Na poznańskich Smochowicach
świadkowie Jehowy pojawiali się od lat. Najczęściej bałamucili
zesklerotyzowanych staruszków, bo jak sięgnąć pamięcią księża z miejscowej
parafii byli pobożni i skromni, co sprawiało, że niemal nie było tam wiernych,
którzy obrażeni na swych duszpasterzy chcieliby porzucić religię katolicką i „pójść
do jehowych”.
W końcu jednak, przed
kilkoma laty na ostatnim niezagospodarowanym skrawku osiedla członkowie tego związku wyznaniowego wznieśli swoją Salę Królestwa – budynek
na pierwszy rzut oka przypominający szkołę (duży opłotowany parking sprawia
wrażenie boiska). Posesji nadano tymczasowy adres, bo prowadząca do niej gruntowa
droga nie miała nazwy.
Kiedy drogę wyasfaltowano i rzecz dojrzała do uregulowania,
samorząd osiedla, którego radnych obecność sekty na tym terenie wcale nie
cieszyła, wpadli na niezbyt fortunny pomysł, żebym, skoro nie można było zrobić
niczego innego, spłatać jehowitom figla. I tak wysłali do Rady Miasta
propozycję, by nowo powstałej ulicy nadać patrona w osobie ks. Jana Gracza
– smochowickiego proboszcza zamęczonego przez Niemców w Dachau.
Świadkowie Jehowy mieliby
problem podobny do tego jaki mieli francuscy Żydzi. Otóż decyzją Konsystorza
paryskie synagogi przyjmowały nazwy od ulic, przy których stały (np. synagoga
Zwycięstwa stoi przy ulicy o tej nazwie — rue de la Victorie). W ten
sposób bożnica stojąca przy rue Notre Dame de Nazareth, chcąc nie chcąc,
nosi imię Najświętszej Maryi Panny z Nazaretu, ale z wiadomych względów Żydzi
nazywają ją po prostu Synagogą Nazaretu. Zatem poznańscy jehowi pewnie w
danych adresowych pisaliby o ulicy Jana Gracza, ów skrót „ks.” dyskretnie
pomijając.
Miejscy radni
zorientowali się jednak w sytuacji i zasugerowali, żeby – gwoli pokoju
społecznego – nikogo niepotrzebnie nie prowokować, a ks. Gracza uczynić patronem
innej ulicy. I dobrze się stało. Zastanawia, jak można było wpaść na podobny pomysł – pal sześć jehowitów, ale szkoda na nich takiego patrona. Z
drugiej strony jest to znakomita ilustracja tego, co będzie można zrobić, gdy
któregoś dnia na osiedle wprowadzą się miłujący pokój muzułmanie i zaczną
użynać głowy swoim chrześcijańskim sąsiadom – ulicę, na której stanie meczet,
rada osiedla nazwie imieniem Jana III Sobieskiego (i tutaj zgadzam się z red.
T. Rowińskim i jego opinią wyrażoną tekście pt. Jeśli nie szariat, to co?).
A co z tym wszystkim
ma wspólnego mój śp. cioteczny dziadek Zygmunt Żuraszek? To, że kolejną osobą do
uhonorowania, zaraz po ks. Graczu, był właśnie on – podharcmistrz Szarych
Szeregów i więzień niemieckiej katowni w poznańskim Forcie VII. I to jemu
przypadło patronować ulicy, na której stoi Sala Królestwa. Jako dobry katolik
pewnie się teraz modli o nawrócenie osób ją odwiedzających.
Jakub Pytel
Jakub Pytel