I
anioł rzekł do nich: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która
będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,
którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 10,11).
Pokora
i radość – oto dwie główne lekcje, które płyną dla nas z dzisiejszego święta. Jest
to dzień, kiedy szczególniej stawia się przed nami tę niebiańską doskonałość i ten
stan, który czyni człowieka miłym w oczach Boga – i który jest lub może być
udziałem większości ludzi – stan pokornego i ukrytego życia oraz towarzyszącej
mu radości. Jeżeli przejrzymy pisma historyków, filozofów i poetów tego świata,
odniesiemy wrażenie, że to ludzie wielcy są szczęśliwi. Nasze myśli i serca skierują
się ku temu, co wyniosłe. Skoncentrujemy się na dziwnych kolejach losu i
szczególnych zdolnościach radzenia sobie z tymiż; na pamiętnych bojach i
zmaganiach, i na przeznaczeniu do wielkości. Zaczniemy uważać, że wspaniałość
życia polega na szukaniu dobra – nie zaś na radowaniu się z jego posiadania.
A jednak, kiedy zastanowimy
się nad dzisiejszą uroczystością oraz nad wydarzeniem, które upamiętnia, otworzy
się przed nami nowa i zupełnie inna perspektywa. Przypomniano nam bowiem, że
choć to życie będzie z konieczności pełne trudu i znoju, to jednak, ściśle
mówiąc, nie musimy poszukiwać już tego, co jest naszym najwyższym dobrem –
ponieważ zostało ono przyniesione dla nas [z góry] i znajduje się blisko nas. A
jest nim zstąpienie na ten świat Syna Bożego z łona Ojca. Dobro to przechowuje
się dla nas tu, na ziemi. Ci, którzy gorąco łakną prawdy, nie muszą więcej w
trudzie poszukiwać tego, co jawi im się jako wartość najwyższa. Nie potrzebują,
jak w czasach pogańskich, wędrować i narażać się na niebezpieczeństwa w pogoni
za tą nieznaną szcześliwością, której w sposób naturalny pożądają ich serca.
Tekst zwraca się do nich i do wszystkich innych: „Dziś w mieście Dawida
narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan“ .
Nie musimy już uganiać się za rzeczami, które nasz próżny świat uważa za dobre i szlachetne. Chrystus bowiem odebrał wszelką wartość temu, co w poważaniu u świata, kiedy przyjął tę rangę i to miejsce w hierarchii, którymi świat doczesny pogardza. Żaden los nie mógł być zwyklejszy ani niższy niż ten, który Syn Boży wybrał dla siebie. A zatem to są te dwie lekcje, które niesie ze sobą Uroczystość Bożego Narodzenia: zamiast troski wewnątrz oraz głębokiego smutku na zewnątrz, zamiast znojnego poszukiwania wielkich rzeczy – radość i wesołość; i to pośród tych przyziemnych i zwyczajnych okoliczności życia, które ten świat lekceważy i które ma za nic.
Nie musimy już uganiać się za rzeczami, które nasz próżny świat uważa za dobre i szlachetne. Chrystus bowiem odebrał wszelką wartość temu, co w poważaniu u świata, kiedy przyjął tę rangę i to miejsce w hierarchii, którymi świat doczesny pogardza. Żaden los nie mógł być zwyklejszy ani niższy niż ten, który Syn Boży wybrał dla siebie. A zatem to są te dwie lekcje, które niesie ze sobą Uroczystość Bożego Narodzenia: zamiast troski wewnątrz oraz głębokiego smutku na zewnątrz, zamiast znojnego poszukiwania wielkich rzeczy – radość i wesołość; i to pośród tych przyziemnych i zwyczajnych okoliczności życia, które ten świat lekceważy i które ma za nic.
Rozważmy dokładniej tę piękną historię, do której należy przytoczony tekst.
Po
pierwsze, co czytamy przed dzisiejszą lekcją [Ewangelii]? – to, że tej nocy
jacyś pasterze trzymali straż przy swoich stadach i że ukazali się im aniołowie.
