Kolejny raz, pewnie już trzeci lub czwarty, zetknąłem się z
sytuacją, w której rodzice-ateiści postanowili ochrzcić dziecko. Choć ze
względu na deklaracje publiczne można zaliczyć ich do воинствующих безбожников,
to uznali, że Paryż wart jest Mszy, czyli że warto zapłacić chrztem za spokój w
rodzinie. Cóż, i tak w życiu bywa. Tyle, że wspomniani „wojujący bezbożnicy”
okazali się ludźmi na tyle uczciwymi (ideowymi?), że niczego przed Kościołem
nie udawali – lojalnie ostrzegli proboszcza, że są niewierzący i że na chrzest
zgodzili się ze względu na wolę rodziny. Co więcej, zadeklarowali, że ich syn
będzie nosić imię „świeckie” i że jeśli kapłan, jako przedstawiciel Kościoła
przekona ich wierzących bliskich, że taka ceremonia nie powinna mieć miejsca,
to przyjmą to z zadowoleniem. Ku ich zaskoczeniu ksiądz nie zniechęcał do
chrztu (którego przecież udziela się przez wzgląd na wiarę rodziców!), ale
przeciwnie – wywarł na ateuszy taką presję, tak bardzo i po sekciarsku „zbombardował
miłością”, że ci w końcu uczestniczyli w ceremoniach tak samo jak wszyscy inni
wierzący rodzice (zastrzegli, że nie złożą deklaracji o katolickim wychowaniu
dzieci – złożyli ją chrzestni – oraz nie wyznają wiary, ale „szatana i
wszystkich spraw jego” zgodnie się wyparli [sic!]).
Szafarz sakramentu był bardzo zadowolony z wykonanej roboty,
bo przecież dusza dziecka została uwolniona od grzechu pierworodnego, a ono
samo włączone do społeczności Kościoła katolickiego. Nie pomyślał jednak o tym,
że przy braku cudu wychowanie uczyni z nowo ochrzczonego ateistę, a być może
nawet walczącego ateistę, który za lat 20 będzie nękać następcę tegoż
proboszcza pozwami o wykreślenie z księgi chrztów i, na zgubę własnej duszy,
siać zgorszenie. Szafarz sakramentu tak bardzo skupił się na cytacie ze św.
Marka: „Dopuśćcie dziatkom przychodzić do mnie, a nie zabraniajcie im; albowiem
takich jest królestwo Boże” (Mk 10,14), że zupełnie zapomniał o słowach
zapisanych u św. Mateusza: „Nie dawajcie psom tego, co święte, ani nie rzucajcie
pereł waszych przed wieprze” (Mt 7,6). Cytat ten jest powszechnie znany jako
krótkie „nie rzucajcie pereł przed wieprze”, co brzmi pysznie, pogardliwie;
tymczasem Chrystus Pan wypowiedział to jako przestrogę i wyjaśnił: „By ich przypadkiem
nie podeptały nogami swymi, i obróciwszy się, żeby was nie rozszarpały”. Jest to więc wezwanie do daleko
posuniętej ostrożności i roztropności, do tego, by zapobiegać, a nie leczyć, by
nie prowokować.
I na koniec: czy powyższego nie można jakoś odnieść do sprawy
przyjmowania w Europie muzułmańskich uchodźców? Część z nich, ci, którzy mogą
zostać odesłani do kraju pochodzenia jako imigranci ekonomiczni, przyjmuje
chrzest w niemieckich protestanckich zborach, by móc później – nie bez racji –
twierdzić, że powrót do ojczyzny przypłaci śmiercią. Korzyść jest obopólna, bo zbór
zyskuje nie tylko wiernego, ale także potencjalnego płatnika podatku kościelnego.
O tym, że podobne postępowanie na dłuższą metę się nie opłaca przekonał się
Kościół katolicki w Skandynawii, gdzie dla uzyskania większej subwencji
państwowej zapisywano do parafii wszystkich emigrantów z Polski, przyjmując, że
skoro Polak, to i katolik. Gdy rzecz wyszła na jaw tamtejszy Kościół stracił
nie tylko lwią część pieniędzy, ale i jako taki prestiż.
Zatem, nie rzucajmy pereł przed wieprze, żeby obróciwszy się
nas nie rozszarpały.
Jakub Pytel