Dziś wspominamy
świętych Wojciecha i Jerzego. Pierwszy jest głównym patronem Polski, drugi
Anglii. W obu krajach Kościół katolicki fetuje swoich Patronów. W Anglii nawet pomimo
zbrodni dokonanej przez papieża Pawła VI na kalendarzu, a może raczej na Martyrologium
Romanum (św. Jerzy został stamtąd wykreślony).
Dzień św. Jerzego (ang. St
George's Day) był w Anglii najważniejszym świętem zaraz po Wielkanocy i Bożym
Narodzeniu. Było tak od XIV aż do XVIII w., gdy na skutek zawarcia unii ze
Szkocją zaprzestano nadawać temu świętu państwowy charakter. Grały tu rolę
względy narodowe – Jerzy był patronem Anglii, ale nie Szkocji, oraz religijne –
bo Kościół prezbiteriański, będący w Szkocji Kościołem narodowym odrzucał kult świętych.
Tak więc kult św. Jerzego stał się ofiarą złożoną na ołtarzu unii obu królestw.
Niedawno anglikański
arcybiskup Yorku i Prymas Anglii zaapelował o świętowanie tego dnia. Uderzył w
tony dawno w Anglii niesłyszane, bo mówił, że świąteczna celebracja może pomóc
w tworzeniu narodowej jedności, w identyfikacji z „wszechobejmującą Anglią”.
Zwrócił też uwagę, iż to właśnie brak spójnej wizji narodu może prowadzić do
wzrostu politycznego ekstremizmu – czy to ze strony radykalnego islamu czy
nacjonalizmu. Podkreślił potrzebę wytworzenia poczucia narodowej jedności i
dumy z dziedzictwa, którego symbolem jest św. Jerzy i flaga z jego krzyżem.
Cóż, mógł pozwolić
sobie na taki pokaz angielskiego szowinizmu i ksenofobii, bo urodził się w
Ugandzie, a kolor jego skóry jest czarny, ale i tak zarzekał się, że nie
atakuje wielokulturowości brytyjskiego społeczeństwa, lecz uważa, że sama
wielokulturowość to za mało, by stworzyć wspólnotę.
Jego koledzy z
Kościoła Anglii na propozycję uczczenia święta biciem w dzwony zareagowali z
rezerwą. Entuzjazm wykazało zaledwie 5 z 46 anglikańskich biskupów. Nie sądzę
jednak, by bali się reakcji Szkotów, bo to nie im kościelne dzwony
przeszkadzają w usłyszeniu nawoływań muezinów.
Jakub Pytel