Dlaczego jednak miałyby się im ukazać hufce anielskie? Co takiego w owych
pasterzach zwróciło uwagę aniołów i Pana Zastępów? Czy pasterze ci posiadali
jakąś szczególną wiedzę; czymś się wyróżniali? Czy byli możni i potężni? Czy słynęli
z pobożności lub uzdolnień? Nie istnieje żaden przekaz, który kazałby nam tak sądzić.
Możemy bezpiecznie przyjąć, że posiadali jakąś wiarę - przynajmniej niektórzy z
nich („bo temu, który ma, będzie dodane”). Nic jednak nie wskazuje na to, że
byli bardziej święci i że mieli więcej [duchowego] światła aniżeli inni dobrzy
ludzie tamtych czasów, oczekujący nadejścia pocieszenia dla Izraela. Co więcej, nie ma powodów, by przypuszczać, że pasterze ci
byli lepszymi ludźmi niż inni znajdujący się w podobnych warunkach życiowych: owszem,
byli prości, bojący się Boga, lecz bez jakiejś szczególnie rozwiniętej
pobożności czy ukształtowanych nawyków religijnych. Dlaczego zatem zostali wybrani?
– dlatego, że byli biedni i nieważni. Wszechmogący Bóg spogląda na biednych i
nisko urodzonych z pewnego rodzaju szczególną miłością lub, jak by to można
określić, upodobaniem. Możliwe, że człowiek – upadłe, zależne od innych i nędzne
stworzenie – jest na właściwym miejscu w poniżeniu i biedzie; natomiast władza
i bogactwa, choć ich posiadanie w przypadku niektórych jest czymś
nieuniknionym, są dla człowieka tylko nienaturalnym dodatkiem. Tak jak istnieją
nieatrakcyjne (lecz niezbędne) zawody i profesje i chociaż korzystamy z usług
tych, którzy w nich pracują (tym większym ich darząc szacunkiem), to jednak czujemy
się szczęśliwi, że sami nie musimy ich wykonywać. I podobnie, jak żywimy
wdzięczność i szacunek dla żołnierskiego rzemiosła, chociaż sami nie mamy w nim
upodobania, tak też małość i pokora milsze są w oczach Boga aniżeli wielkość –
ta bowiem mniej do nas pasuje.
A
zatem to pasterzom, wybranym dla ich niskiej pozycji, przekazana została wieść
o narodzinach Pana; i to im dano poznać tajemnicę nieznaną książętom tego świata.
Jakiż kontrast jawi się
naszym oczom, gdy zważymy, kim byli wysłannicy Boga. Oto z Jego rozkazu poselstwo do pasterzy sprawują sami
potężni aniołowie. Spotykają się najwyższe i najniższe z Bożych stworzeń
rozumnych. Oto grupa biednych, borykających się z losem, wystawionych na
zimno i ciemności nocy ludzi, którzy strzegą swoich stad przed drapieżnikami i
rabusiami. Ich myśli wypełniają wyłącznie rzeczy przyziemne, a oni, z psami u
boku, zajmują się przeliczaniem stad, nasłuchując głosów na równinie, martwiąc
się pogodą i wyczekując nadejścia dnia. I nagle nawiedzają ich przybysze tak
bardzo rożni od tych, których mogli oczekiwać. Wiemy, jak ciasny i ograniczony
jest horyzont myślowy takich ludzi; jak małe i zwyczajne są przedmioty, czy raczej
jedna lub dwie rzeczy, które, stale i niezmiennie zajmują ich umysły. Ludzie
wystawieni na upał, zimno i deszcz, cierpiący głód i nagość, znoszący trudy i
niewolę przestają się właściwie troszczyć o cokolwiek, a ich życie - bez uczuć,
a tym bardziej refleksji – biegnie do przodu w sposób nieledwie mechaniczny.
Takim
to ludziom ukazał się anioł – aby otworzyć ich umysły, aby pouczyć ich, że nie
muszą żyć w smutku i niewoli tylko dlatego, że zajmują niskie miejsce w świecie.
Przyszedł do nich, jak gdyby chciał pokazać, że Bóg wybrał biednych tego świata
na dziedziców swego królestwa i w ten sposób okazał szacunek dla ich [ciężkiego]
losu. Powiedział im: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która
będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,
którym jest Mesjasz, Pan”.
A teraz druga nauka, która, jak powiedziałem, płynie z dzisiejszego Święta. Już przez sam fakt ukazania się
pasterzom Anioł uczcił i wywyższył pokornych i nisko urodzonych. Następnie
przez ogłoszoną im dobrą nowinę pouczył ich, że powinni się radować. Objawił im
rzeczy tak wzniosłe i nie na miarę tego świata, że zrównał tych, co wysoko i
tych, co nisko, bogatych i biednych, jednych z drugimi. Powiedział im: „Nie
bójcie się“. Zwrot ten, jak może zauważyliście, często pojawia się w Piśmie
Świętym – jak gdyby człowiek potrzebował tego rodzaju zapewnienia i wsparcia,
zwłaszcza, gdy staje w Bożej obecności. Anioł rzekł im, „Nie bójcie się“, gdy
zobaczył, jak bardzo jego obecność przestraszyła pasterzy. Nawet mniejszy cud,
co zrozumiałe, wzbudziłby w nich lęk. Dlatego anioł powiedział: „Nie
bójcie się“. Jest czymś naturalnym, że odczuwamy strach przed posłańcami
z innego świata. Nasze sumienia są bowiem niespokojne, jeśli pozostawić
nas samych sobie. Myślimy wtedy, że przybycie takiego posłańca zwiastuje jakieś
nieszczęście. Poza tym, w tak niewielkim stopniu uświadamiamy sobie istnienie
świata niewidzialnego, że gdyby anioł lub jakiś duch pojawił się przed nami, bylibyśmy
wystraszeni z powodu naszej niewiary – ponieważ nasze umysły pojęły jakąś prawdę,
której wcześniej nie rozumieliśmy. Tak więc z tego czy innego powodu
pasterze byli wylęknieni, gdy rozbłysła wokół nich chwała Boża. I anioł rzekł
im: „Nie bójcie się“. Odrobina religii powoduje, że się boimy, ponieważ
niewielka ilość światła rzucona na nasze sumienie ujawnia [tkwiącą w nas] ciemność – nic, tylko niedola,
cierpienie i strach. Rozlewająca się chwała Boga wzbudza strach. Jego świętość,
wielkość Jego przykazań i wiążące się z nimi trudności, ogrom Jego potęgi,
niezawodność Jego słowa przerażają grzesznika. Inni zaś, widząc, że się boi,
myślą, że to religia doprowadziła go do tego stanu – chociaż ten nawet nie zaczął
być człowiekiem religijnym. To ludzie uważają go za religijnego, gdy on jedynie
doświadcza wyrzutów sumienia. Ale religia jako taka nie tylko nie wzbudza
strachu i przerażenia, lecz głosi ustami anioła: „Nie bójcie się“, takie jest
bowiem Jego miłosierdzie. Wszechmogący Bóg rozlał wokół nas swoją chwałę, ale
chwała ta niesie nam pocieszenie, jest to bowiem światło chwały Bożej na
obliczu Jezusa Chrystusa (por. 2 Kor 4; 6). W ten sposób posłaniec
Boży złagodził oślepiającą jasność Ewangelii w noc pierwszego Bożego Narodzenia.
Chwała Boża najpierw przestraszyła pasterzy, dlatego anioł dodał dobre słowo,
aby wprowadzić ich w bardziej odpowiedni, szczęśliwszy nastrój. A wtedy
pasterze rozradowali się.
I anioł rzekł: „Nie bójcie
się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście
Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan“. A gdy skończył mówić,
„nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich,
które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom
Jego upodobania“. Oto słowa, które posługujące Chrystusowi i Jego świętym
błogosławione duchy skierowały w tę noc
łaski do pasterzy: aby wydźwignąć ich z przygnębienia wywołanego zimnem i
głodem, aby napełnić ich wielką radością i pouczyć, że Bóg miłuje ich tak samo
jak największych ludzi na ziemi. A nawet więcej, bowiem to im najpierw
obwieścił, co się wydarzyło tej nocy. Oto Syn Boży przychodzi na świat – o takich
wydarzeniach powiadamia się bliskich przyjaciół, tych, których kochamy, tych,
którzy bądą się z nami współradować – nie zaś obcych. Wszechmogący Bóg nie mógł
być bardziej wpaniałomyślny i wyraźniej okazać swojej łaski pokornym i tym,
którzy nie mają przyjaciół, jak tylko spiesząc się (jeżeli wolno mi użyć
takiego wyrażenia), by powierzyć tę wielką i radosną tajemnicę pasterzom
czuwającym w nocy przy swoich stadach.
Wówczas anioł udzielił im pierwszej nauki o pokorze przemieszanej z radością. Lekcja nieskończenie wspanialsza zawarta jest jednak w samym wydarzeniu, o którym anioł powiadomił pasterzy – w narodzinach Świętego Dziecieciątka Jezus. Ogłosił to w następujących słowach: „Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie“. Otóż, pasterze słysząc, iż Mesjasz Boga przyszedł na świat, niewątpliwie poszukiwaliby go w królewskich pałacach, nie umieliby bowiem wyobrazić sobie, że stanie się On jednym z nich, ani że będą mogli się doń zbliżyć. Dlatego anioł powiedział im, gdzie Go znajdą – nie tylko po to, aby dać im znak, lecz także, aby udzielić im lekcji.
„Pasterze zas mówili nawzajem do siebie: Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił“. Pójdźmy wraz z nimi, by oglądać ów drugi, większy cud, ogłoszony im przez anioła: narodziny Chrystusa. Św. Łukasz mówi o Błogosławionej Dziewicy: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie“. Jakiż to wspaniały znak dla całego świata! Dlatego anioł powtórzył to samo pasterzom: „Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie“. Bóg Nieba i ziemi, Logos Boga, który od początku przebywał w chwale z odwiecznym Ojcem, teraz narodził się w grzesznym świecie jako niemowlę; teraz spoczywal w ramionach swojej Matki, bezradny, jak się zdawało, i słaby, owinięty przez Maryję w pieluszki i ułożony do snu w żłobie. Syn Boga Najwyższego, Stwórca Wszechświata, stał się ciałem nie przestając być tym, kim był wcześniej. Stał się ciałem tak prawdziwie, jak gdyby przestał być tym, kim był i naprawdę przemienił się w ciało. Uniżył się, aby stać się dzieckiem Maryi, by śmiertelna kobieta mogła brać Go na ręce, by żyć pod czujnym spojrzeniem i czułą opieką Matki. Córa człowiecza stała się Matką Boga — dla Niej był to nie dający się wysłowić dar łaski, ale dla Niego – co za uniżenie! Porzucił swoją chwałę, aby stać się człowiekiem! Stał się nie tylko bezbronnym dzicięciem (choć już to samo było wystarczającym upokorzeniem), ale odziedziczył również wszystkie słabości i niedoskonałości naszej natury – o ile było to możliwe dla bezgrzesznej duszy. O czym myślał – jeżeli wolno zaryzykować tego rodzaju język lub pozwolić sobie na tego rodzaju refleksję o Nieskończonym – gdy po raz pierwszy doświadczył ludzkich uczuć, ludzkich smutkow, ludzkich braków? Jak ogromną tajemnicą, od początku do końca, jest Wcielenie Syna Bożego! Na miarę zaś tego wydarzenia są i łaska, i miłosierdzie towarzyszące Wcieleniu! Jaka zaś łaska – tak wielkie i owoce łaski.
Wówczas anioł udzielił im pierwszej nauki o pokorze przemieszanej z radością. Lekcja nieskończenie wspanialsza zawarta jest jednak w samym wydarzeniu, o którym anioł powiadomił pasterzy – w narodzinach Świętego Dziecieciątka Jezus. Ogłosił to w następujących słowach: „Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie“. Otóż, pasterze słysząc, iż Mesjasz Boga przyszedł na świat, niewątpliwie poszukiwaliby go w królewskich pałacach, nie umieliby bowiem wyobrazić sobie, że stanie się On jednym z nich, ani że będą mogli się doń zbliżyć. Dlatego anioł powiedział im, gdzie Go znajdą – nie tylko po to, aby dać im znak, lecz także, aby udzielić im lekcji.
„Pasterze zas mówili nawzajem do siebie: Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił“. Pójdźmy wraz z nimi, by oglądać ów drugi, większy cud, ogłoszony im przez anioła: narodziny Chrystusa. Św. Łukasz mówi o Błogosławionej Dziewicy: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie“. Jakiż to wspaniały znak dla całego świata! Dlatego anioł powtórzył to samo pasterzom: „Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie“. Bóg Nieba i ziemi, Logos Boga, który od początku przebywał w chwale z odwiecznym Ojcem, teraz narodził się w grzesznym świecie jako niemowlę; teraz spoczywal w ramionach swojej Matki, bezradny, jak się zdawało, i słaby, owinięty przez Maryję w pieluszki i ułożony do snu w żłobie. Syn Boga Najwyższego, Stwórca Wszechświata, stał się ciałem nie przestając być tym, kim był wcześniej. Stał się ciałem tak prawdziwie, jak gdyby przestał być tym, kim był i naprawdę przemienił się w ciało. Uniżył się, aby stać się dzieckiem Maryi, by śmiertelna kobieta mogła brać Go na ręce, by żyć pod czujnym spojrzeniem i czułą opieką Matki. Córa człowiecza stała się Matką Boga — dla Niej był to nie dający się wysłowić dar łaski, ale dla Niego – co za uniżenie! Porzucił swoją chwałę, aby stać się człowiekiem! Stał się nie tylko bezbronnym dzicięciem (choć już to samo było wystarczającym upokorzeniem), ale odziedziczył również wszystkie słabości i niedoskonałości naszej natury – o ile było to możliwe dla bezgrzesznej duszy. O czym myślał – jeżeli wolno zaryzykować tego rodzaju język lub pozwolić sobie na tego rodzaju refleksję o Nieskończonym – gdy po raz pierwszy doświadczył ludzkich uczuć, ludzkich smutkow, ludzkich braków? Jak ogromną tajemnicą, od początku do końca, jest Wcielenie Syna Bożego! Na miarę zaś tego wydarzenia są i łaska, i miłosierdzie towarzyszące Wcieleniu! Jaka zaś łaska – tak wielkie i owoce łaski.
Rozmyślajmy stale o tej wielkiej Tajemnicy, a będziemy mogli
orzec, czy jest cokolwiek tak wzniosłego, że nie mogłoby być skutkiem tego
cudownego rozrządzenia [Bożego]; czy istnieje jakaś tajemnica równie wspaniała
i łaska równie wielka jak te, które zostały nam objawione we Wcieleniu i śmierci
Syna Przedwiecznego. Gdyby powiedziano nam, że dzięki Wcieleniu staniemy się
jako Serafini; że wstąpimy tak wysoko, jak On zstąpił nisko — czy nadal by to
nas przerażało teraz, gdy anioł ogłosił pasterzom nowinę [o narodzeniu Jezusa]?
A taki w rzeczy samej jest skutek Wcielenia – o ile bez profanacji można
wyrazić to słowami. Pozostajemy ludźmi, ale nie zwykłymi ludźmi, lecz ludźmi
obdarowanymi na miarę tych wszystkich doskonałości, które w pełni należą do
Chrystusa. W jakimś stopniu każdy z nas uczestniczy w Jego Boskiej naturze – i
to tak bardzo, że tylko dlatego, iż to niemożliwe, Jego święci nie są tacy sami
jak On: On bowiem jest Stwórcą, oni zaś stworzeniami. A jednak są oni niemal
jak On; są tym wszystkim, czym być mogą bez naruszania niewyrażalnego majestatu
Najwyższego. Jego władza obdarzania chwałą pozostaje w proporcji do Jego własnej
chwały. Kiedy zatem mówimy, że przez Niego staniemy się jako bogowie — choć
oznacza to, że znajdujemy się nieskończenie niżej niż nasz wielki Stwórca — to
mówimy, że naprawdę będziemy wyżej niż jakiekolwiek byty tego świata; że będziemy
więksi od aniołów i archaniołów, Cherubinów i Serafinów. Oczywiście nie tutaj,
nie w naszej naturze, lecz w niebie, w Chrystusie. Chrystus jest pierworodnym z
naszego rodu, jest Bogiem i człowiekiem, który wstąpił do nieba, wyższy nad
wszelkie stworzenie. My zaś dzięki Jego łasce zmierzamy ku tej samej
szczęśliwości. Zadatek Jego chwały został nam już dany tu na ziemi. Jeżeli
okażemy się wierni, jej pełnię otrzymamy w życiu przyszłym.
Jeżeli
zatem tak rzeczy się mają, to płynąca z faktu Wcielenia lekcja radości jest równie
wspaniała jak lekcja pokory. Św. Paweł udziela nam takiej lekcji w swoim Liście
do Filipian: „To dążenie niech was ożywia: ono też było w Chrystusie Jezusie.
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być
z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się
podobnym do ludzi” (2; 5-7). Św. Piotr natomiast daje nam lekcję radości: „Wy,
choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie,
przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy,
gdy osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz” (1P 1; 8, 9).
Bracia,
zabierzcie te refleksje ze sobą do waszych domów. Niech w ten świąteczny dzień
towarzyszą wam one podczas spotkań rodzinnych i towarzyskich. Jest to dzień
radości – więc dobrze być radosnym a źle nie radować się. Na ten jeden dzień odrzućmy
ciężar naszych nieczystych sumień i radujmy się doskonałością naszego
Zbawiciela, Chrystusa: nie myśląc o sobie i o naszej nieszczęsnej grzeszności,
lecz kontemplując Jego chwałę, Jego sprawiedliwość, Jego czystość, Jego
majestat, Jego hojnie rozlewającą się miłość. Możemy radować się w Panu i
oglądać Go we wszystkich Jego stworzeniach. Możemy cieszyć się Jego doczesnymi
darami i, pamiętając o Nim, korzystać z przyjemnych rzeczy tego świata. Przez
wzgląd na Niego cieszmy się z obecności naszych przyjaciół, kochając ich przede
wszystkim z tego powodu, że On ich umiłował.
„Ponieważ
nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie
zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy
żywi, czy umarli, razem z Nim żyli (1Tes, 5; 9,10). Prośmy o dar radosnego
serca, zrównoważonego charakteru, słodyczy, łagodności i jasnego umysłu - byśmy
chodzili w Jego światłości i Jego łasce. Prośmy Go, by dał nam ducha zawsze
hojnej, niewyczerpanej miłości, która pokonuje i przezwycięża trudności życia
swoim własnym bogactwem i siłą; a przede wszystkim, która łączy nas z Nim –
źródłem i ośrodkiem wszelkiego miłosierdzia, łaskawej miłosci i radości.
John Henry Newman, Parochial and Plain Sermons, v. 8, Religious Joy, London 1908, s.
244 – 255; tłum. Paweł K. Długosz