Dzięki uprzejmej zgodzie redakcji "Zawsze wierni" mogę prezentować Państwu teksty mego autorstwa, które ukazały się w tym miesięczniku. W najbliższym czasie opublikuję artykuły z numerów 127-133. Kolejne będą ukazywać się z miesięcznym opóźnieniem względem aktualnego numeru "Zw". Na pasku bocznym zamieszczam także stosowny baner po kliknięciu którego będzie można znaleźć linki do kolejnych pojawiających się artykułów pochodzących z "Zawsze wierni".
Pierwszy mój artykuł zamieszczony na łamach miesięcznika związanego z Bractwem Św. Piusa X nosił tytuł "Chrześcijaństwo czy erastianizm" (i stanowił rozszerzenie jednego z postów w tym blogu). Ukazał się trzy tygodnie po wydaniu przez Ojca Świętego Benedykta XVI konstytucji "Anglicanorum coetibus" i dotyczył opinii Sługi Bożego kardynała Newmana do anglikanizmu jako wyznania podporządkowanego władzy świeckiej, do idei zawiązania unii (części) "Kościoła Anglii" z Rzymem i roli indywidualnych nawróceń.
Myślę, że przez pół roku artykuł nie stracił na aktualności, szczególnie w perspektywie wrześniowej beatyfikacji J. H. Newmana i październikowego dorocznego spotkania największej organizacji konserwatywnych anglikanów "Forward in Faith", w ramach której toczy się debata o skorzystaniu z papieskiej oferty konwersji in gremio na katolicyzm .
---*---
Chrześcijaństwo czy erastianizm?
Gdy w połowie października kard. Wilhelm Levada, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, zapowiedział rychłe ogłoszenie konstytucji apostolskiej traktującej o sposobie przyjmowania do jedności Kościoła całych wspólnot byłych anglikanów, dziennikarze prześcigali się w domysłach dotyczących szczegółowych rozwiązań zawartych w tym dokumencie. Komentatorzy — rzadko w przychylnym tonie — przewidywali, że papieski dekret w praktyce będzie oznaczał powrót do idei uniatyzmu, którą Kościół katolicki zarzucił po II Soborze Watykańskim.
I rzeczywiście, na początku listopada stało się jasne, że Stolica Święta, w odpowiedzi na zbiorowe prośby licznych wiernych i duchowieństwa Wspólnoty Anglikańskiej, którzy zapragnęli jedności z Biskupem Rzymu, dała im na mocy konstytucji apostolskiej Anglicanorum cœtibus możliwość ubiegania się o ustanawianie ordynariatów, będących de facto „personalnymi diecezjami”. Ordynariaty mają się cieszyć nie tylko niezależnością od lokalnej hierarchii, ale także prawem do zachowania niektórych elementów anglikańskiego dziedzictwa liturgicznego i duchowości, jeśli nie są one sprzeczne z wiarą Kościoła.
Decyzje papieskie spotkały się z chłodnym przyjęciem katolickiego episkopatu Anglii i Walii, w swej zdecydowanej większości powołanego jeszcze za czasów poprzedniego pontyfikatu. Niektórzy brytyjscy biskupi obawiają się wpływu tradycyjnej religijności sporej grupy nawróconych anglikanów na swe mocno przetrzebione modernizmem owczarnie. Medialne uproszczenie, w myśl którego anglikańscy konwertyci są motywowani głównie sprzeciwem wobec „kapłaństwa” kobiet i ordynacji homoseksualistów, jest bowiem dalekie od prawdy; część anglokatolików [1] uczestniczy np. w liturgii sprawowanej według tzw. Mszału angielskiego, będącego przekładem na język narodowy Missale romanum z czasów św. Piusa X. Inną obawę biskupów wywołuje niezależność nowych katolickich struktur, które podlegając bezpośrednio Kongregacji Nauki Wiary, mogą być tworzone bez pytania o zgodę miejscowych ordynariuszy.
W brytyjskich mediach obok licznych komentarzy pojawiły się również przypuszczenia, że patronem anglokatolickich ordynariatów może zostać Sługa Boży Jan Henryk kardynał Newman, którego beatyfikacja jest spodziewana w przyszłym roku. Newman jeszcze jako anglikański pastor zyskał sławę znakomitego teologa i kaznodziei uniwersyteckiego. Był on tzw. fellow [2] w Oriel College, gdzie wraz z grupą przyjaciół, profesorów i studentów, zainicjował tzw. ruch oksfordzki. Jego uczestnicy stawiali sobie za cel przywrócenie anglikanizmowi katolickiego oblicza w dziedzinie doktryny i liturgii. W 1845 r., w rezultacie głębokiej refleksji teologicznej opartej przede wszystkim na pismach Ojców Kościoła, przyszły kardynał dokonał konwersji na katolicyzm, czym zaszokował opinię publiczną wiktoriańskiej Anglii. Obecnie nie tylko przedstawiciele Kościoła katolickiego w Anglii i Walii, lecz także anglokatolicy zgodnie twierdzą, że Jan Henryk Newman jest nie tylko najlepszym orędownikiem w dziele konwersji anglikanów, ale i — ze względu na poparcie dla podobnych rozwiązań, którego udzielił za swego życia — byłby najodpowiedniejszym kandydatem na patrona wszelkich dzieł zapoczątkowanych konstytucją Anglicanorum cœtibus.
Wątek dotyczący zawiązania unii pomiędzy Stolicą Świętą a anglopapistami (jak nazywano w Anglii anglokatolików o zdecydowanie rzymskich sympatiach) pojawił się w listach Newmana z 1876 r., gdy korespondował z katolickim neofitą Ambrożym de Lisle’em. Projekt taki, cieszący się pewnym poparciem kardynała Manninga, ówczesnego arcybiskupa Westminsteru, został naszkicowany w anonimowej broszurze zatytułowanej Christianity or Erastianism? („Chrześcijaństwo czy erastianizm?”[3]). Autor broszury nie bez racji głosił, że anglikanizm jest zdany na łaskę państwa brytyjskiego, a jedynym sposobem, aby to zmienić, jest komunia ze Stolicą Apostolską.
Początkowo Newman zachowywał wobec idei unii katolicko¬ anglikańskiej daleko posunięty sceptycyzm motywowany względami praktycznymi. W liście z 19 stycznia 1876 r. pisał do de Lisle’a, że jest to projekt „możliwy do przyjęcia”, ale widzi w nim pewne trudności — na przykład w stosunkach między byłymi anglikanami a resztą Kościoła katolickiego w Anglii. „Byłoby niezwykle trudnym — pisał Newman — uniknąć częstych konfliktów pomiędzy tymi dwoma grupami (…) księża rzymscy będą się skarżyć, że bogaty i pełen splendoru Kościół anglikański odciągnie od nich młodzież”. Dla Newmana wszystko zależało od tego, jak wiele można osiągnąć dzięki realizacji tego planu — czy wystarczająca liczba anglikanów przejdzie do Kościoła katolickiego. Wiedział jednak, że wśród anglokatolików niewielu było wówczas skłonnych do uczynienia tak radykalnego kroku.
Jednak kilkanaście dni później napisał ponownie do de Lisle’a już w nieco innym tonie: „Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej niż wiadomość, że Stolica Apostolska uważa takie posunięcie za bezpieczne i na tyle obiecujące, by usankcjonować plan proponowany przez autorów broszury. Będę się gorąco modlił, tak jak oni, by został znaleziony jakiś sposób na przyciągnięcie tak wielu wartościowych ludzi, którzy wciąż wahają się, czy do nas przystąpić”.
Projekt ten jednak szybko upadł; de Lisle napisał, że „nastąpiło to na skutek interwencji pewnych potężnych sił”. Newman pocieszał go słowami, które umieścił także w Apologia pro vita sua: „Wydaje mi się, że jest w tym jakiś Boski zamysł. Często tak się zdarzało w świętej i kościelnej historii, że jakaś rzecz sama w sobie była dobra, chociaż jeszcze nie nastał dla niej odpowiedni moment. Tak więc czuję się pogodzony z naprawdę wieloma rzeczami i oddaję je w Boże ręce. Wierzę, że nawrócenie anglikanów może mieć bardziej dogłębny charakter i dokonać się na o wiele większą skale, jeżeli zostanie odłożone w czasie. Nasz Pan wie więcej, aniżeli my”.
Zgodnie z poglądem Newmana plany grupowej konwersji należało odłożyć na czasy ku temu dogodniejsze. Kiedy miały one nastąpić? W kazaniu z 1873 r., zatytułowanym The Infidelity of the Future (‘Niewiara przyszłości’), zauważył pozytywny wpływ wywierany w czasach nowożytnych przez niekatolickie grupy chrześcijan: „Jest oczywiste, że te różne organizacje kościelne i sekty, które otaczają nas z dopuszczenia Bożego i które, powodowane wrogością, wyrządziły niewypowiedziane szkody sprawie prawdy katolickiej, do tej pory były też bardzo nam użyteczne, osłaniając nas i chroniąc przed atakami tych, którzy wierzą jeszcze mniej niż one same — lub wcale”.
A jednak przewidział i przepowiedział coraz większą presję, jaką sekularyzm i różne siły antychrześcijańskie będą wywierać na wyznania niekatolickie: „W nadchodzącej przyszłości to już będzie wiele, jeśli te zewnętrzne względem nas organizacje kościelne będą umiały obronić swoje pozycje dogmatyczne”. I chociaż Kościół katolicki ostoi się wobec tych wyzwań, to jednak, jak przewiduje Newman, „w miarę upływu czasu, gdy nadejdzie kryzys i dojdziemy do punktu zwrotnego — my i te inne organizacje — okaże się wówczas, że ich stanowisko i pozycja, miast być dla nas w jakimkolwiek sensie ochroną, znajdują się w rękach nieprzyjaciół”.
W wyzwaniach płynących z sekularyzmu Newman widział nowe możliwości: „Rad jestem (…), że tak wielki upadek wiary, który widzimy wokół, jest rekompensowany — na wzór zachodu słońca, po którym przychodzi gwieździsta noc — blaskiem tak wielkich zasad, które wyznawcy różnych [chrześcijańskich] religii, w tym czasie niewiary, uznali za wspólne”. Jak pisał w swojej Idei uniwersytetu: „Jeśli kłamstwo zagraża prawdzie, to i prawda może zagrozić kłamstwu”.
Kardynał przewidział więc chwilę, w której napór racjonalizmu i niewiary miał się stać dla wspólnot niekatolickich sygnałem do nawiązania komunii z Biskupem Rzymu. Jednak przedkładając znaczenie osobistego nawrócenia, takiego jak jego własne, ponad grupowe konwersje dostrzegał trudności mogące następować w procesie integracji tych wspólnot w Kościele powszechnym.
Choć konstytucja Anglicanorum cœtibus nie stanowi aktu unii kościelnej, nie tworzy Kościoła obrządku angielskiego (anglikańskiego, anglokatolickiego), to i tak naraziła Ojca Świętego na kierowany przez modernistów zarzut „zbrodni przeciwko ekumenizmowi” i powrotu do polityki uniatyzmu. Wydaje się jednak, że krytyka ta została sprowokowana innymi, mniej podatnymi na bezpośredni atak zapisami konstytucji. Warto przypomnieć, że Benedykt XVI w Anglicanorum cœtibus jasno przypomina tradycyjne nauczanie o Kościele jako widzialnym organizmie i o prymacie Biskupa Rzymu, co samo w sobie, po latach zamętu powodowanego propagowaniem różnych wątpliwych koncepcji eklezjologicznych, może stanowić ważny krok na drodze powrotu do Tradycji.
Nie mylił się więc kardynał Newman, twierdząc, że — gdy przyjdzie właściwy czas — to „inicjatywa ta [grupowa anglikańska konwersja] może poruszyć i oczyścić sumienia chrześcijan, przynosząc błogosławieństwo zarówno tym, którzy wejdą do jedności, jak i samemu Kościołowi katolickiemu”.
[1] Anglokatolicyzm to prąd wewnątrz anglikanizmu mający na celu przywrócenie katolickiego charakteru tego wyznania: odnowienie sukcesji apostolskiej, ponowne przyjęcie niektórych dogmatów, nauczania i elementów katolickiej liturgii. Historycznie jest związany z tzw. ruchem oksfordzkim i podzielony na dwa główne nurty, z których jeden, dziś liczniejszy i bardziej żywotny, skłania się ku jedności z Biskupem Rzymu.
[2] Fellow nie znajduje prostego odpowiednika w polskim systemie edukacji akademickiej. Jest to instytucja właściwa kolegiom uniwersyteckim w Oksfordzie, Cambridge i Trinity College w Dublinie. Fellows stanowią tam zarówno kadrę naukową, jak i kolegialne ciało zarządzające. Ze swego grona delegują radę zajmującą się bieżącymi sprawami uczelni, mają prawo do określonych przywilejów, które najczęściej obejmują możliwość bezpłatnego zamieszkiwania i stołowania się na terenie uczelni. W Oksfordzie i Cambridge są to: naukowcy prowadzący badania i pobierający stypendia; wszyscy tutors (‘tutorzy’), czyli nauczyciele akademiccy prowadzący zajęcia z niewielkimi grupami studentów; kadra określana mianem lecturers, prowadząca wykłady; a także readers, czyli nauczyciele o uznanej renomie w świecie naukowym. Do ich grona należą również emeryci oraz osoby zasłużone dla uczelni. Ci ostatni mają jednak ograniczone przywileje.
[3] W Anglii terminem „erastianizm” określana jest idea odwołująca się do cezaropapizmu. Dotyczy zwierzchności państwa nad Kościołem, która nie ogranicza się jedynie do spraw organizacyjnych czy dyscyplinarnych, ale umożliwia ingerencję w kwestie doktrynalne i liturgiczne. Stanowi ważny element anglikanizmu. Termin ten pochodzi od nazwiska szwajcarskiego teologa, zwinglisty, Tomasza Erastusa (1524–1583).
Ordynariaty.
Ordynariaty, których tworzenie przewiduje konstytucja Anglicanorum cœtibus, są porównywane do innych kościelnych struktur o charakterze personalnym. Najczęściej w tym kontekście przywołuje się prałaturę personalną Opus Dei, Administraturę Apostolską Św. Jana Marii Vianneya i ordynariaty wojskowe. Jednak ordynariaty dla byłych anglikanów nie są identyczne z żadną z tych form prawnych.
Prałatura personalna jest strukturą nie¬ograniczoną terytorialnie, która za zgodą miejscowych ordynariuszy może zakładać swoje placówki na całym świecie, natomiast terenem działania Administratury Św. Jana Vianneya, jedynej personalnej administratury apostolskiej w Kościele, jest tylko brazylijska diecezja Campos. Tymczasem ordynariaty będą funkcjonować w granicach obszarów podległych poszczególnym konferencjom episkopatów, co organizacyjnie najbardziej upodobni je do struktur duszpasterstwa wojskowego. Ordynariaty będą podlegać bezpośrednio Kongregacji Nauki Wiary, a ich tworzenie nie będzie wymagało zgody biskupa miejsca. Co więcej, na danym terytorium — w odróżnieniu od kapelanii wojskowych — możliwe będzie działanie więcej niż jednego ordynariatu, co postanowiono z myślą o różnicach natury dyscyplinarnej i liturgicznej wśród konwertujących grupowo anglikanów. Przełożeni ordynariatów, zgodnie z wymogami prawa kanonicznego, będą władni tworzyć parafie, seminaria duchowne oraz powoływać zgromadzenia kleryckie i zakonne.
Każdy anglikanin nawrócony na katolicyzm będzie mógł zdecydować o przynależności do miejscowej diecezji lub do któregoś z ordynariatów. Wiernym ordynariatu będzie można zostać również przez przyjęcie chrztu w ramach jego struktur. Osoby dotychczas posługujące jako anglikańscy diakoni, prezbiterzy i biskupi będą mogli ubiegać się o sakrament święceń pod warunkiem zachowania celibatu. Pastorzy już żonaci będą mogli otrzymać w tej sprawie indywidualne zgody Stolicy Apostolskiej, a do święceń episkopatu zostaną dopuszczeni jedynie celibatariusze.
Podobnie jak w przypadku prałatur personalnych, administratur apostolskich i duszpasterstwa wojskowego duchowieństwo i wierni ordynariatów będą zobowiązani do włączania się w życie Kościoła lokalnego i ścisłej współpracy z biskupem miejsca.