4.02.2013

Królestwo za konia!



Wprawdzie nie umarł nikt z obecnie panującej dynastii – Elżbieta II ma się świetnie, książę małżonek, ten stetryczały piernik też niezgorzej – ale niebawem w Anglii i tak odbędzie się królewski pogrzeb. Oto drugi już raz będą chowane doczesne szczątki Ryszarda III, ostatniego Yorka zasiadającego na tronie Anglii. 

Ryszard zginął w 1485 r. na polach Bosworth, pokonany przez Henryka Tudora (późniejszego Henryka VII). Monarsze truchło odarto ze zbroi, ułożono na końskim grzbiecie (wg Szekspira to Ryszard miał wołać: „Konia! Królestwo za konia!), zawiązano mu powróz u szyi (ciału, nie koniowi) i tak odprowadzono do nieodległego Leicester, by pochować w kościele klasztornym należącym do franciszkanów konwentualnych (od koloru habitów zwanych na Wyspie „greyfriars” – szarymi braćmi). 

Ryszard nie cieszył się sławą dobrego człowieka ani utalentowanego władcy. Nie bez racji zarzuca mu się wiele haniebnych postępków, choć sporo wyolbrzymiono za czasów Tudorów – swymi pismami przyczynił się do tego zarówno święty Tomasz Morus, jak i najzupełniej nieświęty Polidoro Virgili, czy w końcu William Szekspir. Tak czy inaczej w dekadę po śmierci Ryszarda, Henryk VII, władca bardzo oszczędny, by nie rzec skąpy, wyasygnował niebagatelną wówczas kwotę £50, aby ozdobić miejsce pochówku swego poprzednika sarkofagiem z czerwonego marmuru i alabastru. Ten zapewne stałby po dziś dzień, tyle, że kolejnemu władcy, Henrykowi VIII, przyszło do głowy zrywać jedność z papieżem i wprawić swych poddanych w szał grabienia i niszczenia wszystkiego, co katolickie. Klasztor franciszkanów rozebrano, a ciało króla – zgodnie z legendą – wrzucono do rzeki Soar. 

Znającym historię angielskiej reformacji oczywiście trudno było w tę legendę uwierzyć, bo o ile heretycy potrafili burzyć konfesje świętych, palić i pławić w rzekach ich relikwie, o tyle nigdy nie ważyli się podnieść ręki na wyobrażenia monarchów – na wielu katedrach jedynymi posągami, którym nie odłupano głów, były postaci królów i królowych. Z biegiem czasu przestano traktować tę legendę poważnie, aż w końcu w XIX w. w katedrze w Leicester wmurowano tablicę ku czci Ryszarda III, uznając, że jego ciało nadal spoczywa gdzieś nieopodal. 

I rzeczywiście, w ubiegłym roku zostało zlokalizowane miejsce, gdzie w średniowieczu stał kościół franciszkanów – dziś jest tam parking samochodowy – i rozpoczęły się prace archeologiczne. Naukowcy odnaleźli szkielet człowieka, który jak Ryszard cierpiał na skoliozę, i któremu zadano rany podobne do tych, jakie król odniósł pod Bosworth (a propos w Bosworth mieści się Heritage Center z bardzo interesującą ekspozycją). Ze szkieletu udało się pobrać DNA i porównać z DNA potomnych rodu Yorków. W ten sposób zdobyto ostateczny dowód, że badane szczątki należą do Ryszarda III, a wiadomość o tym ogłoszono właśnie dzisiaj. 

Kości monarchy najpewniej spoczną w katedrze w Leicester, choć już odzywają się głosy, że powinny w opactwie westminsterskim. Osobiście wolałbym (przecież to mój blog, więc kto mi zabroni), by król spoczął w Leicester – mógłbym odwiedzić jego grób, kiedy następnym razem pojadę do ruin Leicester Abbey na grób kard. Wolseya.