faktom powołują się na istnienie pewnych zwyczajów w Kościele starożytnym (komunia na rękę, celebracja versus populum itp.) negują jedną z najstarszych tradycji, a ów „postęp” potrafią uzasadnić jedynie względami utylitarnymi, błahymi lub po prostu fałszywymi. Argument braku miejsca na cmentarzach upada w świetle statystyk demograficznych, a o kwestiach higieny, możliwości tańszego transportu czy pochówku nie wypada nawet wspominać – najbardziej praktyczne postępowanie z ludzkim ciałem opisano w „Medalionach”.
Należy zadać podstawowe pytanie: czy w rzymskich katakumbach znajdziemy choć jedną urnę z prochami? Otóż nie! Przeciwnie, pierwsi chrześcijanie narażali się na śmierć, aby zapewnić godny pochówek swym współbraciom chroniąc ich ciała przed spaleniem na stosie.
Kościół oczywiście nigdy nie twierdził, że sprowadzenie zwłok do postaci prochu za pomocą ognia uniemożliwia odtworzenie ciała w chwili zmartwychwstania i potwierdza, że kremacja sama w sobie nie pozostaje w sprzeczności z żadnym dogmatem katolickim. Jednak doktryna chrześcijańska w dziedzinie spraw ostatecznych wyróżnia się wielka oryginalnością jeśli chodzi o los ciała po śmierci człowieka. O ile niemal każda religia zakłada nieśmiertelność duszy, o tyle jedynie chrześcijaństwo ujęło w dogmat zmartwychwstanie ciał. Żadna wiara poza chrześcijańską z taką pewnością nie zakłada zmartwychwstania ciał, które przyjmą tożsamość danej osoby. Ta prawda tak mało przystępna dla rozumu, niczym dogmat o Trójjedynym Bogu, stanowi punkt wyjścia dla wielu prawd katolickich, zaś Kościół, aby podtrzymać wiarę w tę prawdę zawsze odrzucał praktykę palenia zwłok. W 1926 r. Święte Oficjum określiło kremację jako „bezbożną i gorszącą, a więc zakazaną”, a Kodeks Prawa Kanonicznego obowiązujący do 1983 r. postanawiał: „Kto zarządził, aby jego ciało zostało spalone, a przed śmiercią nie wykazał żadnej oznaki skruchy, ma być pozbawiony pochówku kościelnego”. Gdy umiera ciało odłącza się dusza i przestaje istnieć człowiek w swej pełni, ale to ciało, które było człowiekiem i które będzie człowiekiem w dniu zmartwychwstania (może nie takim samym, ale z pewnością tym samym) zasługuje na troskę i godny pochówek, bowiem zwyczaj chrześcijańskiego pochówku bierze początek ze swych starotestamentalnych korzeni. Chcąc naśladować Chrystusa winniśmy uszanować symbolikę zmartwychwstania – Jego ciało nie zostało wydane na spalenie, lecz namaszczone wonnymi olejami, przykryte całunem i z wielką czcią złożone w grobie. Nie sposób również nie wspomnieć o biblijnej, pawłowej idei ziarna rzuconego w ziemię, aby obumarło i wydało plon; ciała wzbudzonego i powstałego do życia jako niezniszczalne.
Religia wyraża niewidzialną rzeczywistość w znakach i aby uszanować symbolikę zmartwychwstania Kościół od samego początku swego istnienia nieustannie sprzeciwiał się paleniu zwłok jako praktyce pogańskiej. Nie można nie zauważyć, że kremacja jest antyznakiem zmartwychwstania, a odbierając obrzędom pogrzebowym połowę symboliki, pozbawia znaczenia język pierwszych chrześcijan: cimitero, cmentarz – miejsce spoczynku, depositione, złożenie do grobu, złożenie w ziemi jako depozyt, który odbierzemy przy zmartwychwstaniu, reliquiae martyrum, szczątki świętych męczenników – szczególnie złączonych z ofiarą Chrystusa i cześć im oddawana, gdzie na ich grobach odprawiano Msze św. Dlatego dla pierwszych chrześcijan spalenie zwłok było dowodem niewiary! Ciało ludzkie zawsze jest godne czci. Jest bowiem świątynią Ducha św. mieszkającego w duszy sprawiedliwej, a ponieważ dla nas pozostaje tajemnicą, czyje ciało należy do Chrystusa, a czyje nie. Innymi słowy, kto umarł śmiercią dobrą a kto złą – więc otaczamy prawdziwą czcią religijną ciała wszystkich umarłych. Jest więc rzeczą niewłaściwą niszczyć w gwałtowny sposób rzecz uświęconą i należącą mistycznie do Chrystusa. Jednak dla wielu katolików argumentem na korzyść kremacji jest świadomość ohydy rozkładu ciała. Jednak ten naturalny proces również należy do religijnej rzeczywistości znaku – w rozkładzie ciała wybitnie ujawnia się kara za grzech pierworodny, w którym poczęte jest ciało – prochem jesteś i w proch się obrócisz. Rozkład ciała jest karą dla umierających w grzechu, dla sprawiedliwych natomiast jest tylko skutkiem grzechu, którego pokorne przyjęcie, mocą posłusznego poddania się, z jakim człowiek przyjmuje śmierć i jej skutki, może pośrednio mieć moc zasługującą. Należy więc, pozostawić ciało naturalnemu procesowi rozkładu, zwłaszcza jeśli rozkład ten ma tak głęboki sens.
Wraz z końcem epoki starożytnej i rozwojem potęgi Christianitas kończy się czas stosów pogrzebowych. Praktycznie, poza nieznaczącymi epizodami, problem kremacji nie zaistniał aż do epoki Oświecenia. Schyłek XVIII i początek XIX wieku, to czas terroru jakobinów, którzy jednak w czasie swojej dyktatury nie ośmielili się – wobec wielkiego sprzeciwu ludu – włączyć kremacji do pakietu ustaw dechrystianizacyjnych. Dopiero w XIX wieku, to co nie powiodło się podczas Rewolucji Antyfrancuskiej, podjęły loże wolnomularskie. W Europie, zwłaszcza w krajach katolickich, z inicjatywy lóż powstawały liczne towarzystwa kremacyjne, z których wiele istnieje do dziś (aby się o tym przekonać wystarczy odwiedzić choć jedną z europejskich nekropolii, gdzie nietrudno znaleźć krematoria ozdobione ekierkami, kielniami, pentagramami, liśćmi akacji itp.). Widać więc, że kremacja jako taka w najlepszym razie obca jest rzeczywistości chrześcijańskiej, w najgorszym była symbolem zaparcia się wiary i wrogości wobec uczniów Chrystusa.
Choć katolik musi być świadomy, ze nie wolno mu pozbawiać Kościoła oręża jakim jest asymilacja pewnych, nawet wrogich a powszechnych zwyczajów, nadawania im chrześcijańskiego charakteru i zaszczepiania ewangelicznej treści, to w obliczu praktyki czasów dzisiejszych, wydaje się, że tę bitwę należy uznać za przegraną i z pokorą przyznać rację pierwszym uczniom Jezusa Chrystusa, gdyż zjawisko dostosowania się za wszelką cenę do „ducha postępu” przynosi szkody z których zaledwie najmniejszą stanowi brak czytelności nauki chrześcijańskiej.
Jakub Pytel
Literatura
* Vittorio Messori, Przemyśleć historię. Katolicka interpretacja ludzkiego losu, t. II Wydawnictwo M, Kraków 1999.
* Romano Amerio, Iota unum, Ed. Kirchliche Umschau, 2000.
* Ks. Aleksander Żychliński, Życie pozagrobowe, Oficyna Wyd. VIATOR, Warszawa 1999.
* Kodeks Prawa Kanonicznego (CIC 1983).
* Codex Iuris Canonici 1917.
Tekst został opublikowany na łamach biuletynu
Poznańskiego Środowiska Wiernych Tradycji Łacińskiej Ecclesia Dei w październiku 2002 r.