Kanclerz Niemiec Angela Merkel odwiedziła obóz w Heidenau w
Saksonii, gdzie obecnie przebywa ok. 250 uchodźców z Afryki i Bliskiego
Wschodu. Mieszkańcom miasta, którzy organizują protesty przeciwko ich obecności
i w ogóle przeciwko polityce imigracyjnej Berlina, kanclerz odpowiedziała, że „traktowanie
z godnością ludzi, którzy szukają schronienia, jest elementem niemieckiej
tożsamości”.
I trudno szefowej niemieckiego rządu nie przyznać racji – jest
to element niemieckiej tożsamości przynajmniej od 75 lat, od rozpoczęcia akcji „Heim
ins Reich” (pol. Powrót do Rzeszy), w
ramach której przesiedlano do Rzeszy ludność niemiecką z obszaru krajów
bałtyckich, Związku Sowieckiego i Rumunii. Rzeczywiście, przesiedleńców
traktowano z godnością, na jaką zasługiwali ludzie szukający schronienia. Problem
w tym, że wspomniani przesiedleńcy nie trafiali tylko do Niemiec, ale również –
ku ich wielkiemu zaskoczeniu i niezadowoleniu – do okupowanej Polski. Oni byli
traktowani z godnością, czego nie można powiedzieć o Polakach wyrzucanych z
domów, żeby zrobić dla nich miejsce.
Być może jest to analogia grubo przesadzona, ale tylko taka
przychodzi mi do głowy, gdy słyszę, że Polska „w ramach europejskiej
solidarności” ma przyjmować imigrantów będących gośćmi rządu niemieckiego. Pora
zacząć prowadzić własną politykę imigracyjną opierającą się, owszem, na
chrześcijańskim miłosierdziu, ale też rozumną i sprawiedliwą – szczególnie dla
rodaków zza wschodniej granicy oraz dla braci w Chrystusie.
Jakub Pytel