18.01.2014

Histeria wokół „zdrady” kard. Dziwisza.


Kard. Stanisław Dziwisz ujawnił, że zamierza wydać drukiem osobiste notatki Jana Pawła II, które ten papież w testamencie polecił spalić (czuwać nad ich zniszczeniem kazał nie komu innemu, ale właśnie kard. Dziwiszowi). W Internecie zawrzało. Jedni internauci wzywają do bojkotu książki, inni piszą, że były papieski sekretarz „dopuścił się obrzydliwości” i sugerują, że uczynił to z chęci zysku („Dziwisz się sprzedał”), kolejni wzywają interwencji papieża Franciszka, a reszta rzuca inwektywami.
  
Nietrudno zrozumieć podobne emocje, bo któż chciałby, żeby jego ostatnia wola została zlekceważona, zwłaszcza przez kogoś, kogo ustanowił wykonawcą testamentu? Z drugiej strony, jeśli komuś naprawdę zależy, aby takie dokumenty poszły z dymem, a nie umarł śmiercią nagłą i niespodziewaną, to sam by je zniszczył lub nakazał to zrobić na własnych oczach. Jan Paweł II nie umarł śmiercią nagłą, miał wiele czasu, aby sprawę odręcznych notatek załatwić, tym bardziej, że w ostatnim okresie życia nie mógł już sporządzać kolejnych.

Papież Wojtyła dostrzegał, że jest otaczany kultem („Nie budujcie mi pomników”), musiał wiedzieć, że śmierć tego nie zmieni i przypuszczać, że wszystkie jego pisma zostaną poddane badaniom podczas procesu beatyfikacyjnego (nie był głupcem i z pewnością domyślał się, że wśród ludzi, którzy fetują go za życia, znajdą się tacy, którzy po jego śmierci zakrzykną „Santo subito!”), a wówczas kard. Dziwisz będzie miał nielichy dylemat – być wiernym zapisom papieskiego testamentu czy zachować dla Kościoła ów skarb (bo to jest skarb – dla jednych duchowy, dla innych jako źródło historyczne, biograficzne) w postaci prywatnych notatek zmarłego papieża. 

Sądzę, że kard. Dziwisz takiego dylematu jednak nie miał, bo mimo, że postąpił wbrew wspomnianemu zapisowi, to wykonał wolę papieża, a przynajmniej nie do końca się jej sprzeciwił. Otóż nikt, poza trzeźwiejącymi alkoholikami i osobami podczas terapii psychiatrycznej nie prowadzi prywatnych notatek tylko po to, żeby je później zniszczyć – nikt, a z pewnością nie człowiek, który regularnie pisał i publikował. I dlatego myślę, że taki zapis w testamencie miał raczej służyć odsunięciu uwagi ciekawskich od tych zapisków i uwolnić kard. Dziwisza od ewentualnej presji mediów na ich rychłe wydanie. 

Jeśli tak nie było, to kardynał i tak nie zasłużył na podobne oskarżenia, jak te obecnie formułowane. Wystarczy zajrzeć do treści papieskiego testamentu, żeby się przekonać jak małą wagę autor przykładał do tych notatek. Lakoniczną dyspozycję ich dotyczącą umieścił zaraz po nakazie rozdania rzeczy codziennego użytku – znaczyły dla niego tyle, co stare pióro czy maszynka do golenia, które „poszły w ludzi”. Zresztą ci, którzy czyn kardynała potępiają powinni pamiętać, że podobnym „zdradom” czytelnicy zawdzięczają możliwość zapoznania się z całkiem sporą liczbą interesujących listów, dzienników, a czasami i całych książek (F. Kafka kazał spalić m.in. rękopis „Procesu”). 

Jeśli można mieć o coś pretensje do kard. Dziwisza, to, że stało się to tak szybko, że – podobnie jak we wszystkim, co dotyczy papieża Jana Pawła II, także jego beatyfikacji i kanonizacji – tak bardzo się pospieszono. W tej sprawie czuć presję wydawców, którzy wiedzą, że ta książka nigdy nie sprzeda się tak dobrze jak teraz, w czasie poprzedzającym kanonizację. 

Jakub Pytel