16.06.2010

Zawsze Wierni (6/133), czerwiec 2010.

Już przed dwoma tygodniami ukazał się czerwcowy numer miesięcznika Zawsze wierni, który jako współautor polecam Państwa uwadze.

W dziale artykułów tematycznych redakcja opublikowała mój tekst "Kościół prześladujący, czy prześladowany?", gdzie staram się ukazać rzeczywiste przyczyny i skalę problemu nadużyć seksualnych w Kościele, a także sposób w jaki te smutne wydarzenia zostały wykorzystane przez środowiska wrogie katolicyzmowi.

W cyklu "Sławni konwertyci" tym razem przedstawiam sylwetkę znakomitego, ale mało znanego w Polsce angielskiego pisarza Evelyna Waugh. Jego twórczość darzę osobistą sympatią ceniąc fakt, że pisarz wystrzegając się nieznośnego moralizatorstwa, potrafił przekazać czytelnikowi więcej z katolickiej wizji świata, w sposób skuteczniejszy i bardziej autentycznie niż niejedno dzieło teologiczne m. in. dlatego, że nigdy, nawet pisząc o najpoważniejszych sprawach, nie porzucił swego specyficznego poczucia humoru i dużej bezpośredniości.

Było to widoczne także wówczas, gdy na początku lat 60. XX wieku, w trakcie II Soboru Watykańskiego, już ze straconych pozycji (czego miał chyba pełną świadomość i co doprowadziło go do depresji) bronił w listach i artykułach tego Kościoła, który 30. lat wcześniej był ratunkiem dla jego duszy i którego skarbem była nieskażona błędami liturgia.

W sierpniu 1964 roku w liście do redakcji tygodnika Catholic Herald Waugh pisał tak:

"(...) Na koniec słowo o liturgii. Robienie hałasu jest dla Niemców naturalne. Defilady w świetle pochodni i rozwrzeszczane gromady członków Hitlerjugend wyrażały narodową pasję. Dobrze, że „skanalizowano” to w życie Kościoła. Ale to jest najzupełniej nie-angielskie. Nam nie potrzeba >Sieg Hail<. Modlimy się w ciszy. „Uczestnictwo” we Mszy nie oznacza, że wsłuchujemy się we własne głosy, ale że Bóg słucha naszych głosów. Tylko On wie, kto uczestniczy we Mszy. Uważam, porównując rzeczy małe z wielkimi, że “uczestniczę” w dziele sztuki, gdy je studiuję i podziwiam w milczeniu. Nie potrzeba krzyczeć. Każdy, kto grał w sztuce [teatralnej] wie, że można deklamować na scenie, podczas gdy myśli mogą być gdziekolwiek. Jeśli Niemcy chcą być hałaśliwi, niech będą, ale dlaczego zakłócają nasze nabożeństwa?

>Różnorodność< jest uznawana przez progresistów za jeden ze środków przeciwko ciasnocie Romanitá. Może pozwolą na nią angielskim katolikom".

Zachęcam do lektury!