„Myślę
niekiedy, że to dziwne, iż zachodnie chrześcijaństwo jako jedyna z wielkich
religii świata ujawnia swoje tajemnice wszystkim ciekawym, tak jednak
przywykłem do otwartości, że nigdy przedtem nie zadałem sobie pytania, czy
stanowi ona niezbędną i naturalną cechę chrześcijańskiego systemu wiary. W
istocie jesteśmy tak nią przeniknięci, że wielu ludzi postrzega rozwój Kościoła
jako proces komplikacji, a nawet zaciemniania; wyobrażając sobie Kościół z
pierwszego wieku naszej ery jako garstkę pobożnych osób wspólnie czytających
Ewangelie, modlący się i wzajemnie pouczających się z prostotą, wobec której
skomplikowane obrzędy i subtelne nauki lat późniejszych wyglądają na
zdumiewające i nieznajome.
W Debre Libanos nagle ujrzałem klasyczną bazylikę i
otwarty ołtarz jako wielkie pozytywne osiągnięcie, świadomy triumf światła nad
ciemnością, teologię zaś jako naukę upraszczania, dzięki której mgławicowe i
ulotne idee ulegają formalizacji, tając się zrozumiałe i ścisłe. Ujrzałem Kościół
z pierwszego wieku jako twór mroczny i tajemny – sekretny niczym nasienie
dojrzewające w łonie; ujrzałem legionistów po służbie, chyłkiem wymykających
się z koszar, witających się za pomocą znaków i haseł w ciasnej klitce na
pięterku w bocznej uliczce jakiegoś śródziemnomorskiego portu; i niewolników
zakradających się o szarym świecie do zadymionych od świec kaplic w
katakumbach. Kapłani skrywali swoją posługę i zajmowali się rzemiosłem; ich
tożsamość znali tylko wtajemniczeni; w świetle praw swego kraju byli
przestępcami. Czyste jądro prawdy tkwiło w umysłach ludzi dźwigających brzemię
przesądów, ordynarnych przeżytków pogaństwa, w którym zostali wychowani, wśród
mglistych nieprzyzwoitych bzdur przenikających z ezoterycznych kultów Bliskiego
Wschodu, magicznej zarazy podbitych barbarzyńców. I zobaczyłem jak mroczne
sanktuaria przerodziły się, dzięki jasnemu rozumowi Zachodu, w wielkie otwarte
ołtarze katolickiej Europy, gdzie msze odprawia się w powodzi świateł, wysoko
na oczach wszystkich, podczas gdy turyści drepczą w krąg z bedekerami*,
nieciekawi tajemnicy”.
Powyższe,
to słowa angielskiego pisarza Evelyna Waugha pochodzące z książki Daleko stąd (tyt.
org. Remote People) stanowiącej reportaż
z jego podróży do Abisynii w roku 1930. W późniejszych latach Waugh, konwertyta
na katolicyzm, energicznie sprzeciwiał się reformom II Soboru Watykańskiego (w
tym przede wszystkim reformie liturgicznej), które w konsekwencji przyczyniły
się do odrodzenia w łonie Kościoła anachronicznych quasi-sekt judaizujących
liturgię sprawowaną już nie w kościołach, ale w małych salkach katechetycznych,
do których dostęp mają jedynie „wtajemniczeni”; odwrotną stroną tego medalu stanowią
kościoły budowane w układzie amfiteatralnym, gdzie Msza nie jest już odprawiana
„wysoko na oczach wszystkich”, ale nisko – ołtarz jest niczym stół w sali
wykładowej, na którym „przewodniczący” dokonuje konsekracji, tak, jakby
pokazywał studentom eksperyment chemiczny (choć pewnie bardziej trafna będzie
tutaj – ze względu na obecność na ołtarzu Ciała i Krwi Pańskiej – analogia do
uniwersyteckiego teatru anatomicznego).
Jakub
Pytel
*Bedeker,
seria przewodników stosujących system gwiazdek do oznaczania miejsc szczególnie
wartych zwiedzania. Od 1936 publikowane w wersji niemieckiej, francuskiej,
angielskiej. Nazwa pochodzi od nazwiska księgarza z Koblencji, K. Baedekera
(1801-1859), autora pierwszego przewodnika przeznaczonego dla podróżujących
wzdłuż Renu, w cieniu średniowiecznych zamków (1828).