Wprawdzie
nie umarł nikt z obecnie panującej dynastii – Elżbieta II ma się świetnie, książę
małżonek, ten stetryczały piernik też niezgorzej – ale niebawem w Anglii i tak
odbędzie się królewski pogrzeb. Oto drugi już raz będą chowane doczesne
szczątki Ryszarda III, ostatniego Yorka zasiadającego na tronie Anglii.
Ryszard
zginął w 1485 r. na polach Bosworth, pokonany przez Henryka Tudora (późniejszego
Henryka VII). Monarsze truchło odarto ze zbroi, ułożono na końskim grzbiecie (wg
Szekspira to Ryszard miał wołać: „Konia! Królestwo za konia!), zawiązano mu
powróz u szyi (ciału, nie koniowi) i tak odprowadzono do nieodległego
Leicester, by pochować w kościele klasztornym należącym do franciszkanów
konwentualnych (od koloru habitów zwanych na Wyspie „greyfriars” – szarymi
braćmi).
Ryszard
nie cieszył się sławą dobrego człowieka ani utalentowanego władcy. Nie bez
racji zarzuca mu się wiele haniebnych postępków, choć sporo wyolbrzymiono za
czasów Tudorów – swymi pismami przyczynił się do tego zarówno święty Tomasz
Morus, jak i najzupełniej nieświęty Polidoro Virgili, czy w końcu William
Szekspir. Tak czy inaczej w dekadę po śmierci Ryszarda, Henryk VII, władca bardzo
oszczędny, by nie rzec skąpy, wyasygnował niebagatelną wówczas kwotę £50, aby
ozdobić miejsce pochówku swego poprzednika sarkofagiem z czerwonego marmuru i
alabastru. Ten zapewne stałby po dziś dzień, tyle, że kolejnemu władcy,
Henrykowi VIII, przyszło do głowy zrywać jedność z papieżem i wprawić swych
poddanych w szał grabienia i niszczenia wszystkiego, co katolickie. Klasztor
franciszkanów rozebrano, a ciało króla – zgodnie z legendą – wrzucono do rzeki
Soar.
Znającym
historię angielskiej reformacji oczywiście trudno było w tę legendę uwierzyć,
bo o ile heretycy potrafili burzyć konfesje świętych, palić i pławić w rzekach
ich relikwie, o tyle nigdy nie ważyli się podnieść ręki na wyobrażenia
monarchów – na wielu katedrach jedynymi posągami, którym nie odłupano głów, były
postaci królów i królowych. Z biegiem czasu przestano traktować tę legendę
poważnie, aż w końcu w XIX w. w katedrze w Leicester wmurowano tablicę ku czci
Ryszarda III, uznając, że jego ciało nadal spoczywa gdzieś nieopodal.
I
rzeczywiście, w ubiegłym roku zostało zlokalizowane miejsce, gdzie w
średniowieczu stał kościół franciszkanów – dziś jest tam parking samochodowy –
i rozpoczęły się prace archeologiczne. Naukowcy odnaleźli szkielet człowieka, który
jak Ryszard cierpiał na skoliozę, i któremu zadano rany podobne do tych, jakie
król odniósł pod Bosworth (a propos – w Bosworth mieści się Heritage Center z bardzo interesującą ekspozycją). Ze szkieletu udało się pobrać DNA i porównać z DNA
potomnych rodu Yorków. W ten sposób zdobyto ostateczny dowód, że badane szczątki
należą do Ryszarda III, a wiadomość o tym ogłoszono właśnie dzisiaj.
Kości
monarchy najpewniej spoczną w katedrze w Leicester, choć już odzywają się głosy,
że powinny w opactwie westminsterskim. Osobiście wolałbym (przecież to mój
blog, więc kto mi zabroni), by król spoczął w Leicester – mógłbym odwiedzić
jego grób, kiedy następnym razem pojadę do ruin Leicester Abbey na grób kard.
Wolseya.