Jako poznaniak mam
duży sentyment do Biblii Poznańskiej.
Nie chodzi tylko o lokalny patriotyzm, ale o to, że przed laty miałem możliwość
słuchania niezwykle interesujących wykładów współtwórców tego przekładu Pisma
Świętego: ks. Mariana Wolniewicza (naprawdę niewiele brakowało, żeby zgodził się
być jednym z celebransów poznańskich Mszy trydenckich), ks. Jana Kantego Pytla
i ks. Zbigniewa Kaznowskiego. Uczucia nie przesłaniają mi jednak zasadniczej
wady tego tłumaczenia, które jako całość jest mało spójnie – po prostu nie da
się ukryć, iż jest to dzieło wielu tłumaczy dokonane na przestrzeni wielu lat.
I chyba właśnie dlatego bardziej cenię sobie Biblię Warszawsko-Praską, która jest dziełem życia jednego
człowieka – ks. bp Kazimierza Romaniuka.
Biblia bp. Romaniuka jest drugim od czasów ks. Jakuba Wujka całościowym przekładem Pisma Świętego na język polski dokonanym przez jednego tłumacza. Nie twierdzę, że to dzieło doskonałe, bo o takie spod ludzkiej ręki nie wychodzą. Po prostu dla przeciętnego czytelnika Pisma Świętego (a zatem dla ogromnej większości – również dla mnie) jest to tłumaczenie najlepsze, bo komunikatywne. Jego język nie jest ani zbyt archaiczny, ani przesadnie współczesny, a zastosowanie peryfraz czyni wiele fragmentów bardziej zrozumiałymi bez konieczności zamieszczania kolejnych przypisów upodabniających księgi Starego i Nowego Testamentu do pracy naukowej (ciekawe, że dzięki temu przekład bp. Romaniuka traktowany jest jako „częściowo ekumeniczny”).
Biblia bp. Romaniuka jest drugim od czasów ks. Jakuba Wujka całościowym przekładem Pisma Świętego na język polski dokonanym przez jednego tłumacza. Nie twierdzę, że to dzieło doskonałe, bo o takie spod ludzkiej ręki nie wychodzą. Po prostu dla przeciętnego czytelnika Pisma Świętego (a zatem dla ogromnej większości – również dla mnie) jest to tłumaczenie najlepsze, bo komunikatywne. Jego język nie jest ani zbyt archaiczny, ani przesadnie współczesny, a zastosowanie peryfraz czyni wiele fragmentów bardziej zrozumiałymi bez konieczności zamieszczania kolejnych przypisów upodabniających księgi Starego i Nowego Testamentu do pracy naukowej (ciekawe, że dzięki temu przekład bp. Romaniuka traktowany jest jako „częściowo ekumeniczny”).
Biblia
Warszawsko-Praska jest oczywiście cały czas obecna na regałach
księgarskich. Problemem było to, że jej dotychczasowi wydawcy jakby niezbyt dbali
o to jak się prezentuje. W ogóle wydawcy zdają się być przekonani, że Pismo
Święte jest albo użytkowe, albo ozdobne. To pierwsze należy przygotować do
druku w małym formacie, na cienkim papierze, w miękkiej oprawie i niskim
kosztem, a drugie jako opasłe i drogie tomiszcze ze złoconymi brzegami stron –
jakby niemożliwe było wydanie naprawdę eleganckiego
Pisma Świętego, po które nikt nie będzie bał się sięgnąć z obawy o stan złoceń.
I tutaj
niespodzianka. Otóż przed kilkoma tygodniami dzięki krakowskiemu Wydawnictwu M rynek księgarski
wzbogacił się o kolejne wydanie Biblii w przekładzie bp. Romaniuka. Zdaje się ono
spełniać większość oczekiwań – przynajmniej moich. Ma w miarę duży, lecz wciąż
poręczny format (21x30 cm), elegancką oprawę, podobną typografię, delikatne,
nieprzesadne zdobienia. Jej atutem jest ponad setka ilustracji autorstwa
Gustawa Doré, co dodatkowo podkreśla „jedność” tej publikacji – jeden tłumacz i
jeden ilustrator. Wybór czarno-białych rycin z pewnością spodoba się tym
czytelnikom, którzy doceniają prostą elegancję (kolorowe reprodukcje malarzy
włoskiego renesansu są piękne, przyznaję, ale nagromadzone w jednym wydaniu
Biblii czynią z niej pstrokaty album dla początkujących historyków sztuki, a to
nie licuje z powagą Księgi). Ilustracje Doré co prawda wydają się znane, ale każdy,
kto weźmie do ręki tę publikację, przekona się, że to tylko wrażenie, że naprawdę
zna ich zaledwie kilka. To dowód, iż jego prace bardzo pobudzają wyobraźnię – nie
tylko dzieci. Kolejnym atutem jest cena, dzięki której kupującemu ze stuzłotowego
banknotu (i to po opłaceniu przesyłki) pozostanie jeszcze dość pieniędzy, żeby kupić – odpowiednio do swego stanu
– dobre wino mszalne lub bukiecik tulipanów dla żony.
Do wad tego wydania
zaliczyłbym jedynie, że zawiera – jak wiele innych Biblii „rodzinnych” –
różnego rodzaju tabelki tworzące rodzaj familijnej księgi parafialnej, gdzie wpisuje się imiona i ważne daty z dziejów życia sakramentalnego
poszczególnych osób.
Według mnie wystarczyłyby dwie-trzy wolne karty, jeśli to w ogóle
konieczne. Mam jednak świadomość, że dla wielu klientów – może nawet dla
większości – coś takiego może być atutem.
Inną sprawą jest
opatrzenie tej Biblii dedykacją papieża Jana Pawła II. Może i warto
przypomnieć, że w 2005 r. Jan Paweł II udzielił błogosławieństwa rodzinom
wspólnie czytającym Pismo Święte, ale łatwo takim zabiegiem wprawić klienta w
stan pewnego rozczarowania, bowiem po chwili zastanowienia dostrzeże on, że nie
jest to błogosławieństwo ani dla czytelników kolejnych wydań Biblii tej oficyny,
ani nawet dla czytelników przekładu bp. Romaniuka, ale po prostu dla
czytających Pismo Święte (jeśli czytelnik miał nadzieję znaleźć się w elitarnym kręgu użytkowników porcelany Royal Doulton z ręcznie malowanymi wrąbkami, to świadomość, że tak się nie stało może być dla niego bolesna).
Nic to jednak w porównaniu z bardzo dobrym wrażeniem jakie robi całość. Jeśli komuś zależy na moim zdaniu, to szczerze polecam.
Jakub Pytel