Kard. Stanisław
Dziwisz ujawnił, że zamierza wydać drukiem osobiste notatki Jana Pawła II, które
ten papież w testamencie polecił spalić (czuwać nad ich zniszczeniem kazał nie
komu innemu, ale właśnie kard. Dziwiszowi). W Internecie zawrzało. Jedni
internauci wzywają do bojkotu książki, inni piszą, że były papieski sekretarz „dopuścił
się obrzydliwości” i sugerują, że uczynił to z chęci zysku („Dziwisz się
sprzedał”), kolejni wzywają interwencji papieża Franciszka, a reszta rzuca
inwektywami.
Nietrudno zrozumieć
podobne emocje, bo któż chciałby, żeby jego ostatnia wola została zlekceważona,
zwłaszcza przez kogoś, kogo ustanowił wykonawcą testamentu? Z drugiej strony,
jeśli komuś naprawdę zależy, aby takie dokumenty poszły z dymem, a nie umarł
śmiercią nagłą i niespodziewaną, to sam by je zniszczył lub nakazał to zrobić
na własnych oczach. Jan Paweł II nie umarł śmiercią nagłą, miał wiele czasu,
aby sprawę odręcznych notatek załatwić, tym bardziej, że w ostatnim okresie
życia nie mógł już sporządzać kolejnych.
Papież Wojtyła
dostrzegał, że jest otaczany kultem („Nie budujcie mi pomników”), musiał
wiedzieć, że śmierć tego nie zmieni i przypuszczać, że wszystkie jego pisma
zostaną poddane badaniom podczas procesu beatyfikacyjnego (nie był głupcem i z
pewnością domyślał się, że wśród ludzi, którzy fetują go za życia, znajdą się tacy,
którzy po jego śmierci zakrzykną „Santo subito!”), a wówczas kard. Dziwisz
będzie miał nielichy dylemat – być wiernym zapisom papieskiego testamentu czy
zachować dla Kościoła ów skarb (bo to jest skarb – dla jednych duchowy, dla
innych jako źródło historyczne, biograficzne) w postaci prywatnych notatek
zmarłego papieża.
Sądzę, że kard.
Dziwisz takiego dylematu jednak nie miał, bo mimo, że postąpił wbrew
wspomnianemu zapisowi, to wykonał wolę papieża, a przynajmniej nie do końca się
jej sprzeciwił. Otóż nikt, poza trzeźwiejącymi alkoholikami i osobami podczas
terapii psychiatrycznej nie prowadzi prywatnych notatek tylko po to, żeby je
później zniszczyć – nikt, a z pewnością nie człowiek, który regularnie pisał i
publikował. I dlatego myślę, że taki zapis w testamencie miał raczej służyć
odsunięciu uwagi ciekawskich od tych zapisków i uwolnić kard. Dziwisza od ewentualnej
presji mediów na ich rychłe wydanie.
Jeśli tak nie
było, to kardynał i tak nie zasłużył na podobne oskarżenia, jak te obecnie
formułowane. Wystarczy zajrzeć do treści papieskiego testamentu, żeby się przekonać
jak małą wagę autor przykładał do tych notatek. Lakoniczną dyspozycję ich
dotyczącą umieścił zaraz po nakazie rozdania rzeczy codziennego użytku – znaczyły
dla niego tyle, co stare pióro czy maszynka do golenia, które „poszły w ludzi”.
Zresztą ci, którzy czyn kardynała potępiają powinni pamiętać, że podobnym „zdradom”
czytelnicy zawdzięczają możliwość zapoznania się z całkiem sporą liczbą
interesujących listów, dzienników, a czasami i całych książek (F. Kafka kazał
spalić m.in. rękopis „Procesu”).
Jeśli można mieć
o coś pretensje do kard. Dziwisza, to, że stało się to tak szybko, że – podobnie
jak we wszystkim, co dotyczy papieża Jana Pawła II, także jego beatyfikacji i
kanonizacji – tak bardzo się pospieszono. W tej sprawie czuć presję wydawców,
którzy wiedzą, że ta książka nigdy nie sprzeda się tak dobrze jak teraz, w
czasie poprzedzającym kanonizację.
Jakub Pytel