22.04.2010

Umartwienia

Poprzedniego Papieża za jedne rzeczy ceniłem, za inne nie. Byłem i jestem jak najdalszy od postaw bezrozumnego uwielbienia i bezmyślnego krytykanctwa. Najzwyczajniej nie darzyłem tej postaci sympatią. Szczególnie irytowało mnie nieznośne aktorstwo i puste gesty. I nie czuję się przez to gorszym katolikiem – przecież winien mu byłem szacunek i posłuszeństwo, a nie uwielbienie.

Argumentu przeciwko beatyfikacji wielu szuka w Asyżu i Damaszku, a ja widzę go w Polsce, w Krakowie, na Franciszkańskiej 3. Główny lokator to znakomita ilustracja „polityki kadrowej” poprzedniego Pontifexa mianującego biskupami wszystkich tych tragarzy nart, właścicieli dużych fiatów wożących go w góry i innych równie pożytecznych ludzi, nawet jeśli nie pozbawionych kwalifikacji umysłowych, to z pewnością potrzebnej charyzmy i wizji. A przy tym usłużnych.

Czy świętej pamięci Papież nie był świadom tego, kim się otacza? O nie, był na to zbyt inteligentny. Lecz był także autentycznie pobożny i skłonny do umartwień. Jaką więc rolę odgrywał przy nim jego Sekretarz? Obawiam się, że był intelektualną włosienicą.