Działania Benedykta XVI będące odpowiedzią na prośby anglikańskich konserwatystów przynoszą momentami dość niespodziewane, by nie powiedzieć zadziwiające owoce. Daję wiarę pojawiającym się doniesieniom tylko dlatego, że ich źródłem jest Luke Coppen, publicysta współpracujący z Catholic Herald, Timesem i Daily Telegraph, a więc człowiek wiarygodny. Otóż cytuje on słowa koordynatora i rzecznika ostatniej Konferencji Kościoła Metodystów, wielebnego Kennetha Howcrofta, który wyraził „zainteresowanie propozycją tzw. ordynariatów” jako sposobem na istnienie w Jedności Kościoła grup o różnej tradycji i historii, ale mających ten sam cel.
Howcroft stwierdził, że: „Propozycje te mogą być dla metodyzmu – który przecież zapoczątkowany został jako ruch wewnątrz Kościoła Anglii, a nie jako odrębne wyznanie – sposobem na znalezienie w przyszłości swego miejsca w ramach Kościoła powszechnego, tak jak to się dzieje w przypadku anglikanów”.
Metodyzm, stawiający sobie za cel ożywienie wiary i osobistej pobożności wiernych, rzeczywiście był ruchem wewnątrz anglikanizmu, a osobnym wyznaniem stał się dopiero po śmierci swego inicjatora, Johna Wesleya. Jednak ruch ten wyrastał pod wpływem pietyzmu i dość znacznie oddalił się od nauk macierzystego anglikanizmu, o doktrynie katolickiej nie wspominając.
Owszem, metodyści mają w swoich Artykułach Wiary zapisy świadczące momentami o posiadaniu obcej radykalnym protestantom właściwej intuicji teologicznej. W dziedzinie sakramentów stwierdzają np.,iż „sakramenty ustanowione przez Chrystusa nie są jedynie znamionami i znakami wyznania chrześcijańskiego, lecz raczej wyrazem łaski i upodobania Bożego względem nas”, czy że „widzialny Kościół Jezusa Chrystusa jest zgromadzeniem ludzi wierzących, w którym głoszone jest czyste Słowo Boże i udzielane są prawowicie sakramenty z zachowaniem obrządków zgodnych z nakazami Chrystusa”. Uznają też, iż człowiek posiada wolną wolę i zdecydowanie odrzucają teorię predestynacji. Jednak w innych punktach jawnie i wprost zaprzeczają katolickiej doktrynie i negują treść dogmatów. Kolejne Artykuły Wiary głoszą bowiem iż „groźne i bluźniercze jest mniemanie, jakoby kapłan ofiarowywał Chrystusa podczas mszy św. za żywych i umarłych, dla zgładzenia ich cierpień i grzechów”, czy że „Rzymska nauka o czyśćcu, odpustach, kulcie i adorowaniu obrazów i relikwii oraz wzywaniu świętych jest naiwną i dowolnie wymyśloną rzeczą nie potwierdzoną w Piśmie Świętym i sprzeczną ze Słowem Bożym”.
Powstaje wobec tego pytanie, co miał na myśli wielebny Kenneth Howcroft mówiąc o znalezieniu przez metodyzm „swego miejsca w ramach Kościoła powszechnego”. Czy gest Ojca Świętego nie został zrozumiany opacznie, nie jako katolicyzacja anglikanizmu, ale anglikanizacja katolicyzmu skutkująca istnieniem w jednym Kościele wielu grup głoszących wzajemnie sprzeczne nauki. Chyba tak zrozumieli to metodyści, choć chciałbym się mylić.
Mimo, że ustanowienie pełnej jedności między Rzymem a około 70 milionami metodystów wydaje się, jeśli nie niemożliwe, to bardzo odległe, to pocieszający i budzący pewne nadzieje na przyszłość jest fakt, iż nawet wspólnoty kościelne tak dalekie od katolicyzmu zaczynają postrzegać jedność z Wikariuszem Chrystusa, którego jeszcze przed stuleciem nazywały Antychrystem, jako element konieczny do przebywania w Jedności Kościoła Chrystusowego